Wiadomości
Nord Stream 2, czyli chwila prawdy dla ludzi Zachodu [KOMENTARZ]
Albo Zachód odpowie na rosyjską agresję ciosem w Nord Stream 2, albo pokaże, że ma za nic własną wiarygodność i bezpieczeństwo sojuszników.
Trudno wyobrazić sobie, co jeszcze musiałby zrobić reżim Władimira Putina, by skłonić Unię Europejską i USA do mocnego uderzenia w to miejsce na gospodarczym ciele Rosji, gdzie zaboli najbardziej – czyli w magistralę Nord Stream 2. Aneksje cudzych terytoriów, ataki na składy amunicji, zestrzeliwanie pasażerskich samolotów, próby zabójstwa, łamanie prawa międzynarodowego – to tylko fragment z długiej listy agresywnych działań Rosji, które nie zagroziły temu projektowi. Teraz dopisać do niej można dalszą inwazję na Ukrainę, dokonaną za pośrednictwem uznania przez Rosję tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej oraz wprowadzenia na ich terytorium rosyjskich wojsk.
Łączący Rosję i Niemcy gazociąg o przepustowości 55 mld m3, będący bliźniakiem działającej od dziesięciu lat rury, w dużej mierze przyczynił się do wzrostu napięcia wokół Ukrainy. To właśnie po ukończeniu tego połączenia Rosja zaczęła koncentrować swoje wojska przy ukraińskiej granicy. Nord Stream 2 – choć formalnie nieoddany do użytku, ale gotowy technicznie – jest bowiem narzędziem do ominięcia Ukrainy jako szlaku tranzytu dla rosyjskiego gazu. Oznacza to, że rosyjska inwazja na ten kraj nie musiałaby wywołać przerw w dostawie błękitnego paliwa na Zachód – Europa mogłaby skorzystać z przesyłu po dnie Bałtyku.
Projekt Nord Stream 2 rozwijał się przez lata dzięki politycznemu parasolowi ochronnemu, jaki roztoczyli nad nim Niemcy oraz ich sojusznicy. Jednakże duża część państw UE jest nieprzychylna temu projektowi, co było dostrzegalne szczególnie wyraźnie w ostatnich tygodniach. Jednym z takich państw jest Polska, gdzie sprzeciw wobec gazociągu Nord Stream 2 jest ponadpartyjny. Uwidoczniła to dobrze decyzja Władimira Putina o uznaniu niepodległości dwóch „separatystycznych" republik, utworzonych po 2014 roku na wschodzie Ukrainy. Dochodzące ze wszystkich stron polskiej sceny politycznej głosy jednoznacznie domagały się twardego uderzenia sankcjami w podbałtycką rurę.
Czytaj też
„Mam nadzieję, że zachód nareszcie zrozumiał, że Nord Stream 2 powinien zostać pustą, zardzewiałą rurą na dnie Bałtyku" - oświadczył wiceminister spraw wewnętrznych i MSWiA Maciej Wąsik. Z kolei rzecznik rządu Piotr Müller powiedział, że Polska oczekuje „jednoznacznych, silnych gospodarczych sankcji na Rosję", m.in. dotyczących gazociągu Nord Stream 2. „Dziś wszystkie siły polityczne w Polsce powinny zjednoczyć się wokół obrony naszych wschodnich granic, wspierania Rządu RP, pomocy dla Ukrainy oraz żądaniu porzucenia przez Niemcy antyeuropejskiego projektu Nord Stream 2" – wskazał z kolei minister Adam Andruszkiewicz. „Jedyna prawdziwie bolesna sankcja wobec rosyjskiego agresora to koniec projektu Nord Stream 2. Pytanie czy Zachód rozumie, że to jednak nie tylko biznes" – stwierdził minister Zbigniew Hoffmann. „Dziś: konfiskata majątków oligarchów, odcięcie banków/RDIFu, zakaz obrotu rosyjskimi obligacjami, blokada Nord Stream 2, pakiet pomocy dla krajów, które dostaną rykoszetem po sankcjach. Od jutra: szybkie uniezależnianie Europy od importu paliw, Euroatom. Innego języka Kreml nie rozumie" – napisał na Twitterze poseł Adrian Zandberg. „No to teraz jazda z sankcjami. Gaz, węgiel, ropa, Nord Stream 2, majątki oligarchów, wyrzucenie rosyjskich dyplomatów. Nie po to Zachód był dotychczas twardy, żeby teraz odpuścić" – stwierdził Adam Traczyk, ekspert Global Lab.
Podobne głosy – jeszcze przed decyzją Putina w sprawie „republik" – płynęły i zza granicy. „Jeśli Rosja przeprowadzi inwazję na Ukrainę, nie będzie Nord Stream 2" – mówił po spotkaniu z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem prezydent USA Joe Biden. Szef niemieckiego rządu przyznał wtedy, że odpowiedź RFN będzie podobna – choć nie odniósł się bezpośrednio do podbałtyckiej rury.
Unia Europejska ma narzędzia do tego, by ostro uderzyć w podbałtycki gazociąg. Jak oznajmił austriacki kanclerz Karl Nehammer, unijny pakiet sankcji przygotowany do użycia w razie inwazji Rosji na Ukrainę zawiera rygory wymierzone w gazociąg Nord Stream 2. Warto w tym momencie podkreślić, że te tak zwane „separatystyczne" republiki to wciąż – de iure – Ukraina. Wejście rosyjskiego wojska na ich teren jest więc równoznaczne z inwazją, co powinno uruchomić nie tylko sankcje unijne, ale również amerykańskie, gdyż stanowi to przekroczenie czerwonej linii, o której mówił prezydent Biden. Pytanie, czy Bruksela i Biały Dom dotrzymają słowa. Stawką jest nie tylko bezpieczeństwo Ukrainy – ale również wiarygodność świata Zachodu.