Reklama

Szczytowe zapotrzebowanie Krymu na energię to według różnych szacunków 1300-1400 MW, tymczasem lokalne moce wytwórcze wynoszą 160-180 MW. Na półwyspie znajdują się co prawda także elektrownie wiatrowe i słoneczne (około 300 MW), ale ich wykorzystanie jest niemożliwe ponieważ wymagałoby to stabilizowania sieci elektroenergetycznej z pomocą Ukrainy (infrastruktura przesyłowa Krymu jest z nią ściśle zintegrowana).

Problemu deficytu mocy na okupowanym przez Rosję terytorium nie rozwiąże również planowana przez Rosjan budowa mostu energetycznego. Chodzi o linię elektroenergetyczną pomiędzy Krymem i rosyjskim Krajem Krasnodarskim, która pod koniec 2015 r. ma mieć moc 300-350 MW, a w 2018 r. 800-840 MW. Potencjał tego połączenia nie zniweluje deficytu na półwyspie, poza tym jego wykorzystanie napotka na dwa problemy. Zdaniem Wadima Ulida, byłego ukraińskiego wiceministra przemysłu węglowego i energetyki, na południu Rosji bilans energetyczny nie pozwala na tak duży przesył energii na Krym. W tym celu konieczne byłoby zbudowanie tam nowych mocy rzędu 500-600 MW. Pociągnęłoby to za sobą także konieczność zmodernizowania całej sieci na półwyspie (jak już wspominałem problemem jest jej ścisła integracja z ukraińską macierzą) i w Kraju Krasnodarskim pod kątem nowego połączenia. Oznacza to gigantyczne koszty, drastycznie przekraczające kwotę 1 mld $, o której mówią rosyjskie władze. A przecież trzeba będzie zbudować także nowe moce na samym Krymie, by zrównoważyć system elektroenergetyczny. Według Ulida budowa elektrowni gazowej na półwyspie o mocy 500 MW to koszt nawet 2-3 mld $ (istotna jest tu także utrudniona logistyka).

To nie wszystkie wydatki jakie będzie musiał ponieść Kreml w związku z integracją energetyczną okupowanego półwyspu z siecią rosyjską. Planowana budowa gazociągu Kubań-Krym (ma zostać oddany do użytku w 2018 r.) wyniesie ponad 40 mln $. Łącznie mówimy więc o ogromnych kwotach (dotyczących tylko energetyki!) jakie pogrążająca się w recesji gospodarka rosyjska będzie musiała ponieść. Nielegalne włączenie części terytorium państwa ukraińskiego do Rosji okazuje się więc dla Kremla wielkim ciężarem zarówno w aspekcie politycznym jak i ekonomicznym. I to na przestrzeni wielu lat, ponieważ daty graniczne dla nowych inwestycji energetycznych dedykowanych półwyspowi krymskiemu są bardzo umowne. Również z powodu sankcji, które odcięły rosyjską gospodarkę od specjalistycznych urządzeń niezbędnych do przebudowy energetycznej Krymu.

Tym samym przez dłuższy czas zapotrzebowanie energetyczne półwyspu będzie musiało być zaspokajane dzięki porozumieniu rosyjsko-ukraińskiemu. Funkcjonuje ono obecnie dzięki deficytowi energii jaki pojawił się nad Dnieprem w związku z zajęciem przez siły prorosyjskie kopalni węgla w Donbasie. Uporanie się z tym problemem może mieć implikacje dla okupowanego przez Rosjan obszaru  (np. blokada energetyczna, do której wzywają Tatarzy krymscy).

 

 

 

Reklama
Reklama

Komentarze (3)

  1. jang

    niektórym komentatorom czytanie ze zrozumieniem nie przychodzi łatwo..W tym artykule jest wiele wyjaśnione i o ile translator masz poprawny Mess to powinieneś nie konfabulować i zaprzeczać cytatom ROSYJSKICH fachowców

  2. pio

    Gimnazjaliści do szkół! Przestać bredzić. Ile włożyła RFN w odbudowę DDR? Nie było im szkoda tym bardziej Rosji nie będzie. 3 mln Rosjan to nie tak dużo. Ukry pozostawili Krym w stanie "bezinwestycyjnym" od upadku ZSRR, wszystko się rozpadało. Wyjątkiem była własnie zabetonowane kasyna na plażach stawiane nielegalnie przez oligarchów. Tatarzy nie mieli żadnych praw, siedzieli w nielegalnie wybudowanych wiochach bez mediów i płacili łapówy Ukrom - żeby je spychacz nie rozwalił.

  3. hugo

    człowieku, czy ty masz jakiegoś pierdolca na punkcie Rosji ? Walisz tę propagandę codziennie. Zajmij się czym pozytecznym, a nie sianiem nienawiści