Gaz
Energetyczna ofensywa USA. Ameryka chce konkurować z Rosją w Europie [ANALIZA]
Stany Zjednoczone uświadomiły sobie, że oddały Rosji bez walki zbyt wiele energetycznych przyczółków w Europie. Teraz chcą je odzyskać – na czym może skorzystać Polska.
„Nasi producenci mogą zapewnić wam 100% potrzebnego surowca, po konkurencyjnych cenach. Jesteśmy największym producentem surowców energetycznych na świecie, jedyne co musicie zrobić to zwrócić się do nas w tej sprawie" – takie słowa skierował do Białorusinów Sekretarz Stanu USA podczas wizyty w Mińsku w lutym 2019 roku. Słowa te były jednym z najjaskrawszy sygnałów zapowiadających amerykańską walkę o europejską energetykę, a ich błyskawiczna realizacja – pierwszy tankowiec z ropą z USA dla Białorusi wypłynął już 17 maja – dowodem na to, że Waszyngton bierze sprawę na poważnie.
Dostawy naftowe dla państwa Aleksandra Łukaszenki to tylko jeden z wielu przykładów poszerzania amerykańskiej obecności energetycznej w Europie. Waszyngton najwyraźniej spojrzał na mapę Starego Kontynentu i dostrzegł to, co wiele europejskich państw widzi już od dawna – poszerzające się i umacniające energetyczne wpływy Rosji, która wykorzystuje swe paliwa do walki politycznej.
Dobrą ilustracją tych macek Kremla jest budowany gazociąg Nord Stream 2, który miał utworzyć (wraz z bliźniaczym połączeniem tłoczącym już gaz po dnie Bałtyku) magistralę o łącznej przepustowości 110 mld m3. Południowym odpowiednikiem tej rury, choć na mniejszą skalę, był Turk Stream. Połączenia te mają w zamierzeniu kształtować architekturę infrastruktury gazowej w Europie, pozbawiając m.in. Ukrainę statusu kraju tranzytowego. Mogłoby to potencjalnie otworzyć drogę do dalszej rosyjskiej agresji na ten kraj. Zarówno Nord Stream 2 jak i Turk Stream utwierdzałyby też Rosję w roli głównego dostarczyciela gazu do Unii Europejskiej – tworzy to odpowiednią zależność polityczno-gospodarczą, stojącą w sprzeczności z ideałami tzw. unii energetycznej, która powinna zabiegać o maksymalne zdywersyfikowanie dostaw paliw do UE.
Ale Moskwa gra w Europie nie tylko gazem. Ważne są również rosyjskie działania na polu elektroenergetycznym, a konkretnie: w segmencie energetyki jądrowej. Rosja jest bowiem bezpośrednio zaangażowana finansowo w projekty budowy elektrowni jądrowej na Węgrzech (Paks) oraz na Białorusi (Ostrowiec). Rosjanie działają też na tym polu w Bułgarii.
Nie sposób też nie wspomnieć o tym, że od rosyjskiej ropy uzależnionych jest głęboko szereg państw z centrum i wschodu kontynentu europejskiego. Kraje te – będące w przeszłości członkami bloku sowieckiego – posiadają rafinerie i petrochemię dostosowaną do przerobu ropy Urals pochodzącej właśnie z Rosji, co istotnie utrudnia dywersyfikację.
Tak szeroko zakrojone wpływy z pewnością rzuciły się w oczy amerykańskim strategom, którzy już od czasów Reagana przestrzegają, że Kreml może wykorzystywać energetykę do wywierania nacisku politycznego na kraje Europy. Dzięki możliwościom, jakie daje tzw. rewolucja łupkowa oraz ze względu na nową linię w podejściu do Rosji, która pojawiła się po nieudanym resecie z czasów Obamy, Waszyngton postanowił kontrować działania Moskwy na polu energetycznym.
Na pierwszy ogień poszedł handel gazem skroplonym, w który Amerykanie inwestują spore środki, rozwijając własne możliwości eksportowe. LNG z USA dotarło już do Polski i na Litwę, wkrótce może też dotrzeć – w dużych ilościach – na Ukrainę, która rozpoczęła rozmowy w tej sprawie ze Stanami Zjednoczonymi. W grę wchodzą duże wolumeny, dochodzące do kilku milionów metrów sześciennych gazu rocznie. O możliwościach politycznych USA w zakresie handlu gazem może też świadczyć fakt, że na budowę terminali LNG zdecydowały się Niemcy.
