Reklama

Klimat

Dualizm Merkel. Rano broni Nord Stream 2, wieczorem spotyka Gretę Thunberg [KOMENTARZ]

Fot. European People's Party/Flickr
Fot. European People's Party/Flickr

Kanclerz Niemiec Angela Merkel jest jednym z najskuteczniejszych polityków na świecie. Nie powinno więc dziwić, że w swej zręczności potrafi w tym samym momencie żarliwie bronić gazociągu i spotykać się z aktywistami klimatycznymi chcącymi odejścia od paliw kopalnych.

W ubiegłym tygodniu wiele europejskich mediów doniosło o spotkaniu kanclerz Angeli Merkel ze znaną aktywistką klimatyczną Gretą Thunberg oraz innymi przedstawicielami ruchu ekologicznego. Podczas półtoragodzinnej pogawędki omówiono tam sprawy neutralności klimatycznej Unii Europejskiej, stan niemieckiego przemysłu paliw kopalnych oraz wykonanie Porozumienia Paryskiego.

Jak podaje portal Clean Energy Wire Greta Thunberg pojawiła się na spotkaniu wraz z innymi aktywistkami: Luisa Neubauer, Anuna de Wever oraz Adelaide Charlier. Młode działaczki wręczyły kanclerz Merkel list otwarty podpisany przez 125 tysięcy osób, w którym nawoływano do potraktowania sprawy redukcji emisji w sposób priorytetowy. Aktywistki miały określić spotkanie jako „spędzone w przyjaznej atmosferze”, choć dodały, że patrzą one na poruszone kwestie „z innej perspektywy”.

Trudno nie zgodzić się z tą oceną sytuacji. Kanclerz Merkel z pewnością ma bowiem inną perspektywę na przyszłość przemysłu paliw kopalnych niż młode aktywistki. Ostatnie tygodnie spędziła ona bowiem na zażartej obronie gazociągu Nord Stream 2 przed amerykańskimi sankcjami - połączenie to będzie dla Niemiec oraz wielu państw w regionie prawdziwą kotwicą trzymającą je przy dalszym spalaniu gazu, a więc paliwa kopalnego.

Stany Zjednoczone, które grożą RFN i ich partnerom sankcjami nie mają oczywiście na względzie w pierwszej kolejności kwestii klimatycznych. USA dostrzegają, że Nord Stream 2 jest potężnym narzędziem geostrategicznym, które da dużą przewagę Rosji oraz Niemcom w rozgrywkach politycznych i gospodarczych w Europie. Berlin zdaje sobie sprawę, jak duże atuty daje mu do ręki to połączenie, dlatego gotowy jest walczyć o nie nawet kosztem relacji transatlantyckich. Niemcy zainwestowały w Nord Stream 2 już bardzo dużo. Chodzi tu nie tylko o koszty kapitałowe, ale i polityczne – projekt ruszył pomimo wywołanej przez Rosję (czyli partnera przy budowie gazociągu) wojny na wschodzie Ukrainy, Anschlussu Krymu, zestrzelenia samolotu MH17, próby otrucia Skripala czy incydentu w pobliżu Cieśniny Kerczeńskiej. Teraz na szali leżą relacje z Amerykanami.

Dlaczego RFN była gotowa poświęcić tak dużo dla realizacji projektu podbałtyckiego połączenia? Wynika to z niemieckiej chęci zbudowania własnej pozycji gospodarczej i politycznej dzięki sile rosyjskich surowców. Centrale położenie RFN na europejskiej mapie predestynuje ten kraj do roli centralnego hubu dystrybucyjnego. Pozycja ta jest wzmocniona dzięki dobrze rozwiniętej niemieckiej infrastrukturze przesyłowej, czyli przede wszystkim sprawnymi interkonektorami. To wszystko sprawia, że Niemcy są w stanie zaprzęgnąć rosyjski gaz do budowy własnej pozycji politycznej i gospodarczej – surowiec ten trafia do nich bowiem bez żadnych pośredników i w ogromnych ilościach. W dodatku, dobre relacje z Rosją sprawiają, że Berlin płaci za błękitne paliwo bardzo atrakcyjną cenę (niższą niż m.in. Polska, która jest przecież geograficznie bliższa Rosji). RFN trzyma zatem rękę na kurkach z gazem, ma wpływ na jego ceny, może na nim zarabiać – dlatego właśnie plan transformacji energetycznej Niemiec (Energiewende) opiera się na wizji jak największego udziału źródeł odnawialnych, które muszą być stabilizowane – a doskonałym stabilizatorem są elektrownie zasilane gazem.

Cel ten połączony jest z innym segmentem działań Berlina, równie antyklimatycznym w swym wydźwięku. Chodzi o walkę z czystym, bo praktycznie bezemisyjnym atomem – Niemcy starają się wyłączyć własne oraz inne europejskie elektrownie jądrowe, choć może to zachwiać bezpieczeństwem energetycznym UE i storpedować jej wysiłki zmierzające do wyhamowania zmian klimatu. Tymczasem, jak się okazuje, Niemcy sami określili, jaki jest cel ich antyatomowej walki. Jej sens zawiera się bowiem w słowach umowy koalicyjnej CDU/CSU i SPD: „(...) osadzenie Energiewende w kontekście europejskim otwiera szansę na zmniejszenie kosztów i wykorzystanie efektu synergii. Chcemy dodatkowych możliwości rozwoju i wzrostu zatrudnienia w Niemczech oraz możliwości eksportowych dla niemieckich firm na rynkach międzynarodowych”. Niemcy otwarcie wskazują zatem, że ich antyatomowa polityka (bo taka właśnie jest Energiewende) ma na celu budowę gospodarczej potęgi RFN (poprzez stymulowanie rozrostu rynku pracy oraz zwiększenie możliwości eksportowych), a co za tym idzie – wzrost pozycji politycznej Niemiec.

Patrząc z tej perspektywy na spotkanie Angeli Merkel z aktywistkami klimatycznymi nie sposób nie pokiwać z uznaniem głową nad sprawnością polityczną niemieckiej kanclerz. Przywodzi ona na myśl scenę z filmu „Full Metal Jacket”, w której główny bohater prezentuje hełm z przypiętą „pacyfką” oraz napisem „Born to kill” Patrząc jednak realnie, spotkanie z Gretą Thunberg to dla Merkel kolejna sposobność do robienia polityki wizerunkowej, utwierdzającej Niemcy w roli lidera transformacji proklimatycznej. Pozwala to ukrywać niewygodne fakty dotyczące Energiewende i prawdziwej roli tego procesu dla RFN i Europy.

Reklama

Komentarze

    Reklama