Reklama

Od lat władze w Ankarze dążą do uczynienia z tureckiego terytorium węzła integrującego najważniejsze projekty przesyłowe w regionie Europy Południowej. Najbardziej reprezentatywne przykłady to:

  • Ropociąg Baku-Tbilisi-Ceyhan (BTC) nazywany czasem „naftowym Nabucco” z racji omijania Rosji przy okazji dostarczania kaspijskiej ropy na rynku europejskie,
  • Powstający Gazociąg Transanatolijski (TANAP), który ma stanowić element Korytarza Południowego. Chodzi o stworzenie możliwości eksportu błękitnego paliwa  znad Morza Kaspijskiego przez Azerbejdżan, Gruzję, Turcję, Grecję, Albanię do Włoch i dalej krajów sąsiednich. Być może do projektu zostanie włączony Irak, Iran (oba kraje przez Turcję), Turkmenistan (za pomocą planowanego Gazociągu Transkaspijskiego),
  • Równolegle do TANAP ma przebiegać także linia elektroenergetyczna stanowiąca rozwinięcie sieci łączącej Turcję z Gruzją i Azerbejdżanem. Celem inwestycji jest sprzedaż energii do UE,
  • Znane są także pomysły zintegrowania z tureckimi gazociągami olbrzymich złóż gazu wokół Cypru i Izraela,

Ankara ze sporym powodzeniem realizuje kolejne pomysły, podnosząc własne znaczenie tranzytowe co wzmacnia ją finansowo i politycznie. O ich znaczeniu niech świadczy fakt, że Korytarz Południowy to jeden z najważniejszych projektów dywersyfikacyjnych uwzględnianych w ramach tzw. Unii Energetycznej.

Biorąc jednak pod uwagę w zasadzie regularną wojnę domową w Turcji pomiędzy siłami rządowymi a Kurdami i towarzyszące temu zjawisku ataki terrorystyczne nie można wykluczyć, że niektóre z nich w poważny sposób utrudnią przesył surowców energetycznych. 

Także niedawny, nieudany pucz wojskowy może mieć konsekwencje dla energetyki. Prorosyjski zwrot prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana jest coraz widoczniejszy. Świadczy o tym m.in. powrót do negocjacji w sprawie budowy gazociągu Turkish Stream przez Morze Czarne, który dostarczałby rosyjski surowiec do europejskiej części Turcji i dalej Grecji oraz kolejnych krajów UE. 

Pod koniec lipca turecki minister gospodarki Nihat Zeybekci poinformował, że Ankara jest gotowa do rozpoczęcia budowy pierwszej nitki Turkish Stream, choć dodał, że rozmowy w tej sprawie nadal trwają. Szanse na realizację tej inwestycji nadal są niewielkie, problemem jest nie tylko konieczność pozyskania niezbędnego kapitału, ale także unijne prawo energetyczne, które de facto uniemozliwia Rosjanom wejście z surowcem do systemu greckiego (mowa o przypadku, w którym Gazprom będzie właścicielem rury, i równocześnie jedynym dostawcą gazu do niej). W 100 proc. wykluczyć tego jednak nie można. 

Poza tym nowa jakość relacji na linii Ankara-Moskwa może skutkować negatywnymi konsekwencjami dla dywersyfikacji dostaw do UE. Inspirowany przez Rosję polityczny nacisk władz tureckich na Azerbejdżan lub Iran teoretycznie może skutkować np. włączeniem surowca rosyjskiego w projekt Korytarza Południowego lub irańskiego w Turkish Stream (o obu opcjach dyskutowały swego czasu lokalne media). W obu przypadkach pozycja Gazpromu w UE zostałaby utwierdzona na długie lata.

Jeszcze jakiś czas temu taki scenariusz wydawał się nieprawdopodobny. Jednak dziś doskonale widać, że obierający coraz bardziej antyamerykański i antyunijny kurs Erdogan potrzebuje Rosji. Zresztą nie tylko na polu politycznym. Rosyjskie sankcje (np. zakaz wycieczek turystycznych nałożony przez Kreml na biura turystyczne) dotkliwie ugodził gospodarkę turecką.

Nie ulega wątpliwości, że w obliczu wyzwań związanych z sytuacją w Turcji UE powinna znacząco zmodyfikować swoją strategię energetyczną i w większym stopniu postawić na projekty LNG dające większą elastyczność dostaw, a więc i niezależność w przypadku niepokojów politycznych.

Zobacz także: Turcja: Pucz spowoduje spowolnienie gospodarcze. Zwrot w polityce zagranicznej?

 

 

 

Reklama

Komentarze

    Reklama