Zachód na historycznym rozdrożu. Europa stanie do walki sama?

Za plecami Europy stoją chwiejne Stany Zjednoczone, a naprzeciw łaknąca Ukrainy Rosja. Europejscy przywódcy uruchamiają dyplomatyczną machinę w odpowiedzi na awanturę na linii Trump-Vance-Zełenski w Białym Domu. Czy Europa jest gotowa do samotnej obrony Ukrainy?
„Zachód znalazł się na historycznym rozdrożu” – oświadczył po niedzielnym szczycie w Londynie w sprawie Ukrainy premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Słowa te dotyczyły zawirowania dyplomatycznego, jakie trwa od czasu konferencji w Gabinecie Owalnym, gdy na oczach świata prezydent USA Donald Trump, wiceprezydent USA JD Vance i prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wymienili się wzajemnymi pretensjami. Świat za to natychmiast zareagował, a przynajmniej przez Europę przelała się fala solidarności z Ukrainą.
Osamotniona Europa
Jak ocenił francuski dziennik Le Monde, „w ciągu 24 godzin w piątek Europa okazała się jeszcze bardziej osamotniona niż dwa tygodnie wcześniej na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa 14 lutego. Wtedy to wiceprezydent USA JD Vance spektakularnie zbagatelizował zagrożenie ze strony Rosji i Chin, by skrytykować Unię Europejską”.
Niecodzienne wydarzenia ostatnich tygodni – od pierwszych rozmów Trumpa z Putinem, przez negocjacje pokojowe w Arabii Saudyjskiej bez udziału Ukrainy, po żywiołową konferencję w Białym Domu - zdaje się, że nakłoniły europejskich sojuszników Ukrainy do refleksji, jak i do podjęcia konkretnych działań. Przez ostatnie lata zrozumienie zagrożenia ze strony Rosji dla całego kontynentu, bez względu na to, czy chodziłoby o zagrożenie militarne, czy też gospodarcze, stało się dla Europy oczywiste.
„W całej Europie panuje wyraźna świadomość, że kontynent nie jest jeszcze w pełni przygotowany na stawienie czoła zagrożeniu ze strony rewanżystowskiej Rosji Władimira Putina. Coraz większe obawy budzi fakt, że jeśli Rosji nie uda się powstrzymać na Ukrainie, Moskwa będzie próbowała wykorzystać niepewność, co do pozycji USA, aby rozszerzyć swoją kampanię przeciwko narażonej Europie” – uważa analityczka Atlantic Council Agnia Grigas.
I jak dodaje, w gwałtownie zmieniającym się środowisku geopolitycznym, europejscy przywódcy muszą odnaleźć determinację, aby przedłożyć swoje słowa na konkretne, odważne działania polityczne.
Inwazja jako ożywcza siła
Wydaje się jednak, że nie jest tak źle. W 2024 r. kraje UE wydały łącznie 457 mld dolarów na obronę, podczas gdy budżet obronny Rosji wyniósł 146 mld dolarów. Zarówno Rosja, jak i UE, zamierzają zwiększać swoje wydatki w tym sektorze.
Wielu członków NATO przez lata niechętnie podchodziło do realizacji dwuprocentowego celu Sojuszu, co często wykorzystywane jest przez Trumpa, gdy rozpoczyna on swoją opowieść o wykorzystywanych Stanach Zjednoczonych i czyhającej na nie Europie. Polska, przy wydatkach na obronność osiągających około 4 proc. PKB, pozostaje pod tym względem wyjątkiem. Teraz prezydent Francji Emmanuel Macron wzywa Europejczyków do zwiększenia rocznych wydatków na obronę do ponad trzech proc. PKB.
Od początku inwazji znacznie zmalał eksport rosyjskiej energii do Europy, choć kontynent jest daleki od energetycznego uniezależnienia się od Rosji. Wygląda na to, że Europa w ciągu ostatnich kilku lat, po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę na pełną skalę, weszła pod zimny prysznic, wraz z którym zmyła sporo ze swoich oligarchicznych powiązań. Oczywiście, nie wszystkie.
Warto przypomnieć, że zgodnie z raportem Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CREA) Europa wydała w ciągu ostatnich trzech lat więcej na import gazu i ropy z objętej sankcjami Rosji niż na pomoc finansową dla Ukrainy. Ale przynajmniej żaden z europejskich przywódców nie mówi, w przeciwieństwie do Donalda Trumpa, że „poznał kilku oligarchów, to bardzo fajni ludzie”. Mimo wszystko, zmniejszony popyt na rosyjskie paliwa stanowi cios dla rosyjskiej gospodarki.
