Analizy i komentarze
Zaczęło się uchylanie drzwi UE dla gazu z Rosji. „Seria intrygujących przypadków”

Wszystko wskazuje na to, że część krajów Unii Europejskiej rozpoczęła planowanie szerokiego powrotu do kupowania gazu z Rosji. Ma to być element porozumień pokojowych dotyczących zakończenia wojny na Ukrainie.
Choć rosyjska wojna na Ukrainie trwa dalej, to na forum Unii Europejskiej już zaczęto głośno mówić o pewnej wizji jej zakończenia – oraz o towarzyszących temu okolicznościach gospodarczych. Chodzi o potencjalny szeroki powrót do handlu gazem z Rosją w warunkach ustania działań wojennych. Co więcej, patrząc na unijną płaszczyznę informacyjną, można odnieść wrażenie, że niektóre ośrodki zaczęły już przygotowywać narrację dotyczącą takich decyzji.
Teraz jest wojna
To, że kwestia dostaw gazu z Rosji do Unii Europejskiej nie została ostatecznie rozwiązana jest oczywiste dla wszystkich – po pierwsze, UE w ramach swoich 15 pakietów sankcji nie nałożyła żadnych restrykcji na dostawy rosyjskiego surowca gazowego (były sankcje na LPG, ale to paliwo, nie surowiec), choć uderzono np. w dostarczany z Rosji węgiel (embargo) czy ropę oraz paliwa (częściowe embargo).
Po drugie, kluczową rolę w odcinaniu dostaw gazu do unijnej gospodarki odegrała jak na razie… Rosja, która pozrywała umowy ze swoimi europejskimi klientami. Jeszcze w roku 2021 rosyjski Gazprom przestał rezerwować dodatkowe przepustowości na gazociągach biegnących na Zachód i ograniczył się do realizacji umów długoterminowych. W 2022 r. Gazprom najpierw zmusił część swoich europejskich klientów do płatności za gaz w ramach tzw. mechanizmu rublowego, jednocześnie odcinając od surowca tych odbiorców, którzy nie chcieli się na taki manewr zgodzić (m. in. Polskę). Następnie Rosjanie zaczęli ograniczać, a potem wstrzymywać dostawy do UE – nałożyli np. sankcje na Gazociąg Jamalski (który przestał tłoczyć gaz do Niemiec w kwietniu 2022 r.), wstrzymali również przesył przez gazociąg Nord Stream, który został później wysadzony. Z kolei od początku 2025 roku ustał tranzyt gazu przez ukraiński system Braterstwo, gdyż wygasła rosyjsko-ukraińska umowa przesyłowa, dzięki której surowiec z Rosji odbierała m. in. Słowacja. Obecnie jedynym istotnym gazociągiem, który wciąż tłoczy gaz z Rosji do UE jest Turk Stream.
Po trzecie, rosyjski surowiec wciąż dociera do odbiorców w UE – co prawda w znacznie mniejszej ilości i obecnie przede wszystkim w formie skroplonej, ale jednak. Niemniej, w 2024 roku do UE dotarło 49,5 mld metrów sześciennych rosyjskiego gazu gazociągowego oraz 24,2 mld metrów sześciennych LNG. Co ważne, w 2024 roku poziom importu tej drugiej formy gazu sięgnął pułapu najwyższego od 6 lat. Innymi słowy mówiąc: gazowe wpływy Moskwy w UE osłabły, ale nie umarły.
Kto handluje, ten żyje
Niestety, według ostatnich doniesień, w Brukseli słychać coraz donośniejsze głosy o tym, by wrócić do gazowegostatus quo ante. Jak poinformował Financial Times, na forum Unii Europejskiej mówi się już otwarcie o możliwym powrocie do szerszych zakupów gazu z Rosji, co miałoby zostać wplecione w potencjalne porozumienie pokojowe między Moskwą a Kijowem. Według doniesień gazety, szczególną rolę w tych dyskusjach odgrywają Niemcy oraz Węgry.
Logika frakcji prorosyjskiej jest następująca: koniec działań zbrojnych na Ukrainie otworzy okno do rozpoczęcia szerszego handlu z Rosją. Wygłodzona 3-letnią wojną strona rosyjska powinna szczególnie chętnie powrócić do sprzedaży nośników energii – takich jak gaz. Błękitne paliwo popłynie więc ponownie na Zachód, jednak z uwagi na uszkodzenie gazociągów Nord Stream konieczne będzie użycie korytarza ukraińskiego, czyli systemu Braterstwo. To z kolei jest okoliczność, którą kraje UE mogą wykorzystać jako dodatkowe zabezpieczenie dla Ukrainy: Rosja ma tłoczyć potężne wolumeny gazu przez ukraińskie terytorium i tym samym opłacać przesył oraz respektować pokój. Innymi słowy: niektórzy członkowie Unii Europejskiej domagają się tego, żeby było tak, jak było.
