Analizy i komentarze
Gazprom otwiera nowy front. Chce wygrać z Europą… w sądzie
Po rozpętaniu kryzysu gazowego, a następnie wojny na Ukrainie, Rosjanie postanowili rozpocząć kolejną batalię – tym razem prawną, wymierzoną przeciwko ich europejskim partnerom.
Na przestrzeni ostatnich lat – by nie sięgać pamięcią dalej – Rosjanie wielokrotnie zadziwiali świat swoją zuchwałością, bezczelnością i zupełnym brakiem jakichkolwiek hamulców. Kilka tygodni temu postanowili po raz kolejny przypomnieć, dlaczego robienie z nimi interesów to zły pomysł, a Europa już nigdy nie powinna wrócić do energetycznego „business as usual”.
Od rozpoczęcia pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę minęło ponad dwa lata i w tym czasie zapomnieliśmy już niemal o tym, co działo się przed 24 lutego. Jest to oczywiście zrozumiałe, bo myśląc o wojnie, mamy na ogół przed oczyma przerażające zbrodnie dokonywane przez putinowskich żołdaków, zrównane z ziemią miasta i okrutny los ukraińskich cywilów, których życie upływa w warunkach, jakie trudno nam sobie nawet wyobrazić. Ogrom nieszczęść wywołanych decyzjami rosyjskiego dyktatora jest tak duży, że blakną przy nim wszelkie inne kwestie. Nie powinno zatem dziwić, że mając barbarzyńców u bram trochę zapomnieliśmy już o gospodarczych aspektach wojny putinistów z szeroko rozumianym Zachodem. Warto jednak poświęcić kilka chwil i pochylić się nad tym tematem, ponieważ, mówiąc najzupełniej wprost, jest on po prostu bardzo istotny dla naszej przyszłości.
Musimy pamiętać, że wojna Rosji z Zachodem (bo tak należy patrzeć na to, co dzieje się w Ukrainie) ma wiele oblicz. Najbardziej znane jest nam to krwawe, budzące nie tylko autentyczne przerażenie, ale i słuszny gniew. Niestety nie jest ono jedynym, a w jego cieniu ukrywają się także inne – równie ważne, bo związane ściśle z możliwością prowadzenia działań wojennych. Dziś, po latach oglądania dramatycznych obrazów z Ukrainy, mało kto pamięta już, w jakie tarapaty gospodarcze Rosjanie wpędzili Europę, wywołując wcześniej kryzys gazowy. Zapomnieliśmy o tym, choć wiele firm do dziś boryka się z jego konsekwencjami. I pewnie jeszcze długo by tak pozostało, do pierwszego względnie spokojnego momentu, gdyby nie zupełny brak instynktu samozachowawczego Rosjan. „Szczęśliwie” postanowili nam oni przypomnieć, że robienie z nimi interesów to sport ekstremalny, a gdyby oszukiwanie klientów było dyscypliną olimpijską, to byliby w niej absolutnie bezkonkurencyjni. Zacznijmy jednak, jak mawiał Pan Zagłoba, ab ovo.
Kilka tygodni temu media obiegła informacja, która nie odbiła się szerszym echem, a szkoda, bo w moim przekonaniu zasługiwała na więcej uwagi. Reuters podawał wówczas, że Gazprom rozpoczął postępowanie przed Sądem Arbitrażowym w Sankt Petersburgu. Rosjanie grożą swoim europejskim kontrahentom karami finansowymi, jeśli Ci zdecydują się kontynuować działania prawne przeciwko nim poza terytorium Federacji Rosyjskiej. Cele są oczywiście dwa – rozmycie kwestii odpowiedzialności oraz podważanie wyroków, które z czasem zapewne zapadną przed europejskimi sądami. Wyroków, które będą niekorzystne dla energetycznego ramienia Kremla i jego spółek zależnych, bo i jakże mogłoby być inaczej po tym, co zrobili.
