Reklama

W niedawnym komentarzu na łamach Energetyka24.com podkreślałem, że mimo koncentracji polskiej polityki zagranicznej na idei budowy regionalnej wspólnoty interesów, energetyczne relacje Polski i Litwy stale się pogarszają. Do tradycyjnego sporu PKN Orlen i Litewskich Kolei Państwowych związanego z rafinerią w Możejkach dołączyły kwestie budowy interkonektora gazowego (GIPL) oraz drugiego mostu energetycznego (LitPol Link 2). Kilka dni temu mogłem naocznie przekonać się o niektórych aspektach tych napięć odwiedzając Wilno i Kłajpedę. Szczególnie interesująco prezentuje się aspekt elektroenergetyczny.

Prezes litewskiego operatora przesyłowego, spółki Litgrid, akcentował podczas spotkania z polskimi dziennikarzami do jakiego doszło 14 października, kwestię konieczności synchronizacji sieci elektroenergetycznej Litwy z trzonem UE. Dziś kraje bałtyckie stanowią część systemu Bell obejmującego byłe ZSRS, co stanowi relikt zimnej wojny i stanowi pole potencjalnych nacisków rosyjskich na dawnych satelitów. Wilno, Ryga i Tallin chciałyby stać się elementem systemu ECN, który obejmuje większość członków UE (nie licząc Wielkiej Brytanii, Irlandii i państw skandynawskich). 

Jak podkreślił prezes Litgrid, Daivis Virbickas: „Bez Polski możemy zapomnieć o synchronizacji (…) bez Polski pozostaniemy w rosyjskich parametrach systemu”. Menadżer dodał, że spółka którą zarządza chce integracji i operowania na bezpiecznym, dużym rynku europejskim. Potrzebne do tego celu jest jednak nie tylko funkcjonowanie mostu energetycznego LitPol Link (uruchomiono go w grudniu 2015 r.), ale także budowa drugiej infrastruktury tego typu (chodzi o LitPol Link 2).

Z tym jest jednak problem. Rozmowy polsko-litewskie w tej sprawie przeciągają się, a prezes polskiego operatora sieci przesyłowej, Eryk Kłossowski, poinformował, że obecnie prowadzone są prace analityczne mające wykazać, czy taka inwestycja będzie opłacalna.

Jak podkreślił prezes Litgrid, Daivis Virbickas: „Bez Polski możemy zapomnieć o synchronizacji (…) bez Polski pozostaniemy w rosyjskich parametrach systemu”. Fot. Energetyka24.com

Jak udało mi się dowiedzieć w okolicach MSZ niechęć spółki PSE do projektu LitPol Link 2 nie jest przypadkowa. „Polska w zamian za uruchomienie drugiego mostu energetycznego chciałaby gwarancji, że Litwa odetnie dostawy prądu z obwodu kaliningradzkiego i Białorusi”-twierdzi moje źródło. To stanowisko nie jest zaskakujące. Już dziś do północno-wschodniej Polski napływa rosyjska energia co bardzo niepokoi władze w Warszawie (prąd może zostać wykorzystany podobnie jak gaz jako narzędzie politycznego nacisku).

Polsko-litewski most energetyczny (LitPol Link). Fot. litpol-link.com

„Rosjanie stworzyli na terenie Litwy firmę Inter Rao Lietuva, która handluje energią z obwodu kaliningradzkiego. To spółka-córka rosyjskiego Inter Rao związanego z Kremlem”- twierdzi rozmówca Energetyka24.com dodając, że strukturę tą biznesowo uzupełnia przedsiębiorstwo IRL Polska (skrót pochodzi od Inter Rao), która sprzedaje rosyjski prąd napływający przez LitPol Link na tereny Rzeczpospolitej. Jego zdaniem budowa w obwodzie kaliningradzkim elektrowni atomowej i realizacja projektu LitPol Link 2 będą wiązać się z dużym problemem politycznym dla władz w Warszawie o ile Litwa nie zagwarantuje blokady przepływu tej energii (także od strony Białorusi gdzie Rosatom buduje elektrownię w Ostrowcu). Spytany przeze mnie o tę kwestię prezes Litgrid stwierdził, że „Operator nie pełni roli politycznej. Blokada napływającej energii to sprawa parlamentu”.

Niestety według mojego rozmówcy z MSZ nie można liczyć na konstruktywną postawę władz w Wilnie ponieważ ich koncepcja zakłada budowę „bramy przesyłowej”. „Chcą przesyłać prąd z każdego kierunku i czerpać z tego zyski. Dodatkowa benefity z takiej sytuacji to brak konieczności inwestowania w budowę własnych elektrowni”-stwierdza. „Przerzucą ten problem na Polskę, Rosję i Szwecję”-dodaje mój rozmówca.

Stacja w Alytusie (Litwa) wchodząca w skład LitPol Link. Fot. Energetyka24.com

„Sytuacja jest niezwykle napięta. Rosjanie znów aktywnie lobbują za budową elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim. Na poziomie MSZ mamy zakaz kontaktów z przedstawicielami Rosatomu. Chodzi o to by nie włączać ich w takie rozmowy w formacie regionalnym, gdzie mogliby pełnić jakąś rolę decyzyjną”-twierdzi źródło Energetyka24.com. To niezwykle interesujące w kontekście ostatniego wywiadu jakiego Polskiej Agencji Prasowej udzielił przedstawiciel Rosatomu, Dmitrij Suchanow.

Pikanterii sprawie dodaje jeszcze jedna kwestia. Litwa nie prowadzi z Rosją rozmów dwustronnych o chęci synchronizacji swojego systemu w trzonem UE. „To sprawa dla Komisji Europejskiej ponieważ dotyczy wielu państwa”-usłyszałem w Litgridzie. Tymczasem z okolic polskiego MSZ wyraźnie słychać, że Litwini powinni zdecydować się na konsultacje bilateralne z Rosjanami aby „ograniczyć ryzyko gwałtownej reakcji politycznej Moskwy na energetyczną izolację obwodu kaliningradzkiego”. 

Cała sprawa związana z ewentualną budową LitPolLink 2 nie dotyczy zatem jedynie bezpieczeństwa energetycznego Polski, ale także „twardych” aspektów funkcjonowania regionalnej architektury geopolitycznej. Wielka polityka znów styka się z energetyką-tym razem nie chodzi jednak o gaz, ale energię elektryczną.

Zobacz także: W cieniu Międzymorza dogorywa polsko-litewska współpraca energetyczna

Reklama
Reklama

Komentarze (2)

  1. XYZ

    Ile to bedzie droższe od tego znienawidzonego rosyjskiego ?Bo mnie to gówno obdchodzi byleby by był tańszy a czy ja go mam z Zimbabwe czy z Litwy to mi to wszytko jedno

  2. xxxx

    CZy Polacy kiedyś zrozumieją, że Litwinom się nie ufa? To cwaniaki dbające o własny inbteres i nikogo inny. Nie liczą się w niczym ,są tak mikrospopijnym krajem na mapie, że ich zniknięcie nikogo by nie wzruszyło. My dalej na fali patriotyzmu i populizmy nawet za cenę frajerstwa- patrz Możejki za czasów PISSS-du, kolejny raz chcemy dać się nabić Litwinom. Oddać ich w ręce ruskich, mentalnie tam należą.