Reklama

Klimat

Czerwiński dla E24: PEP 2040 to dokument propagandowy [WYWIAD]

Fot. Twitter.com/Andrzej Czerwiński
Fot. Twitter.com/Andrzej Czerwiński

- Polityka energetyczna Polski do 2040 roku jest dokumentem propagandowym, ponieważ każde opracowanie nowej strategii powinno się zacząć od oceny wdrażania dotychczasowych zadań czy procesów wykonawczych - mówi w rozmowie z Energetyka24.com były minister skarbu państwa Andrzej Czerwiński (Platforma Obywatelska). 

Daniel Czyżewski, Energetyka24.com: Większość partii odniosło się do Polityki energetycznej Polski do 2040 r., którą niedawno przyjął rząd. Nie znalazłem stanowiska Platformy Obywatelskiej. Jak Pana partia ocenia ten plan transformacji energetycznej?

Andrzej Czerwiński, poseł PO: Jest to przygotowany teoretycznie dokument na potrzeby Unii Europejskiej i promocji polityki, którą rząd powinien wprowadzać. Jest on dokumentem propagandowym, ponieważ każde opracowanie nowej strategii powinno się zacząć od oceny wdrażania dotychczasowych zadań czy procesów wykonawczych. Dokument, który zaprezentował rząd mówi o celach, które będziemy osiągali ale nie ocenia tego, co powinno być zrobione do tej pory, nie podkreśla słabych ani silnych stron tego, co było dotychczasowym zadaniem rządu. Nie mama wskazania, które poprzednie cele muszą być zmienione, a które dynamiczniej rozwijane.

Drugą rzeczą, jaką taki dokument powinien zawierać jest ocena zapotrzebowania na paliwa i energię, czyli bilans energetyczny naszego kraju. Tego w tej chwili też nie ma w jasny sposób pokazanego, z czego trzeba zrezygnować, czym zastąpić.

Mamy zapis o rezygnacji z węgla i zastąpienia go energią atomową i odnawialną.

Tak, to jest w dokumencie opisane, ale na to nie wszystko. Największym źródłem oszczędności powinno być ukierunkowanie na efektywność energetyczną, racjonalne wykorzystanie pierwotnych źródeł. Tutaj też nie mówi się precyzyjnie ile zaoszczędzimy pomimo tego, że efektywność traktować powinniśmy na równi z ograniczeniem emisji czy używania odnawialnych źródeł.

Nie ma też przygotowanych działań wykonawczych, kiedy i jakie ustawy będą przygotowane, żeby wprowadzić konkretne rzeczy. To są sprawy, które muszą się znaleźć w strategii, jeśli chcemy włączyć się w osiągnięcie celów albo zdecydować, które z dziedzin, które rząd chce rozwijać należy zintensyfikować, a które nie. Bazowanie przyszłe na dużych blokach jądrowych i energii z wiatraków na morzu stoi w sprzeczności z budowaniem energetyki rozproszonej.

Reklama
Reklama

Spór co do tego dokumentu istnieje nawet w koalicji rządzącej. Solidarna Polska uważa program za nierealistyczny, jej przedstawiciele twierdzą, że nie damy rady tak szybko odejść od węgla a proces budowy elektrowni atomowej zazwyczaj się wydłuża. Czy te obawy są uzasadnione? Czy możemy odejść od węgla w takim tempie?

Podzielę odpowiedź na to pytanie na dwie części. Pierwsza to – czy możemy, a druga – jakim kosztem? Teoretycznie – możemy, ale jeśli zaczniemy rozmawiać nt. kosztów, to zaprezentowana polityka jest po prostu nierealna. Dlaczego wyciągam taki wniosek? Pierwsza rzecz to sprawy osobowe, czy odpowiedzialność ludzi, którzy mieli zająć się

transformacją energetyczną. Poprzednią „grupę energetyczną” organizował inny minister niż teraz po czterech latach. Co więcej, minister energii został pozbawiony kluczowych kompetencji. Zadania podzielono to na kilka ministerstw – środowiska, aktywów państwowych, ds inwestycji strategicznych. Kiedyś minister skarbu państwa posiadał potężne

narzędzia, które mogły skutecznie prowadzić do rozwiązania tych problemów i osiągnięcia limitów. W tej chwili nie ma ministra odpowiedzialnego za wdrożenie programu.

Teraz -czy to jest wykonalne? Oceniając cztery lata poprzedniego rządu, to można powiedzieć, że ten czas został zmarnotrawiony. Wiceminister odpowiedzialny za węgiel, Grzegorz Tobiszowski, mówił, że przed węglem jest przyszłość, nie mówił, że będziemy „wygaszać”, tylko nazwał to „wyciszaniem kopalń”. Jaki był efekt? Pompowanie kapitału ze spółek energetycznych do górnictwa. W PGG wpompowano 2,5 mld złotych i teraz widzimy, że były to pieniądze zmarnotrawione. Tam są straty i nieefektywność. Te pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Trudno dziwić się środowiskom górniczym, że nie wierzą w rządowe obietnice. To duża przeszkoda w odchodzeniu od węgla.

Wprowadzono rynek mocy, który obowiązuje od tego roku, a jest oparty na elektrowniach węglowych. Wprowadzono stabilizację cen energii, ponieważ koszty prądu z zarządzanej centralnie energetyki zaczęły tak rosnąć, że potrzebna była ustawa, żeby ceny energii nie zostały podniesione, a rekompensatę znaleziono ze środków, które pochodzą z aukcji na CO2. Ta mądrzejsza część Unii Europejskiej przeznacza te środki na osiągnięcie celów klimatycznych, co najmniej 50% tych środków powinna na to iść. A my wykorzystujemy te środki na finansowanie różnic w przychodach i kosztach spółek energetycznych.

