Reklama

Elektromobilność

Ekspert: Zakup elektryka nie jest jeszcze opłacalny

Fot. Open Grid Scheduler / Grid Engine / Flickr
Fot. Open Grid Scheduler / Grid Engine / Flickr

Wzrost sprzedaży samochodów elektrycznych napędzają na razie głównie klienci flotowi i sektor publiczny, bo zainteresowanie klientów indywidualnych jest znikome. Obok ograniczonych zasięgów i braku infrastruktury główną barierą wciąż pozostaje dla nich wysoka cena elektryków, które są nawet dwukrotnie droższe od konwencjonalnych aut. Niższe koszty eksploatacji i oszczędność na paliwie nie zawsze wyrównują tę różnicę, więc z czysto matematycznego punktu widzenia nie będzie to zakup opłacalny. Jak wynika z badań PSPA, żeby kierowcy realnie brali pod uwagę taki zakup, ceny elektryków muszą spaść o co najmniej 35 proc.

W najbliższym czasie nie należy stawiać na kupno samochodu elektrycznego z założeniem, że to się opłaca. Zakup hybrydy może być opłacalny w niektórych przypadkach, zakup elektryka – tylko w szczególnych. Jednak patrząc rynkowo, trzeba to dobrze policzyć i zasadniczo większości konsumentów nie będzie się to opłacać jeszcze przynajmniej przez 2–3 lata. Później, kiedy technologia pójdzie do przodu, a samochody stanieją, będzie można wrócić do tego pytania, ale dzisiaj, z matematycznego punktu widzenia, taki zakup się nie opłaca – mówi agencji Newseria Biznes Paweł Grabarczyk, dyrektor handlowy Eurotax/Autovista Polska.

Jak pokazuje „Licznik elektromobilności” PSPA i PZPM, na koniec listopada br. po polskich drogach jeździło 8225 samochodów osobowych z napędem elektrycznym, z których blisko 60 proc. stanowiły pojazdy w pełni elektryczne (4886), a pozostałą część hybrydy typu plug-in (3339). Od stycznia liczba rejestracji z obu tych grup osiągnęła poziom 3591 sztuk, czyli o 98 proc. więcej niż w tym samym okresie roku ubiegłego.

Ten wzrost napędzają jednak głównie klienci flotowi i sektor publiczny. Zgodnie z ustawą o elektromobilności od 2020 roku floty w sektorze publicznym muszą mieć co najmniej 10 proc. samochodów z napędem elektrycznym. Popyt ze strony klientów indywidualnych wciąż utrzymuje się na marginalnym poziomie.

Dla większości z nich główną barierą wciąż pozostaje stosunkowo wysoka cena elektryków. Jak podaje Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych, auto elektryczne w Polsce jest wciąż średnio dwukrotnie droższe od swoich konwencjonalnych odpowiedników. Ceny przekraczają średnio 100 tys. zł, podczas gdy podobny model spalinowy można kupić za kilkadziesiąt tysięcy, co skutecznie zniechęca potencjalnych nabywców, mimo przyszłych oszczędności na paliwie i eksploatacji.

Z perspektywy firmy, która analizuje rynek od strony cen transakcyjnych na samochodach używanych, widzimy, że elektryki i hybrydy trzymają wartość w pieniądzu lepiej niż samochody spalinowe. Takie używane auta są po prostu droższe, trzeba jednak pamiętać, że one są też droższe cennikowo, często nawet dwukrotnie. Biorąc pod uwagę utratę wartości samochodu, czyli to, co nam ubywa z portfela, samochód hybrydowy czy elektryczny nie zawsze na siebie zarobi niższymi kosztami eksploatacji. Wszystko zależy więc od preferencji, ale procentowo samochody elektryczne tracą na wartości więcej, choć mają większą wartość jako auta używane – mówi Paweł Grabarczyk.

Jak wynika z nowego „Barometru elektromobilności” PSPA, zakup samochodu elektrycznego w ciągu najbliższych trzech lat rozważa 28 proc. Polaków w porównaniu do 17 proc. rok wcześniej. To nie przekłada się na istotny wzrost udziału elektryków w polskim rynku motoryzacyjnym – wynosi on 0,02 proc., ośmiokrotnie mniej niż średnia unijna.

