Reklama

Klimat

KAS: nielegalny handel zagrożonymi gatunkami roślin i zwierząt wart ok. 20 mld dol.

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Wartość nielegalnego handlu, przemytu zagrożonymi gatunkami zwierząt i roślin jest szacowna na ok. 20 mld dolarów - poinformował ekspert Służby Celno-Skarbowej w MF Rafał Tusiński. W nielegalny procederze uczestniczą grupy przestępcze i pojedyncze osoby.

Wracając z wakacyjnych podróży, szczególnie tych zagranicznych, w bagażach przywozimy pamiątki. Często są to wyroby ze skóry, medykamenty, ubrania, muszle, fragmenty dzikiej przyrody. Zdarza się jednak - szczególnie w przypadku egzotycznych wycieczek - że pamiątka, którą mamy w walizce, została zrobiona z zagrożonego wyginięciem gatunku roślin bądź zwierząt. Wówczas możemy mieć do czynienia ze Służbą Celno-Skarbową i musimy być gotowi na nieprzyjemne konsekwencje.

Ekspert Służby Celno-Skarbowej z Departamentu Ceł w Ministerstwie Finansów Rafał Tusiński podkreślił w rozmowie z PAP, że turyści wracający z wakacyjnych podróży, oprócz "tradycyjnych" obostrzeń dotyczących wwozu np. alkoholu czy wyrobów tytoniowych, powinni zwrócić uwagę na Konwencję Waszyngtońską (CITES), która ma chronić zwierzęta i rośliny gatunków zagrożonych wyginięciem. Na specjalnej liście znajduje się ok. 30 tys. gatunków, z czego ok. 10 tys. to zwierzęta.

"Handel zagrożonymi gatunkami jest porównywany z handlem narkotykami czy handlem bronią. Ilość zaangażowanych środków i pieniędzy przez różne organizacje przestępcze jest w tych obszarach podobna. Szacuje się, że sam nielegalny przewóz zagrożonych wyginięciem gatunków ma wartość ok. 20 mld dolarów" - zaznaczył Tusiński.

Przestrzegł, że za wwóz do Polski okazów CITES może grozić kara od 3 miesięcy do nawet 5 lat pozbawienia wolności. Turyści powinni uważać również za granicą, gdyż lokalne władze często nakładają bardzo wysokie mandaty za próbę przewozu takich towarów.

"Informacje nt. CITES można znaleźć na stronach resortu finansów czy Krajowej Administracji Skarbowej. Są one też dostępne na wszystkich dużych lotniskach, gdzie często towarzyszą im odpowiednie galerie. Najlepszą jednak metodą na uniknięcie nieprzyjemności jest po prostu niekupowanie za granicą produktów, które zostały wykonane ze zwierząt. Wwóz gatunków CITES jest możliwy, ale konieczne jest wówczas posiadanie odpowiednich dokumentów" - podkreślił Tusiński.

Gatunki CITES - jak podkreślił ekspert MF - są zagrożone wyginięciem z powodów handlowych. "Podstawą ich zagrożenia nie jest to, że same nie poradzą sobie w ich środowisku. Tym powodem jest popyt, czyli chęć posiadania okazów, co nakręca kłusownictwo na olbrzymią skalę, które dotyka słonie, nosorożce czy dzikie koty" - wskazał.

Przedstawiciel resort finansów wyjaśnił, że nielegalny handel CITES można podzielić na dwa obszary - ten zdominowany przez duży przemyt np. kości słoniowej czy rogów nosorożców, które trafiają później do Azji, oraz na drugi - turystyczny.

"Wiele osób chce mieć w domu jakiś kawałek egzotycznej przyrody. Przywóz jednego kawałka koralowca nie jest problemem dla rafy. Niestety takich przypadków są tysiące. Takie zachowanie powoduje, że wiele gatunków zwierząt czy roślin jest zagrożonych wyginięciem" - powiedział.

Zgodnie z danymi udostępnionymi przez resort finansów, w ub.r. Służba Celno-Skarbowa dokonała 145 zatrzymań towaru na granicy w związku z CITES. Przejęto 137 okazów żywych zwierząt, ponad 368 tys. medykamentów medycyny azjatyckiej (TAM). Zabezpieczono też 30 gitar, w których były elementy z drzewa różanego, ponad 30 kg wapiennych szkieletów koralowców rafotwórczych, a także 0,13 kg kawioru z ryb jesiotrowatych.

Tusiński wyjaśnił, że statystki pokazują, "na co jest moda" jeśli chodzi o przywóz gatunków CITES. "Niezmiennie nadal są to torebki ze skór zwierząt, koralowce, muszle. Od wielu lat także przywożone są pseudomedykamenty, w których wykorzystywane są m.in. sproszkowane pławikoniki. Kiedyś te preparaty nazywały się Ginjal i były stosowane przy chorobach układu moczowego. Obecnie są produkowane na terenie bloku wschodniego, następnie trafiają do nas i dalej na teren UE" - wyjaśnił.

Zza wschodniej granicy trafiają do Polski też wypchane ptaki drapieżne, produkty paramedyczne wytworzone np. z żółci czy tłuszczu niedźwiedzi.

Na granicy zatrzymywane są osoby, które przewożą węgorze. Tusiński poinformował, że w styczniu br. funkcjonariusze KAS udaremnili wywóz z Polski ok. 125 kg węgorza szklistego - właściwie jego narybku.

"Węgorz europejski jest zagrożony wyginięciem. To ryba, która nie rozmnaża się w niewoli. Wszystkie węgorze rodzą się w Morzu Sargassowym (okolice Bermudów - PAP). Ten narybek wraz z prądem morskim dostaje się do Europy i do naszych rzek. Niestety coraz częściej zdarza się, że narybek jest wyłapywany i sprzedawany później np. do Chin, gdzie te ryby są później hodowane" - wyjaśnił przedstawiciel MF. Dodał, że niestety żaden z tych odłowionych węgorzy nie ma potem szansy powrotu do Morza Sargassowego na tarło.

Przechwycony w styczniu transport węgorza został przekazany do gospodarstwa rybackiego pod Olsztynem, a ryby te zostały już wpuszczone do naturalnych akwenów.

Tusiński poinformował, że żywe zwierzęta, które zostaną przechwycone na granicy, trafiają później do azylów w ogrodach zoologicznych w Polsce. Tak się stało niedawno z ok. 100 gadami, które pojechały do Zamościa.

Zwrócił jednak uwagę, że skala przemytu żywych zwierząt jest duża i w azylach brakuje już miejsc. Dlatego resort finansów wraz z Ministerstwem Środowiska współpracuje nad stworzeniem centralnego azylu, do którego takie zwierzęta miałyby trafiać.

Martwe okazy zwierząt oraz zatrzymana kontrabanda - po orzeczeniu przepadku na rzecz Skarbu Państwa - służą celom edukacyjnym. Odbywają się prelekcje w szkołach, Służba Celno-Skarbowa uczy się też, jak identyfikować okazy CITES czy wietnamskie i chińskie symbole na medykamentach.

Źródło:PAP
Reklama
Reklama

Komentarze