Reklama

Trump, klimat i polityka. Poważny temat w niepoważnym wydaniu

Sztab wyborczy Donalda Trumpa uważa, że padł ofiarą irańskich hakerów
Autor. Oficjalna strona internetowa Donalda Trumpa

Od wyboru Donalda Trumpa na urząd 47. prezydenta USA możemy zaobserwować proces, który roboczo nazwałbym „legalizacją ekstremizmów”. Poglądy, które wcześniej stanowiły margines (z powodu swojego oderwania od rzeczywistości) dzisiaj głoszone są z dumą i rozpychają się coraz mocniej w naszej przestrzeni medialnej. Z tego powodu zastanawiałem się nawet czy pisanie o zmianach klimatu jest dobrym pomysłem, ale uznałem, że niezależnie od tego co aktualnie wygaduje wujcio-wariatuńcio zza oceanu, to problem przecież nie zniknął i mówić o nim trzeba. Zwłaszcza, że realizacja celów klimatycznych idzie tak sobie, a winni wcale nie są tak oczywiści, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

Do napisania tego tekstu skłonił mnie niedawny komunikat Światowej Organizacji Meteorologicznej, który głosił, że rok 2024 był najcieplejszym w historii pomiarów. To skłania do refleksji – gdzie dziś jesteśmy jako świat w realizacji celów klimatycznych? Przyznaję, że ta informacja nie wstrząsnęła mną tak, jak zapewne powinna. Może dlatego, że pojawiła się obok innej – mówiącej, że ostatnia dekada to zarazem dziesięć najgorętszych lat w historii. Stało się to już niemal normą, choć wcale nie powinno. Niestety „wyjątkowość” 2024 roku wynika jeszcze z jednego elementu – po raz pierwszy średnia globalna temperatura przekroczyła 1,5 stopnia Celsjusza względem epoki przedindustrialnej. Przypomnijmy krótko, dlaczego to takie ważne.

Kluczowym momentem w globalnych wysiłkach na rzecz ochrony klimatu było przyjęcie w 2015 roku Porozumienia paryskiego podczas COP21. Zobowiązuje ono sygnatariuszy do ograniczenia wzrostu średniej globalnej temperatury znacznie poniżej 2°C w porównaniu z poziomem sprzed epoki przemysłowej oraz do kontynuowania działań ukierunkowane na ograniczenie tego wzrostu do 1,5°C. Aby osiągnąć te cele, kraje zobowiązały się do przedstawienia i regularnej aktualizacji krajowych planów redukcji emisji, znanych jako Nationally Determined Contributions (NDC). W tym miejscu warto odnotować, że cel 1,5°C odnosi się do długoterminowej średniej, zwykle mierzonej na przestrzeni 20-30 lat, a nie pojedynczego roku. Takie podejście pozwala lepiej identyfikować trendy oraz zmniejszyć wpływ zdarzeń jednorazowych. Dane dotyczące ostatnich dekad pokazują zauważalny wzrost, ale równocześnie nadal jesteśmy poniżej progu 1,5°C, a więc wciąż mamy się o co bić.

YouTube cover video

Trochę danych

Nie ma jeszcze dokładnych danych dot. globalnych emisji w 2024, ale w 2023 mieliśmy do czynienia z rekordem i wzrostem. Niestety są przesłanki, by sądzić, że dynamika została utrzymana. Swoją drogą, rozprawiając na temat emisji warto rzucić uwagę na bardzo interesującą statystykę z 2023 r.zawartą w raporcie ONZ „Emissions Gap Report 2024” – otóż członkowie G-20 odpowiadali za ok. 77% globalnych emisji. Udział gospodarek rozwijających się jest wyraźnie mniejszy, ale to bynajmniej nie oznacza, że temat dla nich nie istnieje, inna jest tylko natura wyzwań. Tutaj pojawiają się też oczywiście pytania o transformacyjne nierówności i o to, czy „Zachód”, który zbudował potęgę na spalaniu paliw kopalnych, ma dziś prawo żądać od biedniejszych regionów, by nie szły jego drogą, ale tą drugą, trudniejszą i bardziej kosztowną. Zwłaszcza, że obiecane im miliardy płyną bardzo powoli i w bólach.

Reklama

10 lutego bieżącego roku upłynął termin na składanie przez sygnatariuszy porozumienia paryskiego nowych planów redukcji emisji z perspektywą do 2035 roku. Wśród ancymonów, którzy go nie dotrzymali są  także bardzo znaczący emitenci, jak Chiny czy Indie. Co ciekawe, swojego planu nie przedłożyła również Unia Europejska, choć w tym przypadku zapowiedziano, że nastąpi to w listopadzie br. To o wiele bardziej precyzyjna deklaracja od chińskiego „w swoim czasie”. Są też oczywiście duże gospodarki, które  przygotowały nowe zobowiązania – jak choćby USA (ale to już bez znaczenia, przynajmniej na 4 lata), Japonia czy Wielka Brytania. Przedstawiciel ONZ zajmujący się tematyką klimatu uważa, że trzecia generacja NDC to będą „najbardziej kompleksowe plany klimatyczne, jakie kiedykolwiek opracowano”. I oby tak się stało, bo dotychczas charakteryzowały je zgoła odmienne cechy.

