Elektroenergetyka
USA: zmiana szefa General Electric
Korporacja General Electric, dawniej symbol amerykańskiej potęgi przemysłowej, po roku zwolniła swojego szefa Johna Flannery’ego, który pracował w GE ponad 30 lat. Na stanowisku zastąpi go Lawrence Culp, dotąd niezwiązany z tym konglomeratem.
Culp będzie pierwszym dyrektorem wykonawczym GE niebędącym długoletnim weteranem pracy dla tej firmy i zaledwie 14. dyrektorem wykonawczym w jej historii.
Założony w 1892 roku przez wynalazcę Thomasa Edisona General Electric - producent żarówek, lodówek, odkurzaczy, turbin, reaktorów atomowych i silników lotniczych oraz były właściciel telewizji NBC Universal - w ubiegłym roku znalazł się na 13. miejscu na liście magazynu "Fortune" obejmującej 500 największych amerykańskich firm pod względem ogólnej wartości obrotów. Firma, z siedzibą w Bostonie w stanie Massachusetts, zatrudnia ponad 300 tys. pracowników w 180 państwach świata, m.in. w Polsce.
"GE nadal jest fundamentalnie silną firmą, ze wspaniałą działalnością i fenomenalnym talentem. Przywilejem będzie kierowanie nią" - napisał Culp w wydanym w poniedziałek oświadczeniu.
55-letni obecnie Larry Culp do 2015 roku był powszechnie cenionym za styl zarządzania dyrektorem wykonawczym Danaher Corp., produkującej m.in. sprzęt medyczny. Wartość obrotów i wartość rynkowa tego konglomeratu z siedzibą w Waszyngtonie w ciągu 14 lat zarządzania przez Culpa wzrosła prawie pięciokrotnie.
Akcje GE w reakcji na tę "zmianę na szczycie" wzrosły w poniedziałek o ponad 13 proc. po rozpoczęciu sesji na nowojorskiej giełdzie.
Powodem zwolnienia Flannery'ego przez radę nadzorczą GE było niespełnienie przez firmę zaplanowanych na ten rok fiskalny celów finansowych i dalszy wzrost deficytu w dziale produkującym m.in. turbiny i inne urządzenia dla elektrowni.
Niespodziewana zmiana na stanowisku dyrektora wykonawczego GE jest zdaniem ekspertów kolejną oznaką problemów trapiących tego giganta amerykańskiej gospodarki.
W ostatnim roku, mimo rekordowej hossy na nowojorskiej giełdzie, wartość akcji GE spadła o prawie połowę i firma musiała zmniejszyć wysokość wypłacanych dywidend o połowę. Był to zaledwie trzeci przypadek obniżenia dywidend w ponad 120-letniej historii firmy.
GE ma najwięcej akcjonariuszy ze wszystkich notowanych na giełdzie firm amerykańskich. Dla milionów akcjonariuszy, w tym dla rencistów, wypłacane kwartalnie dywidendy GE są istotnym dodatkiem do pensji bądź renty.
Na początku br. zarząd GE postanowił sprzedać trzy swoje istotne działy: opieki medycznej, transportu oraz eksploracji i wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego.
W czerwcu GE przestał wchodzić w skład indeksu giełdowego Dow Jones, podstawowego wskaźnika giełdy nowojorskiej (New York Stock Exchange), obejmującego wartość akcji 30 przedsiębiorstw o profilu produkcyjnym.
Większość ekspertów upatruje początku obecnych kłopotów GE jeszcze w czasach Jeffa Immelta, poprzednika Flannery'ego. Immelt, który dyrektorem wykonawczym GE był przez 16 lat, został zmuszony przez akcjonariuszy do odejścia ze stanowiska w sierpniu 2017 roku.
Jednym z powodów problemów GE było to, że firma, przewidując wzrost zapotrzebowania na produkowaną w elektrociepłowniach energię elektryczną, wykupiła w 2015 roku za 17 mld USD dział energetyczny, w tym zakłady produkcji turbin w Elblągu, od francuskiego konglomeratu Alstom SA.
Transakcja ta nie przyniosła spodziewanych wpływów z powodu drastycznego spadku zapotrzebowania na energię elektryczną produkowaną w ten sposób na świecie.
Po objęciu sterów w GE Flannery rozpoczął wyprzedaż nierentownych działów, ograniczył przywileje menedżerów i ich wynagrodzenie, jednak wprowadzone przez niego zmiany nie dały szybko rezultatów, które zadowoliłyby radę nadzorczą firmy.
jw/PAP