Zachód chce odzyskać kontrolę nad rynkiem metali ziem rzadkich

Waszyngton stara się przełamać chińską dominację na rynku metali ziem rzadkich (REE), m.in. poprzez podpisanie wielomiliardowej umowy pomiędzy Departamentem Obrony USA a amerykańską firmą MP Materials. Jednak stworzenie odrębnego systemu cen, który pomógłby konkurować z dostawcami z Pekinu, może okazać się niewystarczające.
10 lipca MP Materials zawarła partnerstwo publiczno-prywatne, w wyniku którego Departament Obrony USA stał się największym udziałowcem przedsiębiorstwa (15 proc.). Zgodnie z umową, amerykański rząd zobowiązał się do utrzymania ceny minimalnej neodymu i prazeodymu oraz odkupu magnesów przez kolejnych 10 lat. W efekcie akcje MP Materials wzrosły aż o 50 proc.
Amerykanie podnieśli rękawicę
Dzięki „wielomiliardowemu pakietowi inwestycji” oraz długoletnim zobowiązaniom, MP Materials będzie w stanie wybudować drugi zakład wytwórczy, o zdolnościach produkcyjnych szacowanych na 10 tys. ton. Odpowiada to całościowemu zużyciu magnesów w USA w 2024 r. Zakład ma być uruchomiony już w 2028 r.
Największą zaletą zawartej umowy jest zapewnienie przez Departament Obrony ceny minimalnej za neodym i prazeodym w wysokości 110 dolarów za kilogram, na okres 10-ciu lat. Ponadto, rząd USA zobowiązał się do zakupu 100 proc. wyprodukowanych przez firmę magnesów, przeznaczając je dla sektora obronnego i komercyjnego.
Wygląda na to, że Amerykanie zaczęli podejmować próby osłabienia chińskiej kontroli nad łańcuchem dostaw metali ziem rzadkich. Obecnie Pekin kontroluje ok. 90 proc. podaży tych kluczowych dla gospodarki pierwiastków, a niskie ceny ustalane przez Chińską Republikę Ludową (ChRL) zniechęcają do inwestowania gdzie indziej.
Jak podaje Reuter, umowa z MP Materials będzie miała globalne, pozytywne konsekwencje dla producentów, jednak może spowodować wzrost kosztów dla konsumentów. Na systemie cenowym proponowanym przez USA może zyskać m.in. belgijski Solvay - niegdysiejszy gigant przetwórstwa metali ziem rzadkich, który w kwietniu zadeklarował plan pokrycia 30 proc. zapotrzebowania Europy na REE do 2030 r.
Decyzja Amerykanów może dać pozostałym firmom impuls do utrzymywania podobnego pułapu cen. Tezę wydają się potwierdzać pozytywne sygnały dochodzące z australijskich przedsiębiorstw wydobywczych REE - ich akcje wzrosły nawet o 27 proc.
Niemniej jednak eksperci hamują entuzjazm, wskazując, że ulgi podatkowe nie zapewnią wymaganego poziomu inwestycji, a główni konsumenci (pozbawieni rządowego wsparcia) niekoniecznie muszą chcieć inwestować w zachodnie firmy.
Jak Europa i USA przeniosły "brudne metale" do Chin
MP Materials zarządza drugą co do wielkości kopalnią metali ziem rzadkich na świecie w Mountain Pass w Kaliforni. Pokrywa cały łańcuch dostaw: od wydobycia, przez rafinację, po produkcję magnesów. Zachodnie przedsiębiorstwa tego typu są obecnie rzadkością - choć nie zawsze tak było.