Władze mówią – będziemy odchodzić od górnictwa. Tymczasem sami górnicy nie do końca wiedzą w jakim czasie i co będzie dla nich zrobione. Przypomnę, że w poprzedniej strategii był przygotowany program dla Śląska, który mówił precyzyjnie, że węgiel będzie surowcem do produkcji środków energetycznych, do chemii, do gazu. Takie umowy zostały podpisane z uczelniami, z górnikami, z marszałkami województw.

Jeśli byśmy teraz chcieli zrealizować to, co rząd pokazuje, czyli np. budowanie sześciu bloków jądrowych, transformację OZE i popatrzyli na koszty funkcjonowania narodowej energetyki, to byłyby one niebotyczne. Przykładem zaniedbań jest zlikwidowanie konkurencyjnego rynku energii oraz odejście od najbardziej opłacalnej inwestycji w odnawialne źródła energii, jakim są wiatraki, zahamowane przez ustawę 10H.

Wicepremier Gowin zapowiadał dosłownie kilka dni temu ustawę liberalizującą te przepisy.

Pomijając to, że mamy obecnie nieporozumienie w porozumieniu, to jeśli Gowin zapowiada to po 6 latach, to znaczy że w tym czasie popełniono katastrofalny błąd. Nikt nam tych sześciu lat teraz nie wróci, a za to wszystko zapłaciła polska gospodarka. Transformacja energetyczna się nie odbyła, tak jak mogła się odbyć bo wprowadzono ograniczenia dla wiatraków.

Odejście od węgla będzie kosztowało 60 mld złotych. Jeśli podliczymy inwestycje w 6 bloków jądrowych, trudno mówić o precyzyjnych kosztach, dziś nawet nie wiadomo gdzie te elektrownie miałyby powstać, ale to będą setki miliardów złotych. Pytanie jest takie – kto za to zapłaci? Czy polską gospodarkę stać na to, żeby budować taká energetykę? Zapomniano o stworzeniu konkurencyjnego rynku energii. W zamian buduje się skonsolidowane spółki energetyczne, zarządzane centralne.

Mówi się co prawda w tej strategii energetycznej, że rola ciepła musi być podniesiona, ale nie mówi się w ogóle o decentralizacji decyzji ws. ciepłownictwa. Programy zaopatrzenia w ciepło i w energię elektryczną nie mogą być fikcyjnie na papierze zapisane. Powinny być nadzorowane przez samorząd terytorialny, w ramach centralnej polityki państwa.

Nie mówi się o zdecentralizowanym, konkurencyjnym operatorze np. dostępu do informacji pomiarowej, ten operator ma być znowu centralny, i na usługach spółek a nie na usługach odbiorcy. Podmiotem działania energetyki powinien być zawsze odbiorca, on powinien mieć prawo wyboru najlepszego dostawcy. PiS centralizuje energetykę, co prowadzi bezpośrednio do zwiększenia kosztów czyli w finale ceny energii.

Cały czas trwa batalia o Nord Stream 2. Ten gazociąg uderza w interesy Europy Środkowo-Wschodniej, najmocniej w Ukrainę, ale też w Polskę. W tym momencie wymiana ciosów ma miejsce między USA a Rosją, gdzieś w środku tego wszystkiego są Niemcy, które kurczowo trzymają się współpracy energetycznej z Kremlem. Czy Polska powinna się bardziej zaangażować w ten spór?

Nord Stream 2 oczywiście nie jest korzystny dla Polski. Z dwóch powodów. Po pierwsze stracimy opłaty tranzytowe gazu płynącego przez Polskę. Po drugie zwiększa się dominacja Rosji na rynku energetycznym Europy. Do czego zdolna jest Rosja, pokazał Siergiej Ławrow podczas spotkania z szefem unijnej dyplomacji Borrelem, to jest prawdziwe oblicze Rosji.

Poprzedni rząd był nieustannie krytykowany za Nord Stream 2, że nie wyhamował, że nie działał skutecznie, ale przez 6 lat sprawowania władzy przez Zjednoczoną Prawicę nie mamy żadnego hamulca włączonego, aby spowolnić lub odjeść od tej inwestycję.

Jest hamulec ze strony Stanów Zjednoczonych w postaci sankcji.

Mówimy o USA, o zewnętrznym otoczeniu, które działa, ale ja zwracam uwagę konkretnie na Polskę. Proszę zwrócić uwagę, że W Strategii 2040 nie ma już hasła “Bezpieczeństwa Energetycznego”. We wszystkich poprzednich strategiach ta kwestia była na pierwszym miejscu. Jeśli chodzi o zaopatrzenie w gaz to dzięki przemyślanym inwestycjom poprzedników Polska jest bezpieczna, powstał gazoport, interkonektory, magazyny, zwiększono wydobycie naszego gazu. To wszystko powoduje, że ta Rosja wcale nie musi wszystkim sterować. Mamy fizyczny rewers na który zgodziła się KE, możemy korzystać z zasobów europejskich. Nasz kraj, pod względem bezpieczeństwa zaopatrzenia w gaz, stoi na wysokim poziomie.

Te narzędzia dostał do ręki obecny rząd od poprzedników. Możemy być w negocjacjach z Rosją bardziej stanowczy, włączyć się w procedury międzynarodowe, aby ten Nord Stream 2 nie prowadził do tego, że dominacja Rosji będzie zwiększona.

Reklama

Komentarze

    Reklama