Reklama

Gaz

Współpraca gazowa Polski i USA nie byłaby możliwa bez terminala LNG w Świnoujściu [KOMENTARZ]

Fot. Flickr
Fot. Flickr

Polska-amerykańska współpraca gazowa nie byłaby możliwa bez terminala LNG w Świnoujściu. Jej historia zaczyna się i będzie się toczyć dalej w naszym jedynym gazoporcie, który w najbliższych latach będzie rozbudowywany. 

Historia relacji gazowych Polski i USA to historia terminala LNG w Świnoujściu. Z kolei terminal LNG w Świnoujściu to jeden z nielicznych projektów, co do których osiągnęły konsensus dwa największe obozy polityczne w Polsce, od 2005 roku wymieniające się władzą. W realiach ostrego sporu politycznego i negacji niemal wszystkiego, co proponuje lub realizuje druga strona, terminal LNG jest jedną z perełek konsensusu, długofalowym projektem, który bardzo szybko zaczął przynosić Polsce konkretne korzyści.

Projekt kontynuowany

Cofnijmy się jednak do roku 2006, gdy prezydent Lech Kaczyński przedstawił koncepcję budowy gazoportu, który zwiększyłby bezpieczeństwo energetyczne Polski. Następnie rząd Kazimierza Marcinkiewicza podjął decyzję o budowie terminala i został uznany za inwestycję strategiczną dla Polski.

Po przejęciu rządów przez koalicję PO-PSL terminal wciąż znajdował się w fazie projektów. Ostatecznie w 2010 r. Polskie LNG, czyli spółka zależna Gaz-Systemu, wybrała generalnego wykonawcę, konsorcjum utworzone z kilku spółek: Saipem S.p.A. (Włochy) – Saipem SA (Francja) – Techint Compagnia Technica Internazionale S.p.A. (Włochy) – Snamprogetti Canada Inc. (Kanada) – PBG SA (Polska) – PBG Export Sp. z o.o. (Polska). 

23 marca 2011 roku ówczesny premier Donald Tusk położył symboliczny kamień węgielny pod budowę. Data oddania instalacji została ustalona na 30 grudnia 2014 roku. Cały projekt miał początkowo wynieść 2,5 mld złotych, ostatecznie kosztował 3,638 mld, z czego 888 mln pokryły środki z UE. Pierwszy statek z dostawą 210 tys. m3 skroplonego gazu ziemnego od firmy Quatargas Operating Company Ltd. Dotarł do terminala już za rządów PiS, 11 grudnia 2015 roku. Pół roku później gazoport otrzymał imię prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który zainicjował proces, który doprowadził do jego budowy.

Nie od razu LNG z USA

Sama budowa terminala nie musiała od razu oznaczać sojuszu gazowego z USA. Przecież nawet pierwsza dostawa pochodziła od największego producenta LNG na świecie, czyli Kataru. Dopiero 13 października 2016 roku, w swojej wypowiedzi dla portalu Energetyka24.com pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski powiedział o możliwości dostaw gazu z USA. "Stany Zjednoczone podjęły decyzję o zgodzie na eksport skroplonego gazu, zatem te statki już mogą płynąć do Europy, także do Świnoujścia, a Świnoujście jest gotowe do ich przyjęcia. To jest kwestia porozumienia między dostawcami i odbiorcami" – mówił Naimski jeszcze w trochę innej epoce politycznej, gdy prezydentem USA był Barack Obama a do Białego Domu lada chwila miała się wprowadzić Hillary Clinton. 

Ostatecznie pierwsza dostawa amerykańskiego gazu do USA dotarła 7 czerwca 2017 roku, czyli już po półtora roku prowadzenia operacji. To była dostawa na kontrakt typu spot, czyli krótkoterminowy z teksańską firmą Cheniere Energy. W 2016 stało się coś, co ułatwiło decyzję o imporcie LNG zza oceanu władzom w Warszawie. Cena tysiąca metrów sześciennych skroplonego surowca w USA spadła do poniżej 4 dolarów. Wcześniej potrafiła być bardzo niestabilna i wahać się od 12-17 dolarów w latach 2014-2016.

"Kontrakt na dostawy amerykańskiego LNG do terminala w Świnoujściu ma charakter przełomowy. Po raz pierwszy amerykański gaz zaczął być konkurencyjny w tej części Europy" – oceniał wtedy wiceminister energii Michał Kurtyka, który w 2019 roku objął funkcję ministra klimatu.

Spadki cen gazu w ostatnich latach sprawiły, że LNG zza oceanu zaczął się bardziej opłacać niż sprowadzany poprzez gazociąg Jamał surowiec z Rosji po cenach zawartych w niekorzystnym kontrakcie z 2010 roku.

Rok 2019 to zacieśnienie umowy PGNiG z Cheniere. 27 lipca do Świnoujścia dotarł pierwszy ładunek w ramach umowy długoterminowej, która została zawarta w listopadzie 2018 roku. Zakłada ona zakup skroplonego gazu o łącznym wolumenie 39,73 mld m3 przez okres 24 lat.

Rozbudowa

24 czerwca 2020 roku podpisano z kolei umowę na rozbudowę terminala. Wartość umowy zawartej pomiędzy spółką Polskie LNG i Zarządem Morskich Portów Szczecin a konsorcjum TGE Gas-Engineering-PORR opiewa na 2 mld zł. Po rozbudowie możliwości regazyfikacyjne terminala sięgną 8,3 mld m3.

Jak przypomniał pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski w rozmowie z portalem Energetyka24.com, kontrakt z Gazpromem kończy się w 2022 roku a czymś będzie trzeba wypełnić lukę. "Kontrakt długoterminowy z Gazpromem, który wygasa w 2022 roku i nie będzie przedłużany" – mówił Naimski.

"Możliwości regazyfikacyjne w Świnoujściu będą zwiększone do końca 2022 roku. W połączeniu z podmorskim gazociągiem Baltic Pipe, łączącym nas z Danią i Norwegią, który również będzie zakończony w 2022 roku, to daje możliwość polskiej gospodarce, polskim odbiorcom do zaopatrzenia w gaz z kompletnie nowych kontraktów, nowych kierunków, nowych źródeł" – dodał.

Najprawdopodobniej głównym dostawcą LNG do terminala w Świnoujściu pozostaną długie lata Stany Zjednoczone. Baltic Pipe będzie tłoczyć gaz głównie z Norwegii. Polska dywersyfikacja energetyczna i uniezależnienie się od Moskwy staje się faktem. Za dwa lata gaz ze wschodu będzie tylko melodią przyszłości. Ogromne znaczenie w tym procesie ma współpraca z USA, którą umożliwił gazoport w Świnoujściu.

Z pewnością podpisanie długoterminowego kontraktu z Cheniere ułatwiają bliskie relacje, które łączą obecnie Polskę i USA. Prezydent Andrzej Duda będzie gościł w Białym Domu, doniesienia medialne mówią o tym, że dojdzie do ogłoszenia współpracy na innym polu energetycznym - energii atomowej, jednak to już inna historia.

Reklama

Komentarze

    Reklama