Jak wskazuje Guillaume Pitron w książce „Wojna o metale rzadkie”, w latach 1965-1985 to Stany Zjednoczone posiadały wyraźną przewagę w wydobyciu REE, która dochodziła do 50 tys. ton rocznie. Z kolei w Europie francuski Rhone-Poulenc (obecnie połączony z belgijską grupą Solvay) należał do światowej czołówki przedsiębiorstw chemicznych REE. W latach 80. XX w. oczyszczał rocznie 8-10 tys. ton ziem rzadkich, co stanowiło wówczas 50 proc. globalnego rynku. Zachód posiadał know-how oraz kapitał niezbędny do utrzymania dominującej pozycji w łańcuchach dostaw. Co zatem poszło nie tak?
Głównym powodem zamknięcia czy ograniczania opłacalności biznesu przetwarzania metali ziem rzadkich na Zachodzie były koszty ekologiczne. W przypadku amerykańskiej firmy Molycorp (obecnie Neo Performance Materials), dawnego właściciela kopalni w Mountain Pass, powtarzające się wycieki zanieczyszczonej wody doprowadziły do nałożenia na przedsiębiorstwo wysokich grzywn. Z kolei koszty wprowadzenia niezbędnych zabezpieczeń okazały się dla firmy zbyt wysokie. W efekcie w 2015 r. Molycorp ogłosiło upadłość. Podobna historia spotkała zakłady Rhone-Poulenc: w wyniku doniesień o radioaktywnych wyciekach i protestów społecznych, firma zdecydowała się kupować przetworzone REE od Chińczyków - którzy zaoferowali najniższą cenę.
Europa i Stany Zjednoczone były w pełni świadome kosztów środowiskowych, wynikających z rafinacji metali ziem rzadkich. Dokładnie z tego względu zdecydowały się przenieść „brudny biznes” poza granice własnych krajów, w ramach fałszywie pojmowanej ekologii i dbania o środowisko. Chiny, jako państwo rozwijające, postanowiły wykorzystać okazję.
Pekin zdobył przewagę konkurencyjną - lata temu
Jak zaznacza Pitron, już w 2002 r. średni koszt produkcji kilograma metali ziem rzadkich wydobytych w Chinach wynosił 2,8 dolara - dwa razy mniej niż w USA. ChRL korzystała z dużo niższych kosztów produkcji (nierzadko wynikających z fatalnych warunków pracy) oraz dumpingu ekologicznego - dopiero niedawno Pekin zaczął wspominać o zwiększeniu zabezpieczeń ekologicznych w istniejących zakładach przetwarzania REE. Do tej pory dbanie o środowisko było rzeczą wtórną, nie wliczaną w finalne koszta produktu.
Państwo Środka zaczęło dominować w wytwarzaniu produktów upstream i midstream w latach 90., już wtedy odpowiadając za połowę światowej produkcji metali ziem rzadkich. W latach 1985-2011 udział ChRL w dostawach REE wzrósł z 21 proc. do 97 proc. Było to możliwe m.in. dzięki państwowym bonom eksportowym napędzającym wzrost produkcji, a także dzięki rządowym regulacjom licencji na wydobycie. W latach 1998-2005, Pekin zdecydował się na ograniczenie eksportu niskoprzetworzonych REE, na czym cierpiała zagraniczna konkurencja. Skupił się również na zapewnieniu transferu technologii z Japonii i Europy.
Zgodnie z raportem Międzynarodowej Agencji Energetycznej (MAE), obecny rynek metali ziem rzadkich (neodymu, prazeodymu, dysprozu i terbu) jest zasadniczo napędzany przez rozwój sytuacji w Chinach. ChRL jest liderem wydobycia lekkich REE (neodymu i prazeodymu), wykorzystywanych w magnesach silników aut elektrycznych, posiada również ogromne ilości ciężkich REE (dysprozu i terbu), a część z nich importują z Birmy i Laosu, aby przetworzyć je we własnych fabrykach. W 2023 r. zysk netto China Northern Rare Earth Group, jednego z największych światowych producentów, szacowano na ok. 303 mln dolarów.
