Reklama

Portal o energetyce

Koniec rosyjsko-węgierskiego "miesiąca miodowego"?

  • fot. Russian Helicopters

Informacja o fiasku projektu South Stream kompletnie zaskoczyła premiera Wiktora Orbana i nadwyrężyła jego autorytet w zakresie prowadzonej polityki energetycznej. Czy wspomniane zdarzenie doprowadzi do przewartościowania relacji rosyjsko-węgierskich w obrębie sektora gazowego?

Jak poinformował Rosatom: doszło dziś (9 grudnia) do podpisania umowy ze stroną węgierską dotyczącą budowy dwóch nowych reaktorów w elektrowni atomowej w Paks. Inwestycja ta w dość paradoksalny sposób obrazuje rosyjsko-węgierski "miesiąc miodowy" zainicjowany polityką "zwrotu na Wschód" Wiktora Orbana.  

Pierwsze doniesienia medialne, które informowały o rosyjskim zaangażowaniu w rozbudowę siłowni jądrowej działającej nad Balatonem stały się symbolem coraz bardziej zażyłych stosunków pomiędzy Budapesztem i Moskwą. Teraz, gdy wreszcie złożono podpisy pod porozumieniem i nabrało ono mocy stoją one pod coraz większym znakiem zapytania. Reakcja Węgier na ogłoszenie przez Władimira Putina końca projektu South Stream pokazuje bowiem, że nowa sytuacja kompletnie je zaskoczyła. Tymczasem rząd Orbana nie szczędził sił, by wspierać projekt gazociągu omijającego Ukrainę na forum europejskim, co rodziło liczne napięcia w relacjach z partnerami zachodnimi w tym Stanami Zjednoczonymi. 

Pierwszą reakcją Budapesztu na informacje o fiasku Południowego Potoku były zapewnienia węgierskiego ministra spraw zagranicznych, Pétera Szíjjártó o "poszukiwaniu alternatywnych szlaków dostaw gazu w tym możliwości sprowadzania surowca z Azerbejdżanu" [1]. O takiej opcji wspominał już 11 listopada premier Orban, jednak jest mało prawdopodobne, by miało to związek z posiadaną przez niego wiedzą na temat rzeczywistych rosyjskich planów co do South Stream. Była to raczej okolicznościowa deklaracja na użytek wewnętrzny oraz zewnętrzny związany z wizytą azerskiego prezydenta w Budapeszcie [2]. Za taką interpretacją wydarzeń przemawiają zresztą słowa Siergieja Ławrowa, który po spotkaniu z ministrem Szíjjártó, które odbyło się 19 listopada poinformował, że "strony potwierdziły wszelkie swoje zobowiązania wobec projektu Południowego Potoku" [3].  

Premier Węgier był zatem zaskoczony nagłą zmianą planów co do inwestycji, za którą aktywnie lobbował zarówno w kraju jak i za granicą. Pierwsze obszarne wyjaśnienia ze strony Rosjan uzyskał drogą oficjalną zapewne dopiero podczas rozmowy telefonicznej zainicjowanej 7 grudnia przez Władimira Putina [4Bardzo ciekawe jest także to, że rosyjskie media rozpisujące się dziś (9 grudnia) na temat South Stream (w związku z brukselskim spotkaniem poświęconym tej tematyce) wśród entuzjastów gazociągu wymieniały wicekanclerza RFN Sigmara Gabriela i premiera Bułgarii Bojko Borysowa, ale nie Wiktora Orbana [5]. Być może cała sytuacja jest nieprzypadkowa a szef Fideszu lokuje już swoje gazowe plany w innym obszarze? 

Na powyższe pytanie nie znamy odpowiedzi, ale zastanawia zbieżność deklaracji węgierskich władz o pozyskiwaniu azerskiego gazu  w obliczu fiaska Południowego Potoku z nieco już zapomnianym projektem, który w ostatnich dniach zyskał "nowe życie". 5 grudnia brytyjska firma inżynieryjna Penspen przedstawiła w Bukareszcie ostateczne studium wykonalności AGRI. To tzw. Interkonektor Gazowy Azerbejdżan- Gruzja- Rumunia (AGRI), który w założeniu miałby dostarczać kaspijskie błękitne paliwo przez Morze Czarne do Rumunii i dalej przez Węgry do Europy Środkowej. W projekt jest zaangażowana węgierska firma MVM. [6]

Reklama

Komentarze

    Reklama