Reklama

Wywiady

Emisyjna katastrofa. Polscy przedsiębiorcy mogą przegrywać przetargi przez ślad węglowy

Widok na fabrykę, z której kominów leci dym, o zachodzie słońca
Autor. Envato elements / @photovs

Polski emisyjny miks energetyczny będzie ciężarem dla przedsiębiorców, którzy są często obligowani do przedstawiania śladów węglowych swoich produktów. I w przypadku dalszego polegania na węglu będą oni przegrywać przetargi oraz udział w rynku – mówi dr Adam Juszczak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Poniżej znajduje się skrót rozmowy z dr. Adamem Juszczakiem. Całość wywiadu znajduje się w odcinku podcastu „Elektryfikacja”. Link zamieszczony jest w artykule.

Jakub Wiech: Czy Europa się deindustrializuje polityką klimatyczną?

Dr Adam Juszczak, ekspert ds. polityki klimatycznej, Polski Instytut Ekonomiczny: Trzeba to rozbić na dwa zagadnienia. Po pierwsze: tak, Europa w pewnym stopniu się deindustrializuje. Dobrym przykładem mogą być Niemcy, które od 5 lat notują spadek produkcji przemysłowej. Obecnie jest ona na najniższym poziomie od środka lat dwutysięcznych. To też widać po PKB Niemiec. Ale nie można wszystkiego zrzucić na karb transformacji energetycznej. Nie wszystkie kraje UE się deindustrializują tak, jak Niemcy, w niektórych zachodzi wzrost produkcji przemysłowej. Tak się dzieje np. w Polsce. Natomiast trzeba zaznaczyć, że przemysł to jest bardzo ważny element – to ok. 20% unijnej gospodarki, 80% unijnych towarów eksportowych i 35 milionów miejsc pracy. Mamy takie sektory, jak produkty farmaceutyczne czy inżynieria mechaniczna, gdzie cały czas jesteśmy jednym z dominujących graczy na poziomie światowym. Nie da się jednak zaprzeczyć, że Europa ma coraz większe problemy z przemysłem – bo np. mamy wysokie ceny energii. Nie jest to jednak wina zielonej transformacji, tylko raczej jej nieprzeprowadzania: tu można podać przykład Polski, która w ostatnich tygodniach notuje na rynku hurtowym dwa razy wyższe ceny energii niż np. Francja.

YouTube cover video

A te inne czynniki poza polityką klimatyczną, które wpływają na pozycję gospodarczą Europy – to co?

Europa przespała kilka kluczowych momentów, jeśli chodzi o przestawianie swojej gospodarki na nowe tory. Wróćmy do przykładu Niemiec: tam widać np. starzejące się społeczeństwo, i to zazębiło się z przywiązaniem do tego „starego” przemysłu, czyli np. motoryzacji. Zwróćmy uwagę, że niemiecki sektor motoryzacyjny dopiero ostatnio zwrócił się w kierunku elektromobilności. I okazało się, że Volkswagen, który był do niedawna liderem sprzedaży na rynku chińskim, stracił tę pozycję na rzecz lokalnego producenta BYD, którego oferta w dużej części składała się z aut hybrydowych i elektrycznych. Trudno więc to zrzucić na karb niemieckiej transformacji energetycznej.

Reklama

Inni nie spali?

Nie, działali – w różny sposób. Dla przykładu, od kilku lat możemy obserwować znaczący wzrost protekcjonizmu zarówno Chin jak i USA względem ich własnych gospodarek. Można tu wskazać np. na chińskie subsydia rynku baterii czy samochodów elektrycznych czy na amerykańską ustawę Inflation Reduction Act. Tymczasem w Unii Europejskiej skupialiśmy się na ustanawianiu równych reguł jednolitego rynku. Skupiliśmy się na tym by żaden kraj UE nadmiernie nie mógł wspierać własnych firm kosztem tych z innych krajów członkowskich i przegapiliśmy to, że ktoś gra już na zupełnie innych zasadach. Europa dopuściła do eksportu swojego przemysłu, a recepta na to – czyli tzw. friendshoring – nie przyniosła na razie odpowiednich rezultatów.