Nawet najlepsze plany na niewiele się zdadzą, jeżeli nie przestaniemy udawać, że wszystko gra, a dotychczasowe polityki klimatyczne bez zarzutu spełniły swoją rolę. No nie. Prawda jest taka, że na wielu poziomach są one wadliwe, a czasem wręcz szkodliwe – zarówno dla celów, którym miały służyć, jak i dla stanu gospodarki, od którego przecież uzależniona jest ich realizacja. Powodów jest oczywiście (i jak zawsze) wiele, a każdy z nich to osobna historia. Podstawowy fakt jest jednak taki – idzie nam kiepsko. Dlaczego?

Po pierwsze, nie szkodzić…

Zacznijmy od kwestii oczywistej – transformacja to kolosalny wysiłek ekonomiczny. Przekształcenie istniejącej infrastruktury (np. energetycznej) w kierunku zgodnym z zasadami zrównoważonego rozwoju to proces długotrwały oraz kosztowny. I nie chodzi tutaj tylko o bezpośrednie inwestycje w zielone technologie (pieniędzy będzie zawsze za mało), ale także ryzyko gospodarcze, związane ze zmianą modelu funkcjonowania. Udawanie, że go nie ma i niech obywatele radzą sobie sami, to torowanie drogi dla wielkiej fali społecznego niezadowolenia, do powstrzymania której nie wystarczy tama z frazesów o „ratowaniu planety”. Zamykanie kopalń czy rafinerii oznacza utratę miejsc pracy, a alternatywy nie zawsze są gotowe od razu. Efekt jest taki, że w wielu krajach lobby węglowe i naftowe wciąż ma ogromny wpływ na decyzje rządów, które dopłacają do jego funkcjonowania grube miliardy. Krótkoterminowe zyski z wydobycia surowców czy obawy przed niepopularnymi decyzjami skutecznie opóźniają procesy, które i tak są nieuniknione (odsyłam do wykresów pokazujących produkcję węgla w Polsce i Europie na przestrzeni ostatniego półwiecza). To oczywiście wprost przekłada się na jakość współpracy międzynarodowej, kluczowej dla skuteczności działań w omawianym przez nas obszarze.

Reklama

Polityki klimatyczne, in gremio, zdecydowanie zbyt często pomijają potrzeby najuboższych grup społecznych, a toprowadzi do rosnącego oporu wobec zmian. Jego twarzą jest dziś Donald Trump, ale nie oszukujmy się – będą kolejni, jeśli klimatyczni aktywiści nie zrozumieją, że poczucie wyższości i moralne szantaże to kiepska droga do przekonywania kogokolwiek, aby płacił za ograniczanie emisji, albo rezygnował z dotychczasowego stylu życia. Niesprawiedliwe rozłożenie kosztów transformacji podważa społeczne poparcie dla niej w stopniu znacznie większym niż wszyscy denialiści świata razem wzięci. Do rangi symbolu urastają tutaj celebryci w postaci Taylor Swift, latający prywatnym odrzutowcem po bułki do piekarni.

Wszyscy powinniśmy zrozumieć (i przyswoić), że walka o klimat to nie sprint, ale raczej maraton, w którym nie ma miejsca na złudzenia czy łatwe rozwiązania. Problemem nie jest tylko opieszałość (lub nieudolność) rządów czy biznesu, ale także sposób, w jaki podchodzimy do transformacji – zbyt często zapominając, że dotyczy ona realnych ludzi, ich pracy, domów i bezpieczeństwa ekonomicznego. Klimatyczne wzmożenie, oderwane od społecznej i gospodarczej rzeczywistości, prowadzi do polaryzacji, w której jedni uznają katastrofę za nieuniknioną, a drudzy zaprzeczają jej istnieniu.A problem jak był, tak pozostaje.

Potrzebujemy mniej frazesów o „zielonej przyszłości” i więcej pragmatyzmu – takiego, który pozwoli uwzględnić koszty, zagrożenia i obawy, zamiast traktować je jako przeszkody w „jedynie słusznej walce”. Jeśli cele klimatyczne mają stać się rzeczywistością, muszą przestać być ideologią.

    Reklama
    Reklama

    Komentarze (1)

    1. M.M

      Katastrofa JEST nieunikniona, ale można się do niej przygotować. To, że człowiek odpowiada za zmiany klimatu nie oznacza, że człowiek może je zatrzymać. Człowiek odpowiada też np. za handel narkotykami. Czy możemy go zatrzyma? Nie, gdyż zbyt wielu ludzi zarabia na nim zbyt wiele pieniędzy. A to nic przy paliwach kopalnych dobrobyt całych narodów od nich zależy.

    Reklama