Reklama

Gaz

Gazowa maskirowka: Jak Gazprom walczy o europejski rynek

Fot. Gazprom.ru
Fot. Gazprom.ru

Przedstawiciele rosyjskiego koncernu Gazprom wieszczą wzrost udziału rosyjskiego gazu na europejskim rynku i bagatelizują wpływ amerykańskiego eksportu LNG na sytuację spółki. Wypowiedzi rosyjskich menadżerów należy jednak odczytywać mając na uwadze nie tylko to, co zostało przez nich wygłoszone, ale w jeszcze większym stopniu to, co starali się przemilczeć.

Gazowa Parada Zwycięstwa

Podczas zeszłotygodniowych spotkań z inwestorami w Nowym Jorku i Londynie przedstawiciele Gazpromu z lubością powoływali się na liczby prezentując osiągnięcia rosyjskiego koncernu. „W 2017 r. europejscy odbiorcy zużyli aż 194,4 mld m3 błękitnego paliwa, co oznacza wzrost o 8,4% w porównaniu do roku 2016 (179,3 mld m3)” – nie krył dumy wiceprezes spółki Aleksandr Miedwiediew. 

A to był dopiero początek, zaledwie forpoczta w defiladzie danych rosyjskiej spółki maszerujących pod rozkazami swojego przedstawiciela. Po chwili kolejne cyfry pojawiały się na prezentacji rosyjskiego menadżera niczym kolejne dywizje rzucane na front walki o przychylność zagranicznych inwestorów: „Udział rosyjskiego gazu na europejskim rynku wzrósł w ostatnim roku z 33,1 do 34,7%. Ale długoterminowa prognoza jest jeszcze bardziej optymistyczna: do 2035 r. objętość eksportu rosyjskiego gazy do Europy wzrośnie 1,5 raz – do 393-459 mld m3. W rezultacie Gazprom weźmie pod kontrolę 38-41% europejskiego rynku”.

W tej paradzie zwycięstwa także Amerykanie zostali umiejscowieni zgodnie z kremlowską wizją rzeczywistości – gazowych szkodników, których możliwości nie są jednak w stanie przeszkodzić zwycięskiemu pochodowi rosyjskich węglowodorów: „Straszono nas utratą pozycji rynkowej w Europie z powodu eksportu amerykańskiego LNG. Ale ostatecznie 2017 r. zakończył się kolejnym rekordem w eksporcie rosyjskiego gazu przesyłanego rurociągami. A 2018 r. rozpoczęliśmy od dostaw LNG do USA!” – triumfował Kirył Polous, jeden z obecnych na spotkaniu menadżerów Gazpromu.

„Jeśli porównać objętość dostaw Gazpromu na europejski rynek z filiżanką kawy, to dostawy amerykańskiego LNG stanowią zaledwie kilka kropel” – pokusił się o obrazowe przedstawienie rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi Polous – „Te kilka kropel nie przyniesie jednak nikomu radości. Tak samo LNG z USA nie ma znaczącego wpływu na dywersyfikację dostaw gazu i wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego Europy” – przekonywał rosyjski menadżer.

I wszystko niby pięknie, wszystko wyglancowane niczym buty żołnierzy maszerujących na Placu Czerwonym każdego 9 dnia maja. Ale gdy przyjrzeć się bliżej tej gazowej propagandzie sukcesu okazuje się, że nie wszystko złoto, co się świeci. Podobnie jak coroczna defilada w Moskwie zachwyca amatorów militariów mimo, że fachowcy wojskowości dostrzegają coraz większą stagnację w medialnym prężeniu muskułów przez rosyjską armię.

Skroplony imperializm amerykański

Zacznijmy zatem od końca. Amerykańskie LNG nie zrewolucjonizowało rynku gazowego w Europie. To prawda, ale z tej prostej przyczyny, że wciąż infrastruktura nie pozwala na pełne wykorzystanie potencjału eksportowego Stanów Zjednoczonych. Uruchomiony w 2016 r. terminal Sabine Pass, jest obecnie jedynym w USA terminalem zdolnym do eksportu skroplonego gazu. W niedługim czasie jednak możliwości eksportowe USA wzrosną znacznie w związku z opracowanymi na szeroką skalę planami rozbudowy terminali. Jak podaje Federalna Komisja Regulacji Energii USA (FERC) zatwierdzona została budowa 11 kolejnych terminali LNG, z czego 4 jest już w trakcie realizacji. Do 2019 r. Stany Zjednoczone mają osiągnąć zdolność eksportowania około 60 mln ton LNG rocznie, co pozwoli im stać się trzecim największym (po Australii i Katarze) eksporterem gazu na świecie.

