Reklama

Gaz

Putin w Serbii wzmacnia pozycję Gazpromu na Bałkanach [ANALIZA]

Fot.: Kremlin.ru
Fot.: Kremlin.ru

We czwartek 17 stycznia Władimir Putin złożył wizytę w stolicy Serbii. Rosyjski prezydent został powitany przez wiwatujące tłumy opłaconych ludzi i salwy honorowe. Do Moskwy wrócił zaś jeszcze bardziej wzmocniwszy zależność Belgradu od Kremla.

Prezydent Rosji stara się przyjeżdżać do Belgradu regularnie. Serbia pozostaje krajem, który nie tylko popiera rosyjską politykę. Serbscy oficjele w uzależnieniu od Rosji widzą wręcz gwarancje bezpieczeństwa kraju oraz własnych stanowisk.

Nie ma w tym nic dziwnego. Prezydent Serbii Aleksandar Vuczić zmaga się obecnie z protestami antyrządowymi i stara się szukać tematów zastępczych dla uspokojenia nastrojów. Jednym z nich jest klasyczne już budowanie napięcia z Kosowem, zwłaszcza w kontekście utworzenia własnej armii przez Prisztinę.

Drugim, równie klasycznym, rozwiązaniem jest podkreślanie siły sojuszu z Federacją Rosyjską. Odbywa się to tak na poziomie gestów politycznych jak i realnych kontraktów dotyczących współpracy gospodarczej i militarnej.

Czwartkowa wizyta Putina wpisywała się w ten schemat. Rosyjski lider powitany został przez wiwatujące tłumy Serbów, które, jak donosi Euractiv, zostały ściągnięte na tę okoliczność z całego kraju i opłacone (gotówką lub żywnością).

Prezydent Rosji odwdzięczył się za to ciepłe przyjęcie nagradzając Vuczicia Orderem Aleksandra Newskiego. Takie symboliczne gesty są szczególnie teraz ważne dla serbskiego prezydenta. Stosunek do Rosji w Serbii jest bardzo ciepły, a Władimir Putin jest wzorem polityka dla wielu Serbów. W Belgradzie powszechne są pamiątki z wizerunkiem Putina oraz serbską i rosyjską symboliką państwową, splecionymi w geście przyjaźni.

Gesty poparcia w polityce międzynarodowej mają jednak swoją cenę. Ceną dla Serbii jest całkowite uzależnienie energetyczne tego kraju od Rosji. Już teraz największa spółka z sektora oil&gas Naftna Industrija Srbije (NIS) jest pod kontrolą rosyjskiego Gazprom Neft’. Zależność spółki jest tak głęboka, że w radzie dyrektorów spółki stosunek Serbów do Rosjan wynosi 2 / 7. Główny dyrektor NIS oczywiście również jest Rosjaninem.

Jest to jedynie jeden przykład, ale dobrze obrazujący stopień zależności serbskiego sektora energetycznego od Rosji. Najbardziej widoczny on jest w kwestii importu gazu ziemnego. Jak podaje spółka Srbijagas, 80% błękitnego paliwa konsumowanego w Serbii pochodzi z Rosji. Trafia on na Bałkany tranzytem przez Ukrainę.

Sam prezydent Vuczić podczas wizyty Putina wspomniał o serbskiej zależności od importu z Rosji, choć wyciągając z tego faktu dosyć oryginalne wnioski. Jego zdaniem, zależność od importu z Rosji wymusza na Serbach konieczność... budowania nowych szlaków dostaw z Rosji i zacieśniania współpracy z Gazpromem.

W tym celu, wspólnie z rosyjską spółką, wybudowano magazyn gazu w miejscowości Banatski Dvor. Serbia była również zwolenniczką projektu South Stream, a obecnie popiera budowę europejskiej odnogi Turk Stream. 

Serbowie zdają sobie przy tym sprawę z tego jaki cel ma mieć ten projekt. Jeszcze w 2016 roku dyrektor Srbijagas Duszan Bajatović podkreślał, że likwidacja tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę będzie faktem, w związku z czym uzależniona od importu z Rosji Serbia wspiera rosyjskie projekty i szuka innych dostaw gazu z tego kierunku.

Rosyjski przyczółek na Bałkanach

Dla Rosji zapewnienie sobie dominacji na rynku serbskim jest niezwykle istotne również w kontekście tworzenia osi północ-południe, których głównymi aktorami miałaby być Polska i Chorwacja. Znajdujące się w obu państwach gazoporty miałyby być połączone gazociągami przecinającymi całe Bałkany i Europę Środkową. W rezultacie możliwym byłoby przełamanie monopolu rosyjskiego gazu w regionie.

Rosja w związku z tym próbuje się okopać na już zajętych gazowych pozycjach, a także zbudować przyczółki do dalszej ekspansji. Serbia jest idealnym partnerem dla Rosji. Skonfliktowane z sąsiadami państwo z niestabilną gospodarką i systemem politycznym oraz stosunkowo prorosyjsko nastawionym społeczeństwem z wdzięcznością przyjmuje uzależnienie od Rosji. 

Wizyta Putina w Belgradzie była pod tym względem sukcesem. Putin potwierdził, że przez Serbię przechodzić będzie Turk Stream wiodący do austriackiego hubu w Baumgarten. Ponadto ogłoszono, że Gazprom nadal będzie zwiększał dostawy gazu do Serbii oraz weźmie udział w rozbudowie podziemnego magazynu w Banatskim Dvorze.

Putin zasugerował również, że ma nadzieje na podpisanie jeszcze w tym roku porozumienia o wolnym handlu z Eurazjatycką Unią Gospodarczą, co jeszcze mocniej związałoby serbską gospodarkę Rosją.

Coraz głębsze popadanie Belgradu w zależność od Moskwy jest klasycznym przykładem realizowania doktryny Falina-Kwicińskiego (kontrolowania państwa za pomocą surowców). W dodatku Moskwa sprytnie eksploatuje konflikt Serbii z Kosowem i wciąż żywe antynatowskie resentymenty. 

W tym kontekście polityka Zachodu pozostaje raczej mało skuteczna. Nie dość, że niektóre państwa jak Austria aktywnie popierają budowę Turk Stream, to w dodatku powołanie do życia przez Kosowo 14 grudnia własnej armii nie spotkało się ze zdecydowanym sprzeciwem Zachodu. Perspektywa integracji europejskiej Serbii również wydaje się dosyć odległa.

Te czynniki powodują, że wielkiemu słowiańskiemu bratu nie sprawia żadnej trudności wzbudzanie wśród Serbów syndromu oblężonej twierdzy, a następnie eksploatowanie go w celach politycznych i gospodarczych.  

Reklama
Reklama

Komentarze