Biorąc pod uwagę powyższe dane, Europa nie wydaje się być bezbronna. Rosyjska inwazja na Ukrainę przewrotnie może okazać się pretekstem do ożywienia Starego Kontynentu, a przynajmniej jego sił militarnych. Europa, tak jak USA, dostrzega swój interes w ukraińskiej ziemi, a UE w przystąpieniu Ukrainy do bloku. Pokój za wszelką cenę, jaki w tym momencie wydaje się być odpowiednim rozwiązaniem w oczach Amerykanów, nie współgra ze strategią prezentowaną przez Europę.
Poruszona europejska skorupa
„Kto uwierzy, że dzisiejsza Rosja zatrzyma się na Ukrainie?” – pytał w środę w orędziu prezydent Francji Emmanuel Macron. „Rosja stała się zagrożeniem dla Francji i dla Europy” – podkreślił.
Macron wyraził swoje zaniepokojenie zmianami w amerykańskiej polityce wobec Ukrainy, jak i uznał ostatnie wydarzenia za wyznacznik „nowej ery”, w której ucierpiał sojusz transatlantycki.
„Chciałbym wierzyć, że Stany Zjednoczone pozostaną po naszej stronie, ale musimy być przygotowani na to, że tak nie będzie” – powiedział Macron w mocnym przemówieniu, jakich przez lata w Europie było niewiele.
Francuski prezydent zapowiedział ponadto na przyszły tydzień zwołanie spotkania w Paryżu, w którym wezmą udział europejscy przywódcy wojskowi. Macron zamierza rozmawiać z europejskimi sojusznikami na temat możliwości wykorzystania francuskich zdolności odstraszania nuklearnego w celu obrony kontynentu przed zagrożeniem ze strony Rosji.
Najwyraźniej coś powoli porusza się pod europejską skorupą.
Porządki po rosyjsku
Wkrótce po zakończeniu szczytu w Londynie przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła unijny plan zwiększenia wydatków na obronę przez państwa członkowskie. Na ten cel w ramach programu ReArm Europe miałoby zostać zmobilizowanych 800 mld euro.
„Bo to już nie jest pytanie o to, czy bezpieczeństwo Europy jest zagrożone w bardzo rzeczywisty sposób. Albo o to, czy Europa powinna wziąć większą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo. Tak naprawdę, od dawna znamy odpowiedzi na te pytania. Prawdziwe pytanie, jakie sobie stawiamy brzmi: czy Europa jest gotowa, by działać tak stanowczo, jak wymaga tego sytuacja? I czy Europa jest gotowa i ma możliwości, by działać tak szybko i tak ambitnie, jak potrzeba?” – pytałała przewodnicząca KE Ursula von der Leyen w oświadczeniu w sprawie zwołania na czwartek unijnego szczytu na temat obronności Europy i wsparcia dla Ukrainy.
Kolejnym pytaniem, na które Europa powinna już znać odpowiedź jest to, czy za inwazją na Ukrainę stoi większy plan Władimira Putina niż ten, który do tej pory został ujawniony. Zdaniem byłego ministra obrony Ukrainy Andrija Zahorodniuka, „cele Putina są o wiele bardziej ambitne”. Trwająca na Ukrainie wojna ma podkopać obecnie istniejącą architekturę bezpieczeństwa międzynarodowego i spowodować zastąpienie jej nowym światowym porządkiem, w którym kilka wielkich mocarstw będzie dominować nad sąsiadami.
Zahorodniuk nie jest pierwszym obserwatorem życia politycznego, który zwrócił uwagę na tę możliwość. Zagrożenie ze strony Rosji wykracza daleko poza granice Ukrainy i Europa nareszcie zdaje się to rozumieć. Prawdą jest również, że ład, o którym pisze Zahorodniuk, częściowo już dominuje w naszej rzeczywistości. Rosja, atakując Ukrainę, stara się jednak przekonać świat do normalizacji użycia siły militarnej w celu rozwiązania konfliktu. A obecnie USA, świadome tego czy też nie, wydają się jej w tym pomagać, podczas gdy Europa staje sztorcem wobec rosyjskich zapędów w stronę przeorganizowania rzeczywistości.
To marzenie o nowym porządku zostało odzwierciedlone w dwustronnych rozmowach o pokoju między Rosją a Ukrainą, z udziałem USA i Rosji, w której pominięta została zarówno zaatakowana Ukraina, jak i jej europejscy partnerzy. Europa w świecie po wojnie wygranej przez Rosję, również znaczyłaby niewiele. Jest to scenariusz, w którym przegrywa nie tylko Ukraina, ale i cały kontynent. I być może ta świadomość w Europie rośnie.