Jest to element szerszego frontu prawnego – tak chyba należy określić tę sytuację, biorąc pod uwagę, jak wiele spraw się z nią wiąże. Bardzo mocny jest w niej polski wątek, jak zauważa zresztą agencja, ponieważ Rosjanie domagają się od naszych firm ogromnego odszkodowania. Szczegóły nie są tutaj jasne, z oczywistych względów, ale możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że chodzi przede wszystkim o wydarzenia z roku 2022. Rosjanie podjęli wówczas próbę wyrugowania dolara i euro z rozliczeń gazowych, domagając się od klientów uiszczania opłat za surowiec w rublach. Mechanizmem tym objęto państwa, które zostały określone mianem „nieprzyjaznych”. Oprócz członków Unii Europejskiej na liście znalazły się również: Australia, Czarnogóra, Islandia, Japonia, Kanada, Korea Południowa, Nowa Zelandia, Singapur, Stany Zjednoczone, Szwajcaria, Tajwan i Wielka Brytania. Władimir Putin groził wówczas, że ci, którzy się nie dostosują i nie zmienią waluty rozliczeń (by de facto wesprzeć rosyjski sektor finansowy), zostaną odcięci od dostaw gazu. Polska i wiele innych krajów oczywiście nie zgodziło się na szantaż Putina, efektem czego było wstrzymanie dostaw gazu i zerwanie umowy (która i tak kończyła się w 2022).
Pokłosiem tych działań był pozew arbitrażowy (do trybunału w Sztokholmie), w którym EuRoPol Gaz (już bez Rosjan wśród udziałowców) domaga się od Gazpromu ok. 285 mln dolarów wraz z odsetkami za przesył gazu w latach 2006-2009 oraz odszkodowania za utracone przychody z usług tranzytowych w latach 2022 - 2045. W sumie chodzi o kwotę rzędu 1,45 mld dolarów. W tej sprawie zapadł już zresztą jeden „werdykt”, ponieważ petersburski sąd arbitrażowy orzekł, że jeśli EuRoPol Gaz będzie kontynuował batalię przeciwko Gazpromowi w Szwecji, to będzie musiał zapłacić karę w wysokości ok. 1,57 mld dolarów.
$$
Kwestią czasu w tym kontekście była zatem kolejna prawna kontrakcja. Z dokumentów skierowanych do petersburskiego sądu w marcu 2024 r. ma wynikać, że Gazprom oprócz powyższego domaga się odszkodowania od firm EuRoPol Gaz, Orlen, Ernst and Young Global Ltd, i Earnst and Young sp z o.o. Corporate Finance Sp. k. Jego wysokość jest niebagatelna, bo wynosi 934,7 mln dolarów.
Warto w tym kontekście zauważyć, że Gazprom ma kłopoty także w relacjach z innymi krajami – nie powinno zatem dziwić dążenie do zabezpieczenia jego interesów poprzez przekierowanie spraw do rosyjskich sądów. Wśród najważniejszych kontrahentów Rosjan, którym grożą oni milionowymi karami, jeśli nie zrewidują swojej polityki sądowej (jeśli można tak to ująć), warto wymienić na przykład ukraiński Naftogaz (kwestie tranzytowe), niemieckie Uniper Global Commodities SE i Metha- Methanhandel GmbH czy holenderskie Gasunie Transport Service. Ukraińcy podjęli również kroki w kierunku zabezpieczenia 5 miliardów dolarów, które stanowić ma odszkodowanie za działania na Krymie – stanowiące wynagrodzenie za poniesione tam straty i utracone mienie.
Jak podaje Reuters, Rosjanie mają także na pieńku z czeskimi spółkami Net4Gas, któremu zalegają z płatnościami i który sformułował stosowny wniosek dotyczący postępowania arbitrażowego w tej sprawie oraz CEZ, który domaga się odszkodowania za niewypełnienie kontraktu w zakresie dostaw gazu – były one niższe od tych zapisanych w umowie. Przed arbitraż trafiła również sprawa francuskiego Engie – a nawet dwie – pierwsza dotyczy także zmniejszonych dostaw surowca, a druga cen gazu. Wspomniane nieco wcześniej płatności w rublach są sądową kością niezgody z m.in. takimi podmiotami jak ENI oraz fiński Gasum.
Powyższy spis jest z pewnością niepełny, ponieważ nie każda tego typu sprawa trafia niezwłocznie do obiegu medialnego, natomiast pozwala nabrać wyobrażenia o skali wyzwań, z jakimi musi mierzyć się Kreml po wciągnięciu Europy nie tylko w „klasyczną” wojnę, ale także tę energetyczną. Miejmy nadzieję, że osobom rozstrzygającym spory nie braknie uczciwości i determinacji, aby tym razem dać Gazpromowi bolesną lekcję, że pacta sunt servanda.