Reklama

Elektroenergetyka

Czas energoniezależności. Polski biznes inwestuje we własne moce wytwórcze [KOMENTARZ]

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

W rozprawach poświęconych sektorowi energii nazbyt często zapominamy o jego służebnej roli wobec świata gospodarki. Efekt jest taki, że ze wszelkich energetyczno-politycznych zawirowań najbardziej poobijane wychodzą polskie firmy. Wydaje się, obserwując poczynania choćby niektórych państwowych spółek, że te czasy powoli będą odchodzić do lamusa. Niezależność znowu zaczyna być w cenie.

O przyczynach podwyżek cen energii i sposobach na ich zrekompensowanie obywatelom (najliczniejszej grupie odbiorców, choć nie największej jeśli chodzi o wolumeny) napisano już całe tomy. Minione tygodnie były czasem nie tylko przedświątecznej, ale i energetycznej gorączki. Dziesiątki pomysłów, setki diagnoz, tysiące oskarżeń i jeden wspólny mianownik - niemal całkowite zignorowanie sytuacji polskich przedsiębiorstw - zarówno tych maleńkich operujących w powiatowych miasteczkach, jak i międzynarodowych czempionów.

W tej sytuacji zupełnie nie dziwi, że część firm zaczyna rozglądać się za alternatywnymi rozwiązaniami. W końcówce minionego roku odbyłem interesującą rozmowę z zaprzyjaźnionym właścicielem dużej fabryki na Górnym Śląsku. Opowiedział mi o swoim pomyśle na energetyczną niezależność, stanowiącym zarazem wyraz zniecierpliwienia pomieszanego z bezradnością. Koncept jest bardzo prosty – budowa bloku gazowo-parowego. Samodzielnie, wespół z innymi przedsiębiorcami funkcjonującymi w okolicy, być może w kooperacji z Tauronem – trwają analizy. To ogromna inwestycja, dopytywałem więc, czy na pewno ma sens, czy nie lepiej przeznaczyć te środki po prostu na coś innego. W odpowiedzi usłyszałem, że znacznie bardziej kosztowne w dłuższej perspektywie jest całkowite uzależnienie dostaw od podmiotów zewnętrznych, narażanie firmy na ryzyko wprowadzenia ograniczeń w poborze (jak w lecie 2015 roku) oraz kilkudziesięcioprocentowe podwyżki cen.

O ile opisana powyżej sytuacja mogłaby być uznana za zupełnie niemiarodajną, stanowiącą zaledwie wycinek rzeczywistości, to podobny trend (związany z zarządzaniem ryzykiem oraz optymalizacją łańcucha wartości) można zaobserwować od pewnego czasu także wśród państwowych gigantów. Na pierwszy plan wysuwają się tutaj PKN Orlen oraz KGHM.

Orlen już dziś określany jest mianem piątej grupy energetycznej, uzupełniającej „wielką czwórkę”, jak zwykło się określać największych producentów – PGE, Tauron, Eneę i Energę. Na ten moment płocki czempion posiada jednostki wytwórcze we Włocławku, Płocku, Trzebini oraz Jedliczu. Warto zauważyć, że Orlen dysponuje także blokami energetycznymi na Litwie (Możejki) oraz w Czechach (w Spolanie, Litvinowie, Pardubicach i Kolinie). Łącznie składają się one na moce o potencjale1,9 GWe i 6,1 GWt. Już dziś PKN Orlen może produkować ok. 7 TWh energii elektrycznej, co odpowiada ok. 4,5% łącznej generacji w Polsce. Niedawno ogłoszono również postępowanie przetargowe „(…) na zakup wstępnej koncepcji technicznej, która określi możliwości przygotowania i realizacji projektu budowy morskich farm wiatrowych na Bałtyku”.

Na szczególną uwagę w tym kontekście zasługuje oddany do użytku blok gazowo-parowy w Płocku, przekazany do komercyjnej eksploatacji w czerwcu ubiegłego roku i znakomicie obrazujący modus operandi przede wszystkim Orlenu, ale także innych spółek podejmujących podobną aktywność. Jest to najnowocześniejsza jednostka w Polsce, o mocy elektrycznej 600 MWe i cieplnej 520 MWt. Blok zlokalizowany jest na terenie płockiego zakładu rafineryjno-petrochemicznego, zaś jego budowa kosztowała ok. 1,7 mld zł.

