Reklama

Klimat

Umeda dla E24: Nie ma ucieczki przed zielonym wodorem. I nie ma czasu do stracenia [WYWIAD]

Fot. Canva.com
Fot. Canva.com

- Polska jest najlepszym w Europie rynkiem dla dekarbonizacji, bo musimy najwięcej w tym obszarze zmienić. Po stronie sektora prywatnego, który konkuruje na rynkach międzynarodowych, jak i samorządów, które mają problemy z kosztami ciepłownictwa opartego na węglu, już kiełkuje oddolny trend w kierunku dekarbonizacji, opartej m.in. na wodorze i OZE. I to właśnie mniejsi przedsiębiorcy oraz samorządy mogą w tym obszarze działać dużo szybciej i taniej niż państwowi giganci  –  mówi w rozmowie z Energetyka24.com Tomoho Umeda, przewodniczący technologii wodorowych KIG i prezes spółki Hynfra - Green Hydrogen Infrastructure. 

Daniel Czyżewski, Energetyka24.com: Czy wierzy Pan, że wodór będzie w powszechnym użytku, będzie opłacalny i będzie jednym z kluczy do transformacji energetycznej? Bo na razie jest tak, że zielony wodór jest mniej opłacalny od szarego, wytwarzanego z paliw kopalnych.  

Tomoho Umeda: To mit, że zielony wodór jest mniej opłacalny od szarego, który pochodzi z kopalin. Co prawda szary wodór rzeczywiście jest tani, można jego uzyskać 1 kg nawet za 50 groszy. Jednak, żeby zastosować go do ogniw paliwowych np. w transporcie, trzeba doczyścić go do poziomu tzw. czterech dziewiątek, czyli do poziomu 99,99 proc. czystości. A to winduje jego cenę dystrybucyjną do 4,5 euro za kilogram. 

Przy czym to nie będą wszystkie koszty. Już niedługo do opłat, jakie będzie trzeba ponieść przy wykorzystaniu szarego wodoru, dojdą jeszcze dynamicznie wzrastające koszty emisji CO2.  

Tymczasem obecny koszt wytworzenia zielonego wodoru w Polsce to ok. 3,5 euro za kilogram. Cena dystrybucyjna może wynieść tu ok 5 euro, ale odpadają nam wtedy koszty emisji CO2. 

To kiedy według Pana dojdzie do sytuacji, w której ten zielony wodór będzie bardziej opłacalny?

Zadałbym pytanie: nie „kiedy”, ale „w jaki sposób”. To zależy od tego, komu pierwszemu uda się obniżyć koszt energii odnawialnej, zużywanej do produkcji zielonego wodoru.

Spadek cen wodoru w przyszłości  w niewielkim stopniu zależy od wzrostu efektywności elektrolizy wody. Efektywność energetyczna elektrolizerów ma jeszcze jakąś przestrzeń do wzrostu. Wyznacza ją granica termodynamiczna. Twierdzi się, że granica ta  to 39 kWh na 1 kg wodoru. Obecna technologia oscyluje wokół 45 a 60 kWh/kg H2. Przestrzeń do zwiększenia efektywności zatem jest, ale nie tak znacząca, jak niektórzy sadzą. 

Oszczędności można szukać gdzie indziej, choćby po stronie wydatków kapitałowych, czyli np. kosztów urządzeń. Na pewno będą one spadać. Jednak głównym kosztem wytwarzania zielonego wodoru są koszty energii odnawialnej, więc sposób w jaki sobie z nimi poradzimy, odzwierciedli się w cenach wodoru. W Polsce mamy określone uwarunkowania jeśli chodzi o wydajność energetyki odnawialnej. Wiąże się to z naszym położeniem geograficznym. To warunki dalekie od optymalnych – mamy za małe nasłonecznienie i bardzo przeciętną wietrzność.

Takie przynajmniej są założenia.

Z powodu najmniej dogodnych warunków wytwarzania energii odnawialnej, Europa naszych dzieci nie będzie miała w takim świecie łatwo. Traktując poważnie kwestię katastrofy klimatycznej, która jest głównym powodem zmian, Europa jest w awangardzie dekarbonizacji również dlatego, że jest to rozpaczliwa próba ucieczki do przodu. Jeśli mamy sprostać globalnej konkurencji, musimy w taki sposób zmienić naszą gospodarkę, aby uniezależnić się od wielkich producentów zielonych nośników energii spoza UE już po 2030, a na pewno po 2050 roku.

Dla przykładu powiem, że już dziś w Omanie powstaje pierwsza instalacja produkcji 10 mln ton rocznie zielonego amoniaku za 30 mld dolarów. Oczywiście z planem eksportu do UE. Kolejne moce wytwórcze planują ZEA i Arabia Saudyjska. Właśnie przed tym rozpaczliwie się  bronimy. W tym kontekście Europa przestaje się jawić jako nadgorliwa awangarda, jak twierdzą niektórzy politycy i publicyści.

To jest powód, dla którego odpowiedź na Pana pytanie: „Czy ten wodór i jego pochodne będą kluczem do transformacji energetycznej, czy raczej się nie rozwiną, brzmi następująco: - zielony wodór będzie się rozwijał i to dużo szybciej, niż wszyscy sądzą. Właśnie z przytoczonych wyżej , geostrategicznych powodów. Ta kwestia jest zbyt ważna, by KE się cofnęła. Nawet, gdy jakaś wielka korporacja petrochemiczna czy węglowa powie: „Jeśli to wprowadzicie - upadniemy”.

