Reklama

Analizy i komentarze

Energetyczna pomoc z Ukrainy. Powód do radości, oznaka zmartwień [KOMENTARZ]

Fot. Адміністрація Президента України/Wikimedia Commons/CC 4.0

Ukraina pomoże energetycznie Polsce – wyśle węgiel i prąd. To zarazem powód do radości i oznaka wielu zmartwień, które trapią polską energetykę.

Reklama

Dzień do wizycie premiera Mateusza Morawieckiego w Kijowie, premier Ukrainy Denis Szmyhal oświadczył, że jego kraj jest w stanie dostarczać do Polski węgiel. Tylko we wrześniu wolumen dostaw może sięgnąć 100 tysięcy ton w ramach kwot eksportowych. Jak zaznaczył, strona polska „krytycznie potrzebuje" tego surowca, a w ukraińskich składach znajdują się zapasy sięgające ok. 2 mln ton, co jest wynikiem prawie trzy razy wyższym w porównaniu do analogicznego okresu w roku ubiegłym.

Reklama

Szmyhal mówił również o przesyle energii do Polski z Chmielnickiej Elektrowni Jądrowej. Obecnie istniejące połączenia dają możliwość importu ok. 1 GW mocy. Ukraiński premier zapowiedział, że trwają prace nad rozbudową linii energetycznej łączącej jednostkę z Rzeszowem, co umożliwi podwojenie przepustowości.

Z jednej strony te deklaracje cieszą – Ukraina, która od prawie 7 miesięcy zmaga się z pełnoskalową agresją, niejako odwdzięcza się za przesłaną z Polski pomoc i wspiera zachodniego sąsiada tym, czego mu akurat brakuje – energią. Ale z drugiej strony, takie wsparcie jest też oznaką rozpaczliwej sytuacji energetycznej polskiego państwa.

Reklama

Czytaj też

Zaoferowane przez Ukrainę wsparcie węglowe to pośrednie przyznanie się rządu w Warszawie do problemów logistycznych związanych z importem surowca nad Wisłę. Po nałożeniu – słusznego – embarga na węgiel z Rosji, Polska zaczęła zapełniać powstałą na rynku lukę towarem z różnych stron świata – z Australii, Indonezji, Kolumbii, RPA, USA. Przestawiono w ten sposób wektor odbioru surowca ze wschodu na północ, tj. na Bałtyk, bo węgiel zaczął być sprowadzany prawie wyłącznie drogą morską. Jednakże import najwyraźniej nie został odpowiednio skoordynowany czasowo, co nadwyrężyło polskie możliwości logistyczne – porty się przytkały (Ministerstwo Infrastruktury zapowiedziało nawet, że sięgnie po możliwości terminali przeładunkowych w innych państwach), transport w interiorze kraju również zaczął szwankować (co wymusiło przemodelowanie łańcuchów przewozowych przez spółkę PKP Cargo – węgiel został uznany za absolutny priorytet). Rząd próbował załagodzić narastający kryzys węglowy dodatkiem w wysokości 3000 złotych – ale zastrzyk gotówki nie rozwiązuje problemu dostępności surowca. To tłumaczy słowa prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który powiedział na jednym ze spotkań z wyborcami, że w Polsce „trzeba palić wszystkim, poza oponami i innymi szkodliwymi rzeczami", bo kraj musi być ogrzany. Taka wypowiedź to de facto kapitulacja i sygnał, że nadchodząca zima może przynieść problemy z dostępnością opału. Dlatego też deklarację strony ukraińskiej o wysyłce węgla można przyjąć z radością – oznacza ona szybki transport surowca drogą lądową do tych części kraju, gdzie najłatwiej obecnie o deficyty (czyli głównie na Podkarpacie, oddalone od portów). Zaoferowany wolumen dostaw nie jest duży, ale może być sprawnie dostarczony – a to w tym momencie najważniejsze.

Sytuacja jest znacznie poważniejsza w kwestii energii elektrycznej, którą Ukraina również zaoferowała się Polsce dostarczać. Pomysł importu mocy z ukraińskich elektrowni jądrowych nie jest nowy i był omawiany na różne sposoby, łącznie z opcją przejęcia na polskie potrzeby Chmielnickiej Elektrowni Jądrowej Jednakże jeszcze przed 24 lutego 2022 roku taka wizja została uznana za niebezpieczną ze względu na sytuację geopolityczną Ukrainy. Budowanie trwałych więzów energetycznych z państwem, które jest zaangażowane w toczący się na swym terytorium konflikt zbrojny to zauważalne ryzyko – w grę wchodzą bowiem np. możliwości sabotażu sieci przesyłowych czy innych elementów infrastruktury energetycznej przez rosyjskiego agresora. Jednakże, w nieodległej perspektywie, ukraińskie elektrownie jądrowe mogą być dla Polski jedynym wyjściem z pogłębiającego się kryzysu energetycznego. W polskim systemie brakuje bowiem mocy – według wyliczeń Ministerstwa Klimatu i Środowiska zawartych w Sprawozdaniu z wyników monitorowania bezpieczeństwa dostaw energii w latach 2019-2020, w pesymistycznym scenariuszu po 2030 roku Polsce może brakować nawet 11 GW mocy. To zagrożenie nie tylko dla konkurencyjności gospodarki, ale także dla pewności dostaw do wszystkich odbiorców. Tymczasem nowych mocy jest jak na lekarstwo.

Ukraińskie propozycje energetyczne to oznaka wyjątkowych relacji, jakie łączą Warszawę i Kijów w tych trudnych czasach. Jednakże dla strony polskiej powinny być dość zawstydzające – okazuje się bowiem, że z racji nieumiejętnego zarządzania własnym zasobem energetycznym Polacy zmuszeni są korzystać z pomocy państwa ogarniętego wojną, które samo szczególnie bardzo pomocy potrzebuje.

Reklama

Komentarze (1)

  1. john3b

    W przypadku tej zimy powodem braku węgla jest niestety polityka opozycji, przecież to marszałek Grodzki przepraszał Ukraińców, że jeszcze importujemy węgiel z Rosji, D.Tusk również nawoływał do natychmiastowego zakazu importu węgla Rosji. No i tak jak inne kraje w sierpniu zerwać z importem, rząd w Polsce uległ opozycji. Czy tak nie było Panie Jakubie?

Reklama