Reklama

Kwestia gazoportu co jakiś czas daje o sobie znać w polskich mediach. Tak było również tuż po deklaracji nowego ministra skarbu, Andrzeja Czerwińskiego, który oświadczył, że terminal ruszy jesienią br. Część komentatorów zaczęła podkreślać, iż termin ten jest iluzoryczny m.in. z tego powodu, że główny wykonawca, spółka Saipem, żąda dodatkowych pieniędzy, co najwyraźniej wiąże się z komplikacjami przy budowie obiektu.

Testowe dostawy do gazoportu faktycznie mogą do niego dotrzeć w okolicach października/listopada (o czym pisałem w tym miejscu). Wynika to z dotychczasowego, stałego tempa prac budowlanych oraz genezy opóźnień dotykających omawianą inwestycję. W moim przekonaniu (a posiłkuję się przede wszystkim raportem NIK analizującym realizację obiektu w latach 2009-2014) za poślizg odpowiadają przede wszystkim niejasności kontraktowe, które wyeliminowano w stosownym aneksie zawartym z włoskimi Saipemem. Został on pozytywnie oceniony przez organ kontrolny. Stwierdzono przy tym, że pozwala on na dokończenie realizacji projektu. Drugim powodem opóźnień -o czym także wspomina raport NIK- jest kryzys budowlany i związane z nim bankructwo jednego z podwykonawców.

Tym samym nie odnotowano w kontekście budowy terminala LNG jakichkolwiek spektakularnych wad konstrukcyjnych. Oczywiście w jakimś stopniu zapewne miały one miejsce – były jednak sprawnie usuwane dzięki wielopoziomowemu systemowi kontroli. Według moich źródeł dotychczas skontrolowano gazoport ponad 50 tys. razy. Robili to zarówno inspektorzy kontroli jakości na poziomie podwykonawców i nadzoru inwestorskiego jak i Transportowego Dozoru Technicznego. Ze względu na skomplikowanie technologiczne inwestycji część kontroli dla wybranych instalacji przeprowadzała natomiast specjalistyczna jednostka notyfikowana. Dziennie na placu budowy znajduje się około 20 kontrolerów. Kontrole są przeprowadzane na etapie dostaw materiałów/urządzeń, ich montażu etc.

W tym kontekście znaczne opóźnienia budowy gazoportu wynikające z przyczyn technologicznych są bardzo mało prawdopodobne. Do „przecieków” prasowych takich jak rzekome pęknięcie zbiornika nagłośnione przez Agencję Informacyjną Polska Press podchodziłbym natomiast sceptycznie. W tym konkretnym przypadku (choć zjawisko ma zapewne większe rozmiary) „źródłem” rewelacji był polityk (założyciel partii „Dzielny Tata”) o delikatnie mówiąc słabej wiarygodności.

Do wyjaśnienia pozostaje oczywiście kwestia żądań finansowych Saipemu, które dla części mediów stanowią fundament tezy o problemach technicznych gazoportu i związanym z nimi wzrostem kosztów po stronie wykonawcy. Kluczem do zrozumienia tej sytuacji są słowa nowego ministra skarbu, który do projektu „nie zamierza dopłacić ani złotówki”. Jak odczytywać je w kontekście „bliskiego porozumienia” z Włochami?

Najprawdopodobniej sednem sprawy nie jest kwestia bezpośredniego dokapitalizowania Saipemu, ale zredukowania naliczonych na jego poczet kar umownych. Tu należy doszukiwać się fundamentu kompromisu. Oznacza to, że nowe żądania finansowe wykonawcy dotyczą lat, w których nastąpiły opóźnienia w budowie wynikające z bankructwa podwykonawcy i niejasności kontraktowych rozwiązanych dzięki zawartemu aneksowi. Z tego powodu uważam, że jesienny termin pierwszych dostaw testowych do Świnoujścia jest jak najbardziej realny.

 

Reklama
Reklama

Komentarze