Mam zaszczyt być członkiem stowarzyszenia Hydrogen Europe i obserwować  prace przygotowujące wodorową część Europejskiego Zielonego Ładu. Często spotykam się z przekonaniem, że Zielony Ład został przygotowany przez „nawiedzonych ekologów” i „Gretę Thunberg”. Prawda jest taka, że w jego tworzeniu, przynajmniej w części wodorowej, pośród ekspertów różnych dziedzin, aktywnie uczestniczyły również największe koncerny paliwowe, energetyczne i chemiczne w Europie. Okazuję się że zrozumiały one cele Porozumień Paryskich. Niestety, w tym procesie nie brali udziału polscy interesariusze, z wyjątkiem Pomorskiego Klastra Technologii Wodorowych. 

Dlatego dla Polskiego rynku i decydentów politycznych Zielony Ład zdaje się być niespodzianką. Brak uczestnictwa w poprzedzającym Nowy Zielony Ład dialogu spowodował, że nie byliśmy mentalnie przygotowani na tak historyczną zmianę.

Tymczasem jesteśmy poniekąd najlepszym w Europie rynkiem dla dekarbonizacji. Bo musimy najwięcej w tej sprawie zmienić spośród wszystkich państw UE. Mechanizmy, które są nam narzucane, stanowią dodatkową motywację - mam na myśli ETS, nową europejską taksonomię czy cło weglowe CBAM (Carbon Border Adjustment Mechanism). Po stronie sektora prywatnego, który konkuruje na rynkach międzynarodowych, jak i samorządów, które mają problemy z kosztami ciepłownictwa opartego na węglu, jkiełkuje oddolny trend w kierunku dekarbonizacji, opartej m.in. na wodorze i OZE.

Obszary, które mają lepsze warunki do produkcji energii odnawialnej, nie muszą koniecznie posiadać infrastruktury czy technologii niezbędnej do wytworzenia jej samej, czy też później zielonego wodoru.  

Technologię czy infrastrukturę można kupić od Chińczyków, Japończyków, Amerykanów, Niemców, Norwegów itd. Nie ma na to monopolu. W Polsce jest na razie niedosyt rodzimych technologii łańcucha zielonego wodoru. Jednak nie o samą technologię chodzi. Wyzwaniem jest cały system gospodarczy oparty na zeroemisyjnych układach energetycznych i nośnikach energii m.in. wodorze i jego pochodnych, zielonym metanolu i amoniaku, który musimy stworzyć. W świetle tego, o czym mówiłem wcześniej - nie mamy ani chwili do stracenia.

Mówi pan, że musimy to wszystko stworzyć migiem. A jak obecnie wygląda stan rozwoju gospodarki wodorowej w Polsce? Nie tylko pod kątem tego, co fizycznie posiadamy, ale również wiedzy i woli decydentów, biznesu, jak elity gospodarcze i polityczne na to patrzą, czy ich stan świadomości o wodorze daje nadzieję, że my do tego wyścigu wejdziemy i będziemy jakąś siłą w tej branży?

Mam wrażenie że publiczna narracja o wodorze jest mocno skupiona na obszarze wykorzystania go w transporcie drogowym. Tymczasem będzie to tylko wycinek całej gospodarki wodorowej. Już można zaobserwować, że samorządy  widzą w tym ogromną szansę dla dekarbonizacji ciepła, optymalizacji usług dla mieszkańców i - oczywiście - także transportu. Również dlatego, że wodór ma jedną wspaniałą cechę – najtańszy jest wtedy, gdy zużywa się go tam, gdzie się go wytwarza. Dlatego wodór naturalnie będzie stymulował powstanie układu rozproszonego, trudno będzie go centralizować. Zwłaszcza w Polsce. To jest kluczowa różnica pomiędzy wodorem, a kopalnymi  węglowodorami, wraz z ich geopolitycznym układem logistyki, czyli przesyłania ich rurociągami oraz transportowania ich drogą morską, poprzez strategiczne cieśniny w regionach niestabilnych politycznie.

Jeżeli dzisiaj prognozowane jest 10 GW mocy niedoboru w bilansie energetycznym kraju i planuje się centralizację czy etatyzację kwestii magazynowania energii, to blokuje się rozwój rynku rozproszonego, podcinając sobie gałąź na której siedzimy. Rozproszenie zagwarantuje, że będziemy mogli zbudować gospodarkę wodorową szybko. Mówimy tu o wyzwaniu zarówno organizacyjnym, jak i finansowym. W obszarze nadchodzącej transformacji energetyczno-paliwowej i surowcowej nie można ograniczać działań tyko do inicjatyw podejmowanych przez koncerny i państwowe spółki. Te duże podmioty nie będą w stanie pracować wystarczająco elastycznie i szybko na zdywersyfikowanym i lokalnym rynku wodorowym. Mniejsi przedsiębiorcy i samorządy mogą w tym obszarze działać dużo szybciej i taniej. To leży w naszym wspólnym interesie.

Reklama
Reklama

Komentarze