Według analityków MAE, do 2030 r. Chiny będą odpowiadać za wydobycie 54 proc. metali ziem rzadkich oraz za przetwarzanie 77 proc. z nich. Dla porównania, Australia pokryje odpowiednio 18 proc. i 3 proc. zapotrzebowania w wydobyciu i rafinacji. Na trzecim miejscu znajduje się Malezja. Obecnie ChRL produkuje ok. 90 proc. neodymowo-żelazowo-borowych magnesów, wykorzystywanych m.in. w silnikach elektrycznych. Według PW Consulting Chemical & Energy Research Center, dzięki ścisłej integracji sektora Pekin skutecznie kontroluje 85-90 proc. globalnego łańcucha dostaw - od kopalni po finalny produkt.
Przedstawione dane są tym bardziej niepokojące, że globalny popyt na magnesy wykorzystujące metale ziem rzadkich wzrósł niemal dwukrotnie (do 93 tys. ton) w latach 2015-2023, a zgodnie z szacunkami jego wielkość w 2030 r. może osiągnąć 131 tys. ton. REE stanowią niezbędny element transformacji energetycznej i są wykorzystywane w akumulatorach aut elektrycznych oraz turbinach wiatrowych.
Zachód chce nadrobić straty
Pomimo tego, że Chiny stały się bezkonkurencyjne w zakresie wydobycia i przetwarzania metali ziem rzadkich już ponad dekadę temu, wydaje się, że Europa i Stany Zjednoczone uświadomiły sobie w pełni stopień swojego uzależnienia stosunkowo niedawno.
Z pewnością jednym z katalizatorów były nałożone przez Chiny ograniczenia eksportowe w kwietniu bieżącego roku, będące odpowiedzią na wzrost amerykańskich ceł na produkty ChRL. Pekin zdecydował się objąć nimi siedem pierwiastków ziem rzadkich oraz magnesy - wykorzystywane w sektorze obronnym i energetycznym. Jak skomentowali to europarlamentarzyści, UE jest „głęboko zaniepokojona” chińskimi rządaniami, aby „wnioskodawcy o zezwolenia eksportowe ujawniali wrażliwe dane”.
W odpowiedzi Bruksela stworzyła ustawę o surowcach krytycznych (CRMA), która ma zapewnić „bezpieczny, zróżnicowany i zrównoważony” dostęp do surowców dla UE. Wydaje się, że państwa członkowskie podchwyciły pomysł. W kwietniu 2025 r. Solvay rozpoczął ekspansję, chcąc odzyskać dawną pozycję w przetwórstwie REE i rozwinąć regionalny łańcuch wartości. Plan? Do 2030 r. pokryć aż 30 proc. europejskiego zapotrzebowania na metale ziem rzadkich. Rozbudowę planuje również estoński zakład Sillamäe (docelowo 2-5 tys. ton), a szwedzko-norweska kooperacja Patterns REEtec / LKAB ma uruchomić zakład separacji REE (ok. 720 ton neodymu i prazeodymu rocznie). Jest również polski akcent - Grupa Azoty razem z Mkango Polska chce wybudować w Puławach rafinerię REE. Projekt, który ma zostać ukończony w 2028 r., znalazł się na liście 47 strategicznych projektów w UE.
Czytaj też
Legislacyjne założenia to jedno, biznes i poprawa konkurencyjności - to drugie. Zarówno Europa, jak i Stany Zjednoczone zabierają się za nadrobienie lat świadomych zaniedbań, wynikających m.in. z braku chęci ponoszenia odpowiedzialności za środowisko naturalne. W tym miejscu warto zaznaczyć, że dominacja Chin w globalnych łańcuchach dostaw jest w dużym stopniu sposobem na zapewnienie krajowego bezpieczeństwa energetycznego. Ostatecznie to ChRL wyrosła na największego, globalnego dostawcę aut elektrycznych czy paneli fotowoltaicznych, a chińska zielona rewolucja pochłania ogromne ilości REE. Pekin nie może sobie pozwolić na uzależnienie od eksportu kluczowego surowca. Bruksela i Waszyngton najwyraźniej dochodzą do podobnych wniosków.