Jak zatem wypadamy na tle Chińczyków czy Amerykanów pod względem konkurencyjności?

Stosunkowo słabo. Chiny rozwijają się od lat. Europejczycy nie zauważyli momentu, gdy kraj ten przestał być tylko miejscem taniej produkcji dla ich marek, ale zaczął też produkować własne rzeczy i budować własne technologie. Nagle okazało się, że Europa jest uzależniona od chińskich baterii czy paneli fotowoltaicznych. Nie potrafimy zatem zabezpieczyć naszego rynku wewnętrznego, a co dopiero konkurować na rynkach zewnętrznych. Co więcej: Chiny zdominowały wydobycie surowców krytycznych, np. poprzez rozwijanie wpływów w krajach, gdzie znajdują się ich złoża. Z kolei USA zaczęły odwracać pewne niekorzystne dla nich trendy gospodarcze i też są w lepszej sytuacji od Europy.

Reklama

Sceptycy mówią, że np. Chiny wygrywają, bo nie wprowadzają polityki klimatycznej.

Połowa globalnych inwestycji w odnawialne źródła energii to inwestycje chińskie. Podobnie rzecz się ma z budową elektrowni jądrowych. Oczywiście Chiny wychodziły z innego poziomu, natomiast naszą odpowiedzią na te wyzwania nie może być obniżanie europejskich standardów klimatycznych. Bo równie dobrze można powiedzieć, że powinniśmy dostosować nasze prawo pracy i stawki godzinowe do poziomów chińskich. Raczej nie przyjęto by tego z radością. Lepszą odpowiedzią jest np. Carbon Border Adjustment Mechanism, który odzwierciedla intensywność emisji w koszcie produktu i w ten sposób wspiera mniej emisyjny europejski przemysł zabezpieczając nas przed ryzykiem ucieczki przemysłu energochłonnego poza granice UE

A czy są jakieś segmenty przemysłu, w których możemy wyprzedzić Chiny?

Na pewno są sektory w których możemy ten dystans nadgonić. Przykładem może być sektor bateryjny oraz wodorowy. One są na razie na jeszcze podstawowym poziomie rozwoju. Szacuje się, że globalna produkcja baterii do 2030 roku zwiększy swoją wartość sześciokrotnie, do poziomu ok. 400 mld dolarów. Podobnym torem ma iść zielony wodór wraz ze swoim potencjałem do produkcji stali. Tylko znowu: nie możemy przespać szans, które dają te przemysły oraz nie możemy skupić się na wzajemnym podgryzaniu między krajami Unii Europejskiej. Wtedy mamy szanse nadrobić zaległości.

Jak w tym wszystkim wypada Polska?

Przede wszystkim, wysoka intensywność emisji w Polsce wynikająca z zawęglowienia miksu energetycznego przekłada się na wysokie ceny energii elektrycznej. Polski przemysł wprost wskazuje je jako kluczową barierę rozwojową. Niemniej, trudno tu winić unijną politykę klimatyczną. Globalnie obserwujemy trend, w ramach którego inwestycje w paliwa kopalne spadają, a te w zielone technologie – rosną. Od 2015 roku bezpośrednie inwestycje zagraniczne związane z zielonym przemysłem wzrosły z 60 mld dolarów do 240 mld dolarów. To jest wskaźnik wzrostu na poziomie 16% rocznie. Banki coraz częściej mówią, że nie chcą finansować firm, które są związane z aktywami węglowymi.

Na ile realne jest ryzyko, że polski przemysł ucieknie np. na Słowację? Albo do Rumunii?

Takie ryzyko jak najbardziej istnieje. To kraje z konkurencyjnymi w stosunku do Polski kosztami pracy i takim samym dostępem do rynku unijnego przy jednocześnie mniej emisyjnym miksie energetycznym. Co więcej, emisyjny polski miks energetyczny będzie ciężarem dla przedsiębiorców, nie tylko w kontekście wysokich cen energii ale także przez coraz częstszy wymóg przedstawiania śladu węglowego swoich produktów. I w przypadku dalszego polegania na węglu będą oni przegrywać przetargi.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama