Klimat
Posłanka Lewicy: Mafie śmieciowe zarabiają miliony i narażają Polaków - państwo z tektury nie działa [WYWIAD]
”Nasze prawo środowiskowe jest po prostu pozbawione zębów. Stworzono system, w którym przestępcy trujący nas wszystkich są bezkarni, a społeczeństwo ponosi wszystkie koszty ich kryminalnej działalności” - mówi w rozmowie z serwisem Energetyka24 Daria Gosek-Popiołek, posłanka Lewicy.
Jakub Kajmowicz: Podczas niedawnej konferencji prasowej mówiła Pani o „bombie ekologicznej” związanej z byłą Rafinerią Glimar. O co chodzi?
Daria Gosek-Popiołek: Przez kilka lat mafia śmieciowa zwoziła i porzucała odpady niebezpieczne na terenie Rafinerii Glimar w Gorlicach. Stworzona została sieć spółek współpracujących ze sobą, skupujących odpady niebezpieczne i unieszkodliwiających je “na papierze”, a w rzeczywistości przechowujących je na tym bardzo rozległym terenie, bez jakiejkolwiek kontroli czy zabezpieczenia.
Przez kilka lat zdołano w ten sposób "zmagazynować" na terenie dawnej rafinerii ponad 4 tysiące ton odpadów niebezpiecznych. Były to generalnie odpady przemysłu chemicznego, petrochemicznego, farbiarskiego i lakierniczego. Porzucone w beczkach plastikowych i wystawione na działanie czynników atmosferycznych. Ich wybuch, przedostanie się do gruntu czy wód gruntowych - to byłaby katastrofa ekologiczna.
Zamiast je unieszkodliwiać - po prostu je zostawiono. To zresztą model działania mafii śmieciowej znany z całej Polski: sieci różnych firm powiązanych często osobowo, czasem kapitałowo, zajmujących się teoretycznie "unieszkodliwianiem" takich odpadów, a nie dysponujących przy tym żadną infrastrukturą. Czerpią korzyści, nie ponosząc żadnych kosztów, narażając życie tysięcy Polek i Polaków. Ich zyski to miliony złotych.
Jaka jest, w Pani opinii, przyczyna takiego stanu rzeczy, jak do tego doszło? Nie da się przecież niepostrzeżenie zgromadzić kilku tysięcy ton niebezpiecznych odpadów.
O tym, że się da świadczy fakt, że w Polsce mamy zidentyfikowanych 231 nielegalnych składowisk, na których zalega 800 tysięcy odpadów niebezpiecznych. Wspominałam o Gorlicach - zwieziono tam co najmniej 4 tys. ton, na terenie Skawiny i Jaworzna inna spółka zmagazynowała w ten sposób 55 tys. ton odpadów.
Wystarczy wydzierżawić miejsce odległe od centrum miasta, jeśli się da, w dość odludnym miejscu i po prostu nie zwracać uwagi na siebie. Często fałszowane są dokumenty przewozowe, tak, by nic nie wskazywało na to, że odpady są niebezpieczne. Powstają całe łańcuchy spółek, tak, że bardzo trudno jest znaleźć tę "odpowiedzialną" za składowanie.
Odpowiedź jak do tego doszło jest łatwa: państwo z tektury. Kilka miesięcy temu rozmawiałam z inspektorem ochrony środowiska, który wprost mi powiedział: "pani poseł, w Polsce nie mamy systemu unieszkodliwiania odpadów niebezpiecznych. Zaledwie kilka procent firm, które się tym zajmują, rzeczywiście to robi. W pozostałych przypadkach mamy do czynienia z przewożeniem odpadów od firmy do firmy, wystawianiem kolejnych faktur między firmami, przetwarzaniem odpadów na inny produkt - np. granulat drogowy bez jakiejkolwiek próby ich neutralizacji. Po prostu, coś co było odpadem płynnym łączone jest z odpadami o innej frakcji, dodaje się do tego np. cement i sprzedaje się produkt służący na przykład do wyrównywania terenu". Przez rok swojej pracy parlamentarnej przekonałam się, że, choć brzmi to przerażająco, tak po prostu jest.
Nasze prawo środowiskowe jest po prostu pozbawione zębów. Stworzono system, w którym przestępcy trujący nas wszystkich są bezkarni, a społeczeństwo ponosi wszystkie koszty ich kryminalnej działalności.
Czyli takich miejsc jest w Polsce więcej, o jakiej skali mówimy?
Ostatnie dane podane przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska są na dzień 20.11.2020. W sumie nielegalnych składowisk odpadów jest w Polsce 768. Składowisk odpadów niebezpiecznych jest 231, na 133 znajdują się odpady zmieszane z niebezpiecznymi. Pozostałe to tzw. "odpady inne" - ale to nie znaczy, że nie są one szkodliwe i nie mają negatywnego wpływu na środowisko i mieszkających w okolicach ludzi. W sumie porzuconych jest 3 860 000 ton odpadów, z czego 800 000 to odpady niebezpieczne. To wszystko są składowiska zidentyfikowane przez służby. Takich, o których nie wiemy, może być jeszcze wiele.
