Reklama

Górnictwo

Przecieki z komisji dekarbonizacyjnej: wyjście Niemiec z węgla już w 2038 roku [KOMENTARZ]

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Niemieckie media poinformowały, że według nieoficjalnych przecieków z komisji dekarbonizacyjnej Republika Federalna Niemiec zrezygnuje z węgla w energetyce najpóźniej w 2038 roku. Jeśli te doniesienia się potwierdzą, Energiewende nabierze nowej, ambitnej dynamiki, która może budzić jednak poważne zastrzeżenia co do realności.

W sobotę 26 stycznia w niemieckich mediach pojawiły się przecieki z tzw. „Komisji do spraw Rozwoju, Strukturalnej Zmiany Gospodarczej i Zatrudnienia”, zwanej popularnie komisją dekarbonizacyjną. Według nich, RFN ma porzucić wytwarzanie energii elektrycznej z węgla w 2038 roku. Informacje taką podało m.in. Deutsche Welle.

Niektóre ośrodki twierdziły też, że wyjście z węgla może nastąpić już w 2035 roku. Z kolei w 2032 roku ma nastąpić ocena postępów dekarbonizacyjnych.

Informacje te różnią się od doniesień z początku stycznia. Wtedy też Die Welt podał, że wyjście z węgla ma nastąpić w latach 40-tych XXI wieku.

Oficjalnie komisja ma zakończyć pracę 1 lutego. Wstępny harmonogram jej działań zakładał opublikowanie wyników jeszcze w 2018 roku, w trakcie konferencji COP24. Jednakże, komisja napotkała sprzeciw ze strony landów górniczych, które domagały się znacznie większych nakładów federalnych na łagodzenie skutków transformacji energetycznej.

Jeśli dzisiejsze przecieki zostaną potwierdzone, to niemiecka Energiewende nabierze nowej, ambitnej dynamiki.

Jednakże nie sposób nie zauważyć problemów, które mogą zaważyć na sukcesie planu wyjścia z węgla do 2038 roku. Przede wszystkim, w roku 2022 Niemcy planują odejść od energetyki jądrowej. Oznacza to, że porzucą stabilne i niskoemisyjne źródła energii, które mogły bilansować energetykę odnawialną. Zaledwie kilka dni temu niemiecki minister Peter Altmaier na konferencji w Berlinie przyznał, że „żaden kraj nie odchodzi jedncześnie od węgla i atomu”, w związku z czym RFN potrzebuje „dłuższego harmonogramu” dekarbonizacji.

Problemem będzie też porzucenie wydobycia i wykorzystania węgla brunatnego. Niemcy są jego największym producentem na świecie – rocznie wydobywa się tam ponad 170 mln ton tego surowca. W Niemczech w 2018 roku wytworzono z węgla brunatnego aż 146 TWh, czyli prawie dwa razy więcej niż z węgla kamiennego (83 TWh). Co ciekawe, w RFN w węglu brunatnym zainstalowane jest 21,2 GW mocy, a w kamiennym nieco więcej, bo 24,2 GW. Z kolei w Polsce z węgla brunatnego wygenerowano 52,3 TWh przy zainstalowanych mocach rzędu 9,2 GW.

Jest to też jedyne paliwo, którego Niemcy nie muszą importować.

Jak zatem patrzyć na podawane przez media doniesienia? Należy je analizować przede wszystkim w kontekście sporu, jaki chadecy toczą w ramach komisji dekarbonizacyjnej z Zielonymi.

Chadecy zdają sobie sprawę z tego, jak ważny jest efekt prac komisji dla Energiewende, która jest przecież flagowym projektem rządów Angeli Merkel. Tymczasem, to właśnie zbyt radykalne podejście do energetyki węglowej może wpędzić niemiecką transformację energetyczną w problemy. Objawić to się może nie tylko w trudnościach z redukcją emisji i faktycznym pozytywnym wpływem na klimat, ale także w zagrożeniu dla bezpieczeństwa energetycznego RFN. CDU musi mieć też na uwadze interesy gospodarcze regionów, w których wydobywa się obecnie węgiel brunatny oraz spółek energetycznych.

Dla Zielonych prace komisji to szansa na realizację swych postulatów politycznych oraz wyśmienita okazja do zdobycia paliwa wyborczego. Sukces Die Grünen, zasadzający się m.in. na świadomości ekologicznej niemieckiego społeczeństwa, to wynik głośnych sporów ekologicznych, takich jak ten z lasu Hambach. Dlatego też, Zieloni walczą o to, by wynik prac komisji był jak najbardziej radykalny. Jeśli się to nie uda, pozostanie im widowiskowo odejść od stołu i grać przez resztę kadencji Bundestagu w roli ostrej opozycji. Pozostaje jednak pytanie, czy taka strategia da im zdolność koalicyjną, przy założeniu, że jednak nie przeskoczą wyborczo chadeków.

Ta różnica stanowisk i celów może zatem oznaczać, że zarówno najnowsze przecieki, jak i te z początków 2019 roku to „balony próbne”, wysyłane do opinii publicznej celem wysondowania nastrojów. Należy zatem uzbroić się w cierpliwość i poczekać do oficjalnego zakończenia prac komisji.

Reklama
Reklama

Komentarze