EBI chce wspierać te inwestycje, których emisje nie przekroczą limitu 550g CO2/kWH. Takie rozwiązanie niejako automatycznie eliminuje projekty węglowe. Według ekspertów Instytutu Jagiellońskiego najniższy próg emisyjny elektrowni wytwarzających prąd z czarnego złota to 700g CO2/kWH.
Narzucane przez EBI warunki oznaczają możliwość dalszego rozwoju rynku biomasy, jako technologii ograniczającej emisję CO2, co już dziś budzi spore emocje tak wśród energetyków jak i ekologów. Byłoby to także wątpliwe rozwiązanie, choćby z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego.
Czytaj także: PO Konwencji: wraca węgiel, odnawialne źródła energii w odwrocie
Ponadto nowe kryteria przyjęte przez EBI wpłyną niekorzystnie na koszty i rentowność inwestycji w polskiej energetyce, która według analiz kancelarii premiera nawet po 2050 roku może być oparta w 60- 80 procentach na węglu. Oznacza to poważne problemy z finansowaniem nowych projektów. Tymczasem są one niezbędne. Polskie koncerny energetyczne zmuszone będą w najbliższych latach do zamykania starych bloków. W związku z tym nie jest wykluczone, że w latach 2016- 2019 będziemy mieli deficyt mocy na poziomie 6 tys. MW.
Zobacz również: Import rosyjskiego prądu do Polski nadal możliwy
Teoretyczną alternatywą dla środków EBI są np. prywatni inwestorzy, którzy jednak dziś raczej wychodzą niż wchodzą w nowe projekty energetyczne ze względu na kryzys finansowy, spadające ceny energii oraz niepewność co do kształtu regulacji na polskim rynku. I co gorsza nie należy się spodziewać w tym zakresie jakichś zmian w najbliższym czasie. Kolejnym rozwiązaniem mogą być banki komercyjne. Decyzja EBI może jednak negatywnie wpłynąć na sposób w jaki postrzegają one projekty energetyczne. Jest to tym bardziej istotne, że już dzisiaj niechętnie spoglądają one w kierunku energetyki konwencjonalnej. Powodem jest przede wszystkim niepewność rynkowa powiązana z ponadstandardową długością realizacji i późniejszej eksploatacji bloków.
Maciej Sankowski