Konsekwentnie dążymy do budowy własnego zaplecza energetycznego, a sfinalizowanie płockiej inwestycji przybliżyło nas znacząco do tego celu. Zamierzamy maksymalnie wykorzystać szereg synergii płynących z funkcjonowania bloku w ramach Grupy Orlen. Jednocześnie oddajemy do systemu kolejne megawaty mocy, istotnie zwiększając krajowe bezpieczeństwo energetyczne  (…) Co istotne, oddanie największej polskiej inwestycji tego typu, nie będzie miało wpływu na stan środowiska naturalnego. Blok w Płocku wytwarzał będzie bowiem w jednym procesie technologicznym ciepło w skojarzeniu z energią elektryczną, czyli kogeneracji. Jest to jedna z najnowocześniejszych technologii, oparta o gaz ziemny, czyli surowiec przyjazny dla środowiska i korzystny z punktu widzenia emisji CO2– mówił w czerwcu Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen. 

Podobny model działania – uwzględniający rzecz jasna specyfikę firmy – zaobserwować możemy w KGHM, który jest obecnie największym odbiorcą energii elektrycznej w Polsce. Wolumen rocznego zużycia znajduje się na poziomie ok. 2,8 TWh. Spółka komunikuje, że obecnie 25-30% zapotrzebowania pokrywane jest przez „wewnętrzną” generację i zdecydowanie nie jest to jej ostatnie słowo bo plany w tym zakresie są bardzo ambitne. Nowa strategia miedziowego giganta zakłada, że w ciągu najbliższej dekady (do roku 2030) ok. 50% energii zużywanej przez firmę będzie pochodzić z własnych źródeł oraz OZE. Przedstawiciele KGHM, w tym prezes Marcin Chludziński, wskazują, że za przyjęciem takich założeń stoją nie tylko kwestie związane z kosztami, ale również z bezpieczeństwem działania. 

Spółka dopuszcza realizację projektów elektroenergetycznych w różnych scenariuszach. Oddajmy tutaj głos prezesowi Chludzińskiemu, cytowanemu przez Polską Agencję Prasową: „Szukamy miksu energetycznego, który spowoduje, że połączymy źródła fotowoltaiczne, wiatrowe i parowo-gazowe w mniej więcej równych proporcjach. Nie mamy dogmatu, że to musi być nasza inwestycja. Szukamy projektów zewnętrznych, z którymi możemy współpracować na wyłączność, ale w sposób który daje nam kontrolę nad tą mocą i długofalową współpracę”. 

Podsumowując - w debacie publicznej pojawiały się głosy, że działania spółek skarbu państwa na rzecz energetycznej niezależności mogą godzić w interesy innych państwowych firm, zajmujących się stricte produkcją energii. Trzeba jednak pamiętać o kilku kwestiach. Po pierwsze zarysowane wyżej procesy stanowią reakcję na wyzwania, z którymi mierzyć będzie się cała polska gospodarka w nadchodzących latach. I nie zmienią tego żadne (mniej lub bardziej) podszyte polityką, czy „węglowym ukąszeniem” apele – taka jest po prostu rzeczywistość. Rolą zarządów jest jej interpretacja oraz podjęcie kroków zaradczych. Po wtóre, czasy w których dosłownie kilka ogromnych i zarządzanych nieomal centralnie podmiotów zapewniało dostawy dla całego sektora gospodarczego wydają się mijać - na co wskazuje w swoich analizach np. dr inż. Wojciech Myślecki, doradca premiera Mateusza Morawieckiego. To dobrze, że są firmy, które dostrzegają te zmiany i rozbudowują swój łańcuch wartości – należy im się za to pochwała, a nie ganienie w stylu "nie pomyśleli o kolegach". Po trzecie, być może „klasyczne” spółki elektroenergetyczne, zamiast obrażać się na fakty, powinny zastanowić się np. nad zwiększeniem zakresu partycypacji w tego typu inwestycjach. Tak, aby choć raz nie musieć nadrabiać zaległości. To byłoby znacznie bardziej konstruktywne, niż kopanie dołków pod odważniejszymi i bardziej kreatywnymi kolegami,. Po czwarte, ostatnie – firmy potrafiące trafnie identyfikować światowe trendy nie powinny być zakładnikami podmiotów, które z rozmaitych przyczyn mają z tym kłopot. Ujmując rzecz nieco bardziej obrazowo: wyobraźmy sobie dżentelmena, któremu niezasłużenie założono kaftan bezpieczeństwa. Może on biernie przyjąć spotykające go utrudnienia i zastanawiać się w jaki sposób napić się herbaty w nowych okolicznościach lub podjąć działania zmierzające do uwolnienia się i wyzwolenia potencjału. Pozostawiam Państwu interpretację kto jest kim w tej energetycznej metaforze.

Reklama
Reklama

Komentarze