Ktoś może powiedzieć: jeden artykuł w jednej gazecie to trochę mało, by uwierzyć w taki scenariusz. To prawda, nawet jeśli tą gazetą jest Financial Times. Jednakże przed opublikowaniem tego materiału doszło do serii intrygujących „przypadków”, które sygnalizowały, że w UE ktoś może szykować już narrację pod powrót do handlu gazowego z Rosją.
Co za przypadek!
Pierwszy niepokojącym sygnałem była informacja, że - wbrew wcześniejszym oczekiwaniom – zakaz importu LNG nie zostanie uwzględniony w kolejnym, 16. pakiecie sankcji Unii Europejskiej nakładanym na Rosję. Było to o tyle zaskakujące, że jeszcze w 2024 roku odmienne informacje docierały ze źródeł zbliżonych do Komisji Europejskiej. Dlaczego zatem UE nie decyduje się na cios w rosyjskie LNG? I to w zupełnie nowej sytuacji międzynarodowej, tj. z prezydentem Donaldem Trumpem za oceanem, który przecież chce skłonić Europejczyków do kupna gazu z USA?
Równolegle z Niemiec dotarły wieści, że Friedrich Merz, prawdopodobny nowy kanclerz RFN, ogłosił zamiar budowy aż 50 elektrowni gazowych celem ustabilizowania sytuacji energetycznej swojego państwa. Zapowiedź ta współgra z deklaracjami składanymi jeszcze w 2021 r. przez m. in. szefa koncernu energetycznego RWE, który twierdził, że Niemcy potrzebują ok. 20-30 GW mocy w gazie, by kontynuować swoją politykę transformacji energetycznej. Można zatem zadać więc kolejne pytanie: czym zachodni sąsiad Polski zamierza zasilać swoje elektrownie?
Innym zaskakującym sygnałem było to, że pod koniec stycznia Duńska Agencja Energii wydała spółce Nord Stream 2 AG, zależnej od rosyjskiego państwowego koncernu Gazprom, pozwolenie na przeprowadzenie prac konserwacyjnych przy uszkodzonym gazociągu Nord Stream 2. Działania te mają polegać na zainstalowaniu specjalnych zatyczek na każdym z otwartych końców rur, aby zapobiec dalszemu wydmuchiwaniu gazu i wprowadzaniu natlenionej wody morskiej. Cel oczywiście szczytny, ale dlaczego spółka Nord Stream 2 AG podjęła kroki w tym kierunku akurat teraz, tj. po niespełna trzech latach od zniszczenia gazociągów? Może ktoś chciał przypomnieć o tym połączeniu? Co więcej: dlaczego działania dotyczą drugiego Nord Streamu, którego nitka B jest wciąż zdolna do przesyłu gazu?
Chciałeś być cwany, w ząbek czesany
Wszystkie te sygnały, zwłaszcza zaś: artykuł Financial Times, należy osadzić w bardzo specyficznych okolicznościach politycznych w Europie. Przede wszystkim, nowy-stary prezydent USA Donald Trump, który nie tylko chce sprzedawać na Stary Kontynent LNG, ale także stara się przejąć inicjatywę w sprawie zakończenia konfliktu na Ukrainie. Na razie efekty jest działań są ograniczone, ale Europejczycy muszą być gotowi na różne, mniej przewidywalne scenariusze. Kolejnym szczególnie ważnym czynnikiem są wybory federalne w Niemczech, gdzie jednym z głównych tematów są ceny energii i konkurencyjność gospodarki, zasadzona w dużej mierze właśnie na tanim gazie. Ciesząca się ok. 20-procentowym poparciem Alternatywa dla Niemiec (AfD) wprost nawołuje do powrotu do sprowadzania gazu z Rosji; można zakładać, że partie pokroju SPD również nie będą specjalnie oponować wobec takiej sposobności. Warto tu przywołać słowa byłego prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego, który w ostatnim czasie wielokrotnie podkreślał, że Niemcy wrócą do handlu gazowego z Rosją przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Czy zatem europejski zwrot ku gazowemu „business as usual” z Rosją jest już przesądzony? Na razie jeszcze nie, ale można z ogromną dozą pewności zakładać, że rozmowy na ten temat są już bardzo zaawansowane, skoro ich fragmenty dostają się do opinii publicznej.