Również amerykańska ropa zaczyna docierać do Europy. Wspomniana wyżej Białoruś nie jest jedynym przykładem – surowiec z USA dotarł też na Ukrainę. W maju do portu w Odessie wpłynął pierwszy tankowiec ropy ze Stanów Zjednoczonych.
USA prowadzą na polu europejskiej energetyki nie tylko politykę handlową. Stany Zjednoczone zdecydowały się też wdrożyć sankcje uderzające w Nord Stream 2 – budowany niemiecko-rosyjski gazociąg biegnący po dnie Bałtyku. Amerykańskie instrumenty skutecznie odstraszyły od projektu szwajcarską spółkę Allseas, która kładła rury na dnie morza, przez co zwiększyło się (i tak już spore) opóźnienie w realizacji prac. Połączenie miało być gotowe do końca roku 2019. Teraz wiadomo, że zostanie ukończone być może nawet w 2021 roku. Być może – bo USA grożą kolejnymi sankcjami, które – jeśli zostaną wprowadzone zgodnie z medialnymi przeciekami – będą w stanie praktycznie uniemożliwić handel rosyjskim gazem za pośrednictwem Nord Stream 2.
Rywalizacja rozpoczyna się też na polu energetyki jądrowej. Amerykańscy politycy – z prezydentem Donaldem Trumpem na czele – już teraz mówią głośno o potrzebie nadrobienia strat względem atomowych liderów. Jak powiedział sekretarz energii USA Dan Brouillette, taka sytuacja „zagraża narodowemu bezpieczeństwu i interesom Stanów Zjednoczonych”. Jednym z filarów planu odbudowy amerykańskiego przemysłu atomowego są transfery technologii jądrowych do krajów sojuszniczych. USA są w strategicznym dialogu m.in. z Warszawą, która planuje budowę elektrowni jądrowych. Ostatnim – mocno brzmiącym – akordem polsko-amerykańskiej współpracy na tym polu było Forum Przemysłu Jądrowego zorganizowane w listopadzie 2019 roku w Warszawie. Przemawiała na nim m.in. ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce, Geogrette Mosbacher, która w swym wystąpieniu stwierdziła: „dziś jestem tu, by powiedzieć wam, że <<US nuclear power is back>>”.
Oczywiście USA nie mają na ten moment odpowiednich środków, by wyrównać potencjał tak gigantycznego rezerwuaru surowców energetycznych, jakim jest Rosja. Moskwa dysponuje w Europie określonymi atutami: bliskością geograficzną, gotową infrastrukturą oraz wpływami politycznymi w kluczowych krajach UE. Jednakże na tej amerykańsko-rosyjskiej rywalizacji mogą skorzystać kraje takie, jak Polska, które chcą w istotny sposób ograniczyć uzależnienie od surowców energetycznych z Rosji. Warszawa już teraz obrała pod tym względem kurs na Waszyngton, zamawiając duże dostawy LNG z USA. W toku są również rozmowy dotyczące budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej, która miałaby działać dzięki amerykańskiej technologii. Polska może też być partnerem dla Stanów Zjednoczonych przy dostawach surowców do innych krajów – może przy tym korzystać ze swego dogodnego położenia oraz infrastruktury (terminala LNG, naftoportu, gazociągów, rurociągów). Z pewną inicjatywą w tym zakresie wyszła już spółka PERN, która przygotowuje techniczną możliwość rewersu na systemie Przyjaźń celem jednoczesnego dostarczania ropy na Białoruś i pobierania jej ze wschodu, co obecnie nie jest możliwe. To właśnie przez Polskę ma odbywać się także dostawa amerykańskiego gazu na Ukrainę. Warszawa ma też w ręku istotny atut w postaci tzw. Inicjatywy Trójmorza, która w zamierzeniu ma m.in. połączyć rynki gazowe państw Europy Środkowej.
Pozostaje zatem liczyć, że dalsze działania Amerykanów na tym polu będą dalej zgodne z polskimi interesami.