Gaz
Afrodyta, która skradła pokój. Dlaczego Turcja grozi inwazją na Cypr? [ANALIZA]
20 lipca minęła 45. rocznica inwazji, w wyniku której niepodległość ogłosił nieuznawany Cypr Północny. Po niemal pół wieku prezydent Turcji zagroził ponowną agresją wojskową. Zapalnikiem nowego konfliktu stały się złoża gazu.
„Cały świat przygląda się naszej determinacji. Nikt nie powinien mieć wątpliwości co do tego, że bohaterska turecka armia, która postrzega Cypr jako swoją ojczyznę, nie zawaha się by powziąć te same kroki co 45 lat temu, jeśli wymagać tego będzie ochrona życia i bezpieczeństwa Turków cypryjskich” – ogłosił prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan z okazji Dnia Pokoju i Wolności, jak nazywane są przez propagandę kolejne rocznice inwazji na Cypr.
Enosis i taksim
Tureckie wojska wkroczyły na wyspę 20 lipca 1974 roku, wykorzystując trwające na Cyprze walki między siłami wiernymi prezydentowi a puczystami powiązanymi z rządzącą w Grecji juntą czarnych pułkowników. Celem spiskowców była realizacja popularnej w ojczyźnie Homera koncepcji enosis, czyli faktycznej aneksji wyspy przez Grecję.
W kontrze do enosis stała lansowana przez Turcję koncepcja taksim, czyli podziału wyspy na część turecką i grecką. Plan trudny do wprowadzenia z uwagi na rozproszony charakter zasiedlenia wyspy przez Turków i Greków. Jak się jednak okazało – nie ma rzeczy niemożliwych.
Ankara, w obawie o przyłączenie wyspy do Grecji, postanowiła dokonać inwazji, którą kontynuowano nawet po upadku puczu. Oficjalną przyczyną była ochrona Turków cypryjskich, zamieszkujących wyspę. Był to jednak tylko pretekst, o czym świadczą późniejsze działania agresora – czystki etniczne, działalność osadnicza i wreszcie proklamowanie Tureckiej Republiki Cypru Północnego. Para-państwo istnieje do dziś, choć zostało uznane wyłącznie przez Turcję.
Grecko-turecki konflikt o Cypr przez lata uległ osłabieniu, a tuż przed wstąpieniem Republiki Cypru do Unii Europejskiej blisko było nawet do jego całkowitego zażegnania i zjednoczenia obu części wyspy. Ostatnie lata przyniosły jednak zmianę nastawienia Ankary, która postanowiła podgrzać spór na nowo. Przyczynkiem do tego stało się odkrycie złoża gazu, które wyłoniło się z piany morskiej niczym Afrodyta.
Kochanka Aresa
W 2011 roku amerykańska spółka Noble Energy odkryła na cypryjskim szelfie złoże gazu ziemnego, które na cześć bogini płodności otrzymało nazwę Afrodyta. Rezerwuar rzeczywiście do małych nie należy. Szacuje się, że zawiera około 140 mld m sześc. gazu ziemnego. Miast przynieść miłość i dobrobyt, stało się ono pretekstem do odgrzania dawnego konfliktu. Wszak kochankiem Afrodyty był bóg wojny - Ares.
Zdaniem eksperta WiseEuropa i wykładowcy Uniwersytetu Warszawskiego Adama Balcera, to właśnie historia konfliktu o Cypr odgrywa kluczową rolę dla zrozumienia dzisiejszego sporu o cypryjski gaz:
„Gdybyśmy mieli do czynienia z relacjami między dwoma, uznającymi się państwami, sytuacja wyglądałaby inaczej. Doszłoby do próby mediacji i negocjacji na temat podziału wyłącznej strefy ekonomicznej. Mamy jednak do czynienia ze specyficzną sytuacją, w której Turcja nie uznaje Cypru a Cypr – Cypru Północnego, który z resztą jest uznawany tylko przez Ankarę” - mówi Adam Balcer.
W tym kontekście agresywne działania Turcji były tylko kwestią czasu. W kwietniu 2017 roku Turcja skierowała na obszar cypryjskiej wyłącznej strefy ekonomicznej swój statek badawczy Barbaros Hayreddin Paşa. Dwa lata później, w maju, dołączyła do niego jednostka do wykonywania odwiertów Fatih (Zdobywca). Wreszcie z początkiem lipca na obszarze wyłącznej strefy ekonomicznej Cypru pojawił się kolejny statek wiertniczy – Yavuz (Okrutny).
Cypryjczycy zaczęli poważnie niepokoić się działaniami Turcji, a prezydent republiki wprost ogłosił, że jej działania stanowią pogwałcenie suwerenności państwowej republiki. Turcja jednak nawet nie starała się zakładać białych rękawiczek - statki badawcze były eskortowane przez tureckie okręty wojenne, o czym z dumą informował Erdoğan.
Unia Europejska stanęła w sporze po stronie Cypru, potępiając działania Ankary i wprowadzając sankcje w stosunku do Turcji. Zredukowano wsparcie finansowe dla Turcji w ramach Instrumentu Pomocy Przedakcesyjnej na 2020 rok o 145,8 mln euro, wstrzymano rozmowy na wysokim szczeblu oraz wezwano Europejski Bank Inwestycyjny do dokonania rewizji swojej polityki kredytowej.