Do tego należy dodać te tereny, które nie zostały po prowadzonej na ich terenie działalności w odpowiedni sposób zrekultywowane, jak choćby byłe Zakłady Chemiczne “Zachem” w Bydgoszczy. Takich miejsc również jest sporo. Tymczasem w wielu przypadkach te tereny są traktowane jako "inwestycyjne", prowadzi się więc na nich dalszą działalność, często zainteresowani tymi terenami są deweloperzy. Wiem, że brzmię bardzo pesymistycznie, ale mamy naprawdę olbrzymi problem jeśli chodzi o kwestie środowiskowe, kwestie bezpieczeństwa i zabezpieczenia naszego życia i zdrowia.
Jak Pani ocenia działania Ministerstwa Klimatu i Środowiska w tej materii?
System jest dziurawy, choć nie ulega wątpliwości że ostatnie miesiące i ostatnie działania rządu przynoszą nadzieje związane z walką z mafią śmieciową. Ale zaostrzanie kar nie wystarczy. Potrzebny jest system kontroli nad obrotem odpadami niebezpiecznymi, wyśrubowane normy środowiskowe itd.
Mówimy o latach zaniedbań, także tych ze strony samorządów. Gdy przyglądam się konkretnym sprawom składowisk odpadów widać, że samorządy wydają pozwolenia na działalność często w sposób nie dość uważny, bardzo pochopnie. Czasem możemy mówić o sieci układów, powiązań, także towarzyskich. Nie jest sprawowana kontrola nad tym, jak dany teren jest wykorzystywany. Mieszkańcy zgłaszający problemy z uciążliwym sąsiedztwem są po prostu ignorowani. Inspektorzy ochrony środowiska dopiero stosunkowo niedawno zostali wzmocnieni - i tutaj zdecydowanie jest to krok w dobrą stronę.
Jacek Ozdoba, sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu, stworzył specjalną komórkę w ministerstwie zajmującą się tego typu przestępstwami, która przygotowuje przepisy zaostrzające kary dla sprawców tego typu przestępstw. Po latach zaniedbań i ignorowania problemu to budzi nadzieję.
Jednocześnie pojawiają się zapowiedzi budowy instalacji unieszkodliwiającej odpady niebezpieczne i medyczne. Miałoby to być przedsiębiorstwo państwowe. To ciekawa propozycja, ale na razie zbyt ogólnikowa, by móc cokolwiek więcej o niej powiedzieć. Jak wyglądałaby lokalizacja? O jakiej technice unieszkodliwiania mówimy wtedy? Jak wyglądałby transport i przechowywanie takich odpadów? Wiele znaków zapytania, mało odpowiedzi.
W dodatku to perspektywa pewnie jakieś dekady, tymczasem ten problem mamy tu i teraz.
Jak można rozwiązać ten problem, jakie są Państwa rekomendacje w tym zakresie?
Przede wszystkim należy wspomóc samorządy finansowo. Dziś unieszkodliwianie tych odpadów, likwidacja tych składowisk przekracza ich możliwości. Oczywiście kluczowe jest tutaj "odzyskiwanie" tych środków z mafii śmieciowej, ale procesy trwać mogą bardzo długo. Dlatego postulujemy by priorytetem stało się najpierw zabezpieczenie zdrowia i życia mieszkańców, tak by nie doszło np. do wycieków, wybuchów, skażenia terenu przez niewłaściwie składowanie odpadów niebezpiecznych. I tutaj potrzebne jest finansowe zaangażowanie rządu.
Ministerstwo podaje, że koszt usunięcia takich składowisk to kilka miliardów złotych i przekracza to ich możliwości. Ja zupełnie nie zgadzam się z tą logiką, bo mówimy o bombach ekologicznych, o faktycznym niebezpieczeństwie dla nas wszystkich. Zresztą, gdy trzeba wesprzeć np. Telewizję Polską to 2 miliardy co roku w budżecie muszą się znaleźć.
Prawo środowiskowe powinno też być surowsze. Powinniśmy zlikwidować część przepisów, które ułatwiają działanie na granicy prawa. Firmy, które zajmują się przekształcaniem odpadów niebezpiecznych (których model działania omówiłam nieco wcześniej) powinny być poddawane bardzo ostrym kontrolom, powinniśmy także zastanowić się, na ile tzw. pozwolenie zintegrowane nie jest czymś do zmiany, bo utrudnia ono egzekwowanie od firm wypełniania norm środowiskowych. Jako lewica zawsze będziemy przedkładać zdrowie ludzi i czyste środowisko nad zyski.
Dziękuję za rozmowę.