Ambicje amerykańskiego mocarstwa odpowiadają perspektywom światowego zapotrzebowania na gaz. A te są dla USA obiecujące. Międzynarodowa Agencja Energii przewiduje, że do 2040 r. udział transportu morskiego LNG na światowym rynku przewyższy całościowy wolumen gazu przesyłany gazociągami. Bardziej elastyczne formy pozyskiwania gazu dzięki dostawom morskim i zakupom na rynku spotowym będą decydować o wyborze tej formy zapewniania bezpieczeństwa energetycznego przez importerów błękitnego paliwa. Obecnie gaz w formie LNG importuje 39 krajów, ale liczba ta wzrośnie wciągu najbliższych lat do 46.

Rosyjskie LNG dla USA?

Wielokrotnie powtarzana przez przedstawicieli rosyjskiego koncernu, a także powielana przez rosyjskie media, informacja i rzekomym eksporcie LNG z Rosji do Stanów Zjednoczonych również nie wiele ma wspólnego z prawdą. Rzeczywiście, prawdopodobnie dostarczony przez metanowiec Gyselys surowiec (nie jest jednak pewne czy nie uzupełniony o skroplony gaz z innych źródeł) najprawdopodobniej pochodził z zakładów „Jamał LNG” należących do rosyjskiej prywatnej firmy Novatek. Gaz ten jednak przestał być własnością Rosjan w chwili, gdy został wystawiony na sprzedaż na wolnym rynku i został zakupiony przez londyńską filię malezyjskiego koncernu Petronas, następnie odkupiony przez francuską firmę Engie.

Amerykanie zakupili zatem LNG od Engie, a nie od Novateku. Możliwość, że surowiec pochodził z rosyjskich złóż nie było więc efektem rosyjskich działań, lecz zwykłych mechanizmów rynkowych. Znajdujący się „pod ręką” wolny ładunek LNG został sprowadzony przez Amerykanów, którzy ze względu na niezwykle surową zimę i bariery administracyjno-prawne (funkcjonowanie ustawy Jones Act), skorzystali z okazji. Paradoksem należy uznać za to fakt, że ten incydent jest przywoływany właśnie przez spółkę Gazprom, której polityka cenowa wobec swoich klientów ma niewiele wspólnego z zasadami wolnorynkowymi. 

Im więcej gazu… tym taniej

Zapowiedzi wzrostu eksportu gazu ziemnego do Europy to pozornie dobra wiadomość dla rosyjskiej spółki. Jednakże przedstawione w prezentacji rosyjskich menadżerów zwiększenie udziału w europejskim rynku to typowa „maskirowka” służąca przysłonięciu rzeczywistej sytuacji. Dla Gazpromu liczy się bowiem przede wszystkim możliwość sprzedaży gazu, najlepiej w oparciu o umowy długoterminowe, które zapewnią mu stały rynek zbytu. Jednak od 2008 r. ceny gazu ziemnego w ramach kontraktów krótkoterminowych są niższe od cen gazu dostarczanych na podstawie umów długoterminowych. Dzieje się tak w dużej mierze na skutek napływu LNG.

Potwierdzeniem tej tendencji jest uzyskanie przez Litwę w latach 2014-2015, wcześniej bezskutecznie negocjowanej, obniżki cen za błękitne paliwa od Gazpromu. Nowy kontekst rynkowy wpłynął bezpośrednio na ceny dostaw rosyjskiego dla litewskich odbiorców: większość importu realizowana jest dziś na zasadach krótko- lub średnioterminowych, a sam Gazprom – wobec braku nowego kontraktu długoterminowego – zdecydował się sprzedać część gazu przez aukcje po konkurencyjnych cenach.

Rosnąca dostępność LNG oraz polityka dywersyfikacji źródeł w państwach członkowskich UE (ale nie tylko – warto zwrócić uwagę na utratę przez Rosjan w ostatnim czasie rynku ukraińskiego i gruzińskiego) przyczyniają się do już obserwowanej modyfikacji przez Gazprom strategii eksportu gazu do Europy. W szczególności dotyczy to zmiany podejścia do europejskiego rynku: z obrony poziomu cen rosyjskiego surowca na obronę jego udziału w europejskim rynku, co potwierdzają chełpliwe słowa menadżerów Gazpromu na spotkaniu z inwestorami. Wynika to bezpośrednio z wynegocjowanych przez partnerów Gazpromu niższych cen za rosyjski surowiec.

Wszystko to sprawia, że triumfalne zapowiedzi przedstawicieli Gazpromu należy odczytywać zgodnie z zasadami dalekowschodniej sztuki wojennej spisanymi przez starożytnego chińskiego stratega wojskowości Sun Tzu: „Ludzie, którzy mówią pewnie i posuwają się agresywnie naprzód, mają zamiar się cofać”. To dla nas dobra nowina -  bo nawet jeśli Rosjanie rzeczywiście zwiększą udział w europejskim rynku gazu, będą musieli wycofać się na pozycje niższych cen. Warto o tym pamiętać, gdyż już niedługo to Polska, o ile w ogóle będzie zainteresowana rosyjskim surowcem, może stoczyć bój o warunki przedłużenia (lub zakończenia) umowy gazowej z Gazpromem.

Reklama

Komentarze

    Reklama