Reklama

„Prowadzimy rozmowy z Iranem, który szuka rynków zbytu i jest gotowy obniżyć cenę sprzedawanej ropy”-stwierdził prezydent Białorusi, Aleksander Łukaszenka, podczas spotkania z członkami parlamentu. O sprawie informuje branżowy serwis OilRu.com.

Wypowiedź polityka pada w nieprzypadkowym momencie. Białoruś próbuje renegocjować cenę kupowanego z Rosji gazu. Mińsk płaci obecnie za surowiec od Gazpromu cenę niższą niż ta wynikająca z obowiązującego kontraktu (73 $ zamiast 133 za 1000 m3), uznając ją za rażąco niesprawiedliwą. Żądanie obniżenia opłaty Białoruś uzasadnia międzynarodowymi ustaleniami dotyczącymi powołania tzw. Jednolitego Rynku Gazu w ramach Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. W odpowiedzi na to strona rosyjska oświadczyła, że umowa dotycząca wdrożenia w życie nowych rozwiązań prawnych będzie obowiązywać dopiero od 2025 roku. Z tego powodu domaga się więc spłaty 200 milionów dolarów różnicy pomiędzy ceną kontraktową, a ceną zapłaconą przez władze w Mińsku. Ponieważ Białoruś nie uregulowała należności Rosjanie ograniczyli w czerwcu o ponad 1/3 dostawy ropy dla tego kraju. Ma to istotne znaczenie ponieważ działalność rafinerii generuje pokaźne zyski budżetowe władz w Mińsku.

Aleksander Łukaszenka zareagował na działania Moskwy zwiększeniem stawek tranzytowych dla przebiegającego przez Białoruś ropociągu Przyjaźń (dostarcza surowiec z Rosji do Polski i Niemiec) o około 50%, co powinno uderzyć w eksport rosyjskiej ropy do UE. Równolegle do tego wydarzenia niektórzy eksperci z Białorusi zaczęli także publicznie podkreślać, że z powodu nacisków Moskwy możliwe jest wykorzystanie ukraińskiego ropociągu Odessa-Brody do importu ropy naftowej z nierosyjskich źródeł. Chodzi o korytarz transportowy Mozyrz-Brody o przepustowości 34 mln ton rocznie. Tezy eksperckie od razu podchwyciły białoruskie media. Wypowiedź Łukaszenki o rozmowach z Irańczykami jest logiczną kontynuacją tej narracji i w pewnym sensie powieleniem strategii z 2011 r., gdy w dobie ówczesnych konfliktów z Rosją przez Ukrainę i porty krajów bałtyckich importowano na Białoruś ropę z Wenezueli. Choć tym razem skala zjawiska powinna być dużo mniejsza.

Przekaz białoruskiego prezydenta wzmacnia obecna sytuacja międzynarodowa. W ramach przetasowań na światowych rynkach naftowych nad Bałtyk zaczęła trafiać saudyjska i irańska ropa (np. dostawy do polskich spółek PKN Orlen czy Grupy Lotos). Jednocześnie Rosja zagroziła, że w przyszłym roku przekieruje dostawy surowców energetycznych z portów bałtyckich na własne terytorium co zmusza lokalne rządy czerpiące z tego tytułu poważne zyski do poszukiwania alternatywy. Białoruś może w pewnej mierze zapełnić tę lukę, ale naciskają na nią w tej sprawie Rosjanie, którzy chcą zwiększyć obroty własnych terminali w Ust-Łudze czy Primorsku. 

Warto podkreślić, że białorusko-rosyjskie spory są dość regularne, a ich obecne natężenie rozpoczęło się wiosną ubiegłego roku. To właśnie wtedy władze w Mińsku zdecydowały o zmniejszeniu dostaw paliw do Rosji w związku z dewaluacją rubla. Decyzja ta była podyktowana coraz mniej opłacalną produkcją w rafineriach w Mozyrzu i Nowopołocku. Model biznesowy, w oparciu o który prowadzą one swoją działalność jest prosty – otrzymują tanią i nieocloną rosyjską ropę (wielkość wolumenu określa się kwartalnie, obecnie mowa o 23 mln ton rocznie), w zamian wysyłają do Rosji ustaloną ilość wyprodukowanego paliwa (1,8 mln ton rocznie). Aktualny konflikt gazowy stanowi jedynie rozwinięcie ubiegłorocznych paliwowych sporów.

Warto zaznaczyć, że tego typu napięcia, często długotrwałe, stanowią niemal rytualny element kontaktów politycznych pomiędzy Moskwą i Mińskiem i generalnie nie przeradzają się w poważne kryzysy. Wypowiedź Łukaszenki dotycząca irańskiej ropy także sugeruje, że to jedynie taktyka negocjacyjna, a nie zapowiedź poważnych działań. 

W ubiegłym miesiącu napełniono ukraiński ropociąg Odessa-Brody azerskim surowcem co pokazuje, że władze w Kijowie nie doszły do zapowiadanego porozumienia z Iranem w kontekście dostaw ropy naftowej (irańska mieszanka wysyłana do Europy Środkowo-Wschodniej jest ciężka. Trudno w tym kontekście wyobrazić sobie jej separację od lekkiego surowca z Azerbejdżanu). Innymi słowy odbiór dużych wolumenów ropy z Bliskiego Wschodu przez Białoruś jest raczej wykluczony. Być może dojdzie jedynie do zorganizowania dostawy typu spot by osiągnąć zamierzony efekt wizerunkowy. Jest on potrzebny w rozgrywce toczonej przez Łukaszenkę o ceny gazu, odpowiedni wolumen dostaw ropy etc.

Zobacz także: Białoruski odcinek ropociągu Przyjaźń: wyższe stawki za tranzyt

Zobacz także: Ropociąg Odessa-Brody posłuży Białorusi do dywersyfikacji?

Zobacz także: Co z irańskim kontraktem PKN Orlen? „Amerykanie i Azerowie wchodzą do gry”

 

Reklama
Reklama

Komentarze