Łącznie sankcje mogą pozbawić Turcję nawet pół miliarda euro.
W odpowiedzi, turecki minister spraw zagranicznych zagroził, że niebawem u cypryjskich wybrzeży pojawi się kolejny statek: "Jeśli podejmujecie takie decyzje odnośnie Turcji, przyspieszymy tempo naszych działań. Obecnie na Morzu Śródziemnym znajdują się trzy nasze statki. Wyślemy czwarty" - powiedział Mevlüt Çavuşoğlu.
Koncert mocarstw na Cyprze
Rosnące napięcie wokół Cypru zostało wywołane sporem o prawo do eksploatacji węglowodorów. Badania na szelfie cypryjskim prowadzą już spółki z Włoch, Francji i USA. Waszyngton popiera jak najszybszą eksploatację złoża Afrodyta również z pobudek geopolitycznych, na co zwraca uwagę Stratfor. Amerykanom zależy na tym, aby Cypr, Izrael i Egipt zintensyfikowały wydobycie w regionie, a następnie rozbudowały infrastrukturę tak, aby umożliwić zaopatrzenie w gaz państw europejskich. Miałoby to na celu dalsze uniezależnienie Europy od surowca z Rosji.
Podobnego zdania jest Adam Balcer:
„Cypr w tej piramidzie zależności stara się szukać sojuszników wśród państw, które mają nie najlepsze relacje z Turcją. Stąd też ich dobre stosunki z Izraelem i Egiptem. Oczywiście jako członek UE może liczyć również na wsparcie pozostałych państw wspólnoty” - podkreśla ekspert.
Turcja postanowiła rozepchać się w rozgrywce o cypryjski gaz łokciami i rozpocząć politykę faktów dokonanych. Tureckie statki rozpoczęły badania w oparciu o licencje otrzymane od nieuznawanego Cypru Północnego jednocześnie argumentując, że prawo do czerpania zysków z surowców na szelfie cypryjskim mają nie tylko Grecy, ale i Turcy.
Uznanie tureckich wierceń oznaczałoby jednak uznanie licencji i prawa podmiotu wydającego do gospodarowania zasobami, a więc suwerenności samego Cypru Północnego. Z tego względu oczywistym jest, że UE i USA nie mogły wyrazić na to zgody. Turcja jednak celowo doprowadziła do takiej komplikacji. Polityka faktów dokonanych wymagać będzie ponownego rozpatrzenia spornej kwestii dotyczącej podziału zysków z eksploatacji złóż gazu w regionie.
Rosyjska oliwa
Spór w łonie sojuszników NATO nie mógł ujść uwadze Rosji, która postanowiła dolać oliwy do ognia. Wzrost napięcia turecko-cypryjskiego zbiegł się w czasie z dostarczeniem rosyjskich zestawów rakietowych S-400. Moskwa tradycyjnie gra na rozłam w łonie NATO i nie mogła zmarnować takiej okazji. W dodatku w grę wchodzą zyski z handlu gazem. Realizacja projektów mających na celu dywersyfikację dostaw błękitnego paliwa do Europy nie jest jej na rękę.
Trwający spór wokół cypryjskich złóż wpływa zaś negatywnie na ich eksploatację, co jest zgodne z rosyjskimi interesami. Turcy nie tylko wysyłają swoje statki, ale starają się również przeszkadzać zachodniej konkurencji. W ubiegłym roku turecka marynarka wojenna zmusiła statek włoskiego koncernu energetycznego Eni do opuszczenia obszaru, na którym prowadził badania.
Wątpliwym jest, aby słowa tureckiego prezydenta o ponownej inwazji miały zostać wprowadzone w życie. Jest to raczej podbijanie stawki w rozmowach o podziale zysków z eksploatacji cypryjskich surowców. Niewątpliwie jednak Turcja będzie skłonna do daleko idących prowokacji, aby ten cel osiągnąć.
Nie bez znaczenia jest również to, że sama Turcja pogrąża się w kryzysie gospodarczym. Zdaniem Adama Balcera eskalacja konfliktu, w którym aktywny udział biorą USA, może być dla Erdoğana atrakcyjnym instrumentem polityki wewnętrznej.
„Turcja podgrzewa konflikt z Cyprem z uwagi na złoża gazu, ale jeszcze ważniejszy może być aspekt wewnętrzny. Władze borykają się obecnie z olbrzymimi problemami gospodarczymi, słabnącą walutą, spadającym poparciem. Konflikt zewnętrzny może być przydatny dla odwrócenia uwagi od problemów wewnętrznych” - zauważa ekspert.
Kreowanie wrogów zewnętrznych i eskalacja konfliktów, w których aktywną rolę grają USA może być o tyle skuteczne, że obecnie aż siedmiu na dziesięciu Turków deklaruje, że obawia się militarnej potęgi Stanów Zjednoczonych.
Rosja również nie będzie się temu konfliktowi biernie przyglądać.