Portal o energetyce
Klucz do polskiego losu leży na Wschodzie- czyli kilka słów o polskiej polityce zagranicznej
„Niektórzy uważają, że im silniejsza Polska na Wschodzie, tym silniejsza na Zachodzie. Jest dokładnie odwrotnie” stwierdził niedawno Minister Radosław Sikorski dodając jednocześnie, że „polityka zagraniczna jest mało wymierzalna”.
Jako jeden z „niektórych” rozumiem w pewnym sensie szefa polskiego MSZ. Z perspektywy politycznej Wschód został całkowicie przywłaszczony przez Prawo i Sprawiedliwość. Zatem z punktu widzenia Platformy Obywatelskiej silniejsza Polska musi być budowana w oparciu o wektor zachodni, w latach 2004-07 w dodatku dopiero raczkujący w głowach nadwiślańskich inżynierów politycznych.
Retorykę 300 miliardów z UE sprzedaje się społeczeństwu o wiele wygodniej niż te odcinki, na których rzemiosło dyplomatyczne jest ciężkie. Unijne dotacje i dramatyzm brukselskich negocjacji jest bardziej wymierzalny niż głębokość położenia nitki Nord Streamu u wrót Świnoujścia, czy spadek eksportu ropy w gdańskim naftoporcie dzięki uruchomieniu projektu BTS-2. Oba powyższe przykłady pokazują, że silna na Zachodzie Polska nie przekłada się na Polskę silną na Wschodzie.
W obu przypadkach Niemcy i Rosjanie podali sobie ręce ponad obszarem, który dzieli ich geograficznie. Geograficznie, bo z perspektywy politycznej kraje te ze sobą graniczą. To porozumienie z estońskim rządem a nie Niemcami, Francją i Włochami stanowiącymi strategiczne kierunki polityczne MSZ-u może utrudnić życie kolejnym nitkom Gazociągu Północnego. To przedłużenie -w które już nikt nie wierzy- ropociągu Odessa- Brody i dogadanie się z Azerami może ożywić gdański naftoport i wzmocnić jego znaczenie. Tych spraw nie załatwimy z Berlinem, który z otwartymi ramionami wita rosyjskie tankowce.
Model Polski silnej Zachodem nakłada na nas liczne ograniczenia w tym m.in. wielkie oczekiwania europejskich potęg odnośnie poprawy relacji z Rosją. Tymczasem kraj ten w niemal każdej kwestii ma rozbieżne względem Rzeczpospolitej interesy. Aby się im przeciwstawić trzeba skoncentrować interes polski w wiązkę polityczną, którą można przekuć w sensowne projekty pokroju Sarmatii. Jej dotychczasowa historia pokazuje, że większe znaczenia niż Komisja Europejska, która nadała temu projektowi znaczenie paneuropejskie ma wola polityczna tradycyjnych ośrodków władzy w państwach narodowych. To zresztą dość charakterystyczne, że krótka historia „eurazjatyckiego korytarza gazowego” przedstawiona na oficjalnej stronie spółki Sarmatia nie wykracza poza 2008 rok, czyli okres w którym Minister Sikorski rozpoczął realizację projektu „silna Polska na Zachodzie to silna Polska na Wschodzie”. Do tworzenia różnorakich Sarmati polskiej dyplomacji nie wystarczy Partnerstwo Wschodnie budujące swoimi projektami zręby społeczeństwa obywatelskiego w byłych sowieckich republikach, do tego trzeba aktywnej polityki na Wschodzie realizowanej z Warszawy a nie Brukseli.
„Klucz do naszego losu leży na wschodzie” mawiał Marszałek Piłsudski, a za nim Giedroyc i Mieroszewski, rządy III RP do 2007 roku, Kwaśniewski na Majdanie i Kaczyński w samolocie do pogrążonej w wojnie z Rosją Gruzji. Polityka Sikorskiego nie jest w tym kontekście chwalebnym novum przystosowującym polską dyplomację do nowych realiów politycznych, to raczej niechlubny wyjątek, który przykrywa silną Polską na Zachodzie swoje polityczne niepowodzenia na Wschodzie.
Szef polskiego MSZ uważa, że im silniejsza Polska na Zachodzie, tym silniejsza na Wschodzie. Jest dokładnie odwrotnie...
Piotr A. Maciążek