Reklama


Prezydent Aleksander Łukaszenka zwrócił się do prezesa Rosnieftu Igora Sieczina z propozycją zwiększenia dostaw ropy do białoruskich rafinerii. Musiał się upokorzyć, bo od pół roku nie udało się z Rosjanami dogadać w sprawie długoterminowego kontraktu. Nie udało z powodu rosyjskich podejrzeń...


Zdaniem Kremla Białoruś chce w 2013 sprowadzić za dużo ropy naftowej (ok. 23,5 mln ton). Po co? Żeby wyeksportować ją poza obszar Unii Celnej pod przykrywką paliw. Dzięki temu reżim uniknąłby płacenia większego cła i zarobił.


Zobacz także: Kreml wykupi białoruskie srebra rodowe. Rafineria Naftan pierwsza w kolejce


Podobna sytuacja miała miejsce w zeszłym roku podczas tzw. "afery rozpuszczalnikowej" (sprzedawano benzynę jako rozpuszczalniki, które nie są obłożone cłem w Unii Celnej). Po jej wykryciu przez Rosjan rozpoczął się wyraźny trend spadkowy gospodarki białoruskiej.


Skala malwersacji jakiej w ten sposób dopuszczała się Białoruś jest szacowana na 30% wpływów budżetowych państwa. Na chwilę obecną białoruski eksport w ciągu pierwszego kwartału br. spadł o 42,2 procent, import wzrósł o 26,1 procent. W przypadku Łotwy, przez którą sprzedawano rozpuszczalniki liczby są jeszcze bardziej szokujące, spadek wyniósł bowiem 87,4 procent.


Przeczytaj również: Łukaszenka znów atrakcyjny dla Unii Europejskiej?


Czy Sieczin ustosunkuje się na usilne prośby Łukaszenki? Owszem. Zapowiedział, że Rosnieft jest gotowy do realizacji rosyjsko- białoruskich projektów długoterminowych. Duży wpływ na to miała zapewne zachęta dyktatora, który zaprosił Rosjan do "większego zaangażowania się" w białoruską Chemię. Wyprzedaż trwa...


Piotr A. Maciążek

Reklama

Komentarze

    Reklama