Klimat
Wybory samorządowe we Francji. Ekolodzy zwyciężają w dużych miastach
”Duże miasta wzięli ekolodzy, mniejsze ośrodki pozostały w rękach prawicy” - powiedział w rozmowie z PAP dyrektor badań w Narodowego Centrum Badań Naukowych (CNRS), politolog prof. Luc Rouban komentując wyniki drugiej tury niedzielnych wyborów samorządowych we Francji.
"Wygranymi drugiej tury niedzielnych wyborów samorządowych są niewątpliwie ekolodzy w koalicji z socjalistami w dużych miastach, ale również prawica w małych i średnich miastach. Największymi przegranymi są natomiast kandydaci partii prezydenckiej LREM, a samej partii prezydenckiej nie udało się zakorzenić w lokalnych strukturach, o co toczyła się gra w tych wyborach" - ocenił w rozmowie z PAP Rouban.
Dowodem na poparcie tej tezy jest według niego porażka LREM w Paryżu, gdzie kandydatka tej partii na mera Agnes Buzyn nie dostała się nawet do rady miejskiej.
"Nastąpiło ciekawe przetasowanie przywództwa koalicyjnego między Zielonymi a socjalistami (Partia Socjalistyczna). Zawsze to socjaliści grali pierwsze skrzypce, a w tych wyborach stali się aktorami drugiego planu, dziś karty rozdają Zieloni" - podkreśla ekspert. Dodaje, że np. w Carmaux, rodzinnym mieście ojca francuskiego socjalizmu Jeana Jauresa, którego ulice znajdują się niemal w każdej francuskiej miejscowości, lewica straciła władzę po raz pierwszy od 128 lat.
Rouban wylicza, że prawicy oprócz małych miast udało się także wygrać w kilku większych ośrodkach miejskich, np. w Nicei, Tuluzie, Metz czy Miluzie, ale jej porażką jest utrata władzy na rzecz Zielonych w Bordeaux.
Według politologa znakiem czasu wydaje się to, że w pięciu na dziesięć największych miast we Francji władzę będą sprawowały kobiety. W Paryżu zwycięstwo odniosła urzędująca socjalistyczna mer Anne Hidalgo, kobiety zostaną również merami w Nantes, Strasbourgu, Lille i Marsylii.
"Niepokojąca jest natomiast najniższa frekwencja wyborcza w historii wyborów, niższa nawet niż podczas pierwszej tury zorganizowanej 15 marca - w szczycie pandemii koronawirusa" - zaznacza Rouban. W odbywającej się w ostatnią niedzielę drugiej turze wyborów zagłosowało niewiele ponad 40 proc. uprawnionych do tego Francuzów.
Badacz tłumaczy niską frekwencję konsumpcjonizmem wyborców, którzy w coraz większy stopniu oddalają się od polityki i nie czują się odpowiedzialni za własne państwo. Z jednej strony mamy do czynienia z dużym oczekiwaniem zmian, stąd poparcie dla Zielonych, z drugiej - z chęcią utrzymania konsumpcyjnego status quo i niczego poza tym - uzupełnia.
Innym ciekawym wynikiem, na który zwraca uwagę Rouban, jest rezultat głosowania w podparyskim imigranckim Saint Denis, gdzie od 1944 r. nieprzerwanie rządzili merowie z Francuskiej Partii Komunistycznej, a tym razem wygrał tu socjalista. Tym samym partia komunistyczna straciła swoje ostatnie miasto powyżej 100 tys. mieszkańców, a skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe kierowane przez Marine Le Pen zyskało władzę w takich ośrodkach wygrywając w Perpignan na południu kraju.
Politolog zauważa też bardzo dobry wynik premiera Edouarda Philippe'a w Hawrze, który zdobył tam 58,8 proc. głosów deklasując konkurenta z partii komunistycznej Jean-Paula Lecoqa.
"Zwycięstwo premiera stawia prezydenta Emmanuela Macrona w kłopotliwej sytuacji" - ocenia ekspert. Premier ma obecnie dużo większe poparcie w sondażach niż prezydent. Uważany za stabilnego i uczciwego Philippe jest silny politycznie, był silny podczas kryzysu wywołanego pandemią, przez co trudno będzie go zastąpić na stanowisku, o czym od tygodni się spekuluje zauważając napięcia między szefem rządu a prezydentem - wyjaśnia Rouban.
Jego zdaniem Macronowi bliżej jednak do centroprawicowego Philippe'a niż Zielonych i socjalistów. "Nie wyobrażam sobie współpracy Macrona z wojującym ekologiem Yannickiem Jadotem jako premierem" - podsumowuje.