Eksperci podkreślają, że ceny powinny być niższe o 35–48 proc. w odniesieniu do aktualnych cen katalogowych elektryków, żeby kierowcy realnie brali pod uwagę taki zakup. Jak wynika z badania PSPA, Polacy na kupno samochodu elektrycznego chcieliby przeznaczyć kwotę od 80 do 90 tys. zł, czyli znacznie poniżej cen rynkowych.

Rosnąca popularność elektryków oraz rozwój technologii i spadek cen ogniw litowo-jonowych w ciągu nadchodzących kilku lat prawdopodobnie sprawie jednak, że ceny takich samochodów wyrównają się do poziomu akceptowalnego przez większość konsumentów. Eksperci firmy doradczej EY i ING Banku Śląskiego (raport „Samochody elektryczne. Którym pasem zamierzamy jechać?”) prognozują, że najpóźniej do 2030 roku zniknie już większość barier dla elektryków, które do tego czasu będą odpowiadać za ok. 6 proc. całkowitej sprzedaży aut. (Newseria)

Reklama

Komentarze (2)

  1. Autor komentarza

    "elektryki i hybrydy trzymają wartość w pieniądzu lepiej niż samochody spalinowe" czy też "procentowo samochody elektryczne tracą na wartości więcej" - zdaje się, że ekspert sam sobie przeczy. Nie wspomniano też o niezbędnej wymianie baterii co kilka lat, która z nawiązką pożera wszelkie oszczędności na "paliwie".

    1. Producenci dają gwarancję że po 10 latach pojemność akumulatorów będzie nie mniejsza niż 80%. Więc bez przesady.

  2. Naiwny

    Podstawowy problem nie jest ekonomiczny. W końcu samochody elektryczne robią się modne. Zaczyna się szpanować na właśnie takie pojazdy. Szczególnie zyskują na popularności wśród młodych i kobiet. Ale co z tego jak problemem jest brak możliwości ładowania tych pojazdów. I to nie tylko w trakcie jazdy. Właśnie znajomy zakupił elektryczną skodę. Mieszka w Warszawie w budynku wielorodzinnym. Budynek administruje wspólnota. Samochód zamierzał parkować w garażu podziemnym. Wystąpił do wspólnoty o doprowadzenie prądu i założenie "gniazdka" przy jego miejscu parkingowym tak aby mógł ładować zakupiony pojazd w czasie parkowania. Zgodnie z ideą samochodu elektrycznego. Wspólnota poinformowała go, że: Wszyscy mieszkańcy budynku posiadający miejsca parkingowe w garażu muszą wyrazić zgodę bo garaż jest powierzchnią wspólną wszystkich właścicieli miejsc parkingowych. Jak zgoda będzie to trzeba wykonać stosowny projekt techniczny wykonania stosownego przyłącza i odpowiednich przeróbek instalacji. Koszt projektu to co najmniej kilka tysięcy zł i koszty te musi pokryć zainteresowany. Na podstawie projektu określona zostanie "moc" jaką wymagać będzie to przyłącze. Ponieważ budynek ma określony przydział "mocy" i nie ma rezer będzie trzeba wystąpić o odpowiednie zwiększenie tego przydziału do dostawcy prądu. Dostawca może stwierdzić, że nie ma takich technicznych możliwości lub wymaga to poniesienia dodatkowych nakładów na odpowiednią zmianą transformatora itd. I jak już tą zgodę się uzyska i przydział mocy budynku zostanie zwiększony to będzie można przystąpić do przeróbki samej instalacji elektrycznej zgodnie z projektem. Koszt tych prac będzie musiał pokryć zainteresowany - spodzewane jest nawet kilkanaście tysięcy złotych (optymistycznie). Całość potrwa kilka miesięcy jak wszystko dobrze pójdzie. I to tyle w temacie samochodu elektrycznego dla Kowalskiego który nie mieszka we własnym domku. A znajomy i tak ma fart bo ma miejsce w garażu podziemnym. Większość mieszkańców Warszawy parkuje swoje samochody pod domem na ulicy a tam to już na miejsce do ładowania nie ma co liczyć w perspektywie wielu lat. To taka proza życia codziennego w konfrontacji z wizją elektrytfikacji.

    1. suawek

      A to Twój naiwny znajmy nie zainteresował się źródłem energii do auta przed jego zakupem? tak po prostu założył, że inni mu doprowadzą prąd do garażu? Co do szpanowania: do ciężko czymkolwiek szpanowac skoro się mieszka w bloku.... Jak się mieszka w domu nie koniecznie w Warszawie, problem ładowania znika.

Reklama