Reklama

Analizy i komentarze

Dopłaty do cen energii ułatwią transformację [KOMENTARZ]

Autor. Envato

Dopłaty do cen energii dla konsumentów indywidualnych i podmiotów wrażliwych są koniecznym kosztem, jaki ponosimy w związku z obecną sytuacją na rynku energii elektrycznej. Ukształtowało ją szereg czynników, przede wszystkim jednak zielona transformacja sektora, realizowana od lat przez UE, i oczywiście sankcje na rosyjskie surowce. Koszt ten wynika również z faktu, że przebudowę energetyki na szerszą skalę realizujemy ze znacznym opóźnieniem. Tak czy inaczej bez silnych, kontrolowanych przez Skarb Państwa koncernów energetycznych byłoby to bardzo utrudnione.

Reklama

Lata nieustających podwyżek

Reklama

W lutym br. prezes Orlenu Daniel Obajtek ogłosił, że kierowany przez niego koncern w tym roku przeznaczy 14 mld zł na zamrożenie cen gazu – chodzi o 7 mln gospodarstw domowych i 35 tysięcy podmiotów publicznych, wśród nich szpitali, szkół, budynków użyteczności publicznej. Polska Grupa Energetyczna zadeklarowała z kolei w maju, że odpisała 2,3 mld zł na fundusz finansujący zamrożenie cen energii dla gospodarstw domowych, firm i instytucji. Biorąc pod uwagę wzrost cen, dopłaty do cen energii i gazu wydają się dziś koniecznością. Według Urzędu Regulacji Energetyki od 2019 roku cena prądu wzrosła o około 62%. W ubiegłym roku, jak podaje URE, średnia cena energii dla gospodarstw domowych wzrosła o 22 proc. Jeśli chodzi o firmy to – jak podaje Ernst&Young - rachunki za prąd wzrosły o ponad 50% w prawie 60% średnich i dużych firm, w tym dla 34% skok cen był ponad dwukrotny. W 2023 r. mamy do czynienia z kolejnymi podwyżkami.

W związku z tym na obecny rok rząd zdecydował się zamrozić ceny prądu, ustalając trzy progi zużycia- do 2000 kWh, 2600 kWh i 3000 kWh rocznie. Po ich przekroczeniu podwyżki będą jeszcze dotkliwsze. Przykładowo przed przekroczeniem limitu (przy zużyciu 1000 kWh rocznie) opłaty wzrosną o 14% (o 17% przy zużyciu 2000 kWh rocznie), natomiast gdy skonsumowane zostanie więcej energii rachunki przeciętne dla czteroosobowej rodziny podniosą się o ok.32% w porównaniu do 2022 roku. Bezpośrednio wynika to z gwałtownych wzrostów cen energii, tj. kontraktów zawieranych na Towarowej Giełdzie Energii w Warszawie (TGE). Te zaś wynikają z szeregu czynników, takich jak wzrost cen węgla (polska energetyka to głównie energetyka węglowa), niewystarczająca infrastruktura po stronie magazynów energii (co dotyczy przede wszystkim energii z OZE, która jest dostarczana nieregularnie do sieci dystrybucyjnej), odcięcie od dostaw surowców energetycznych z Rosji i destabilizacja wielu europejskich rynków energii, a także koszt zakupu uprawnień do emisji CO2, co w szczególności obciąża polską energetykę, w której zdecydowana większość produkcji pochodzi ze źródeł nieodnawialnych (węgiel brunatny i kamienny).

Reklama

Czytaj też

Dopłaty nie mogą spowalniać zielonej zmiany

Wprowadzając limity i zamrożenie cen polscy decydenci nie tylko chcą wesprzeć końcowego odbiorcę. Postąpili też podług wytycznych UE. W marcu br. Komisja Europejska zaproponowała reformę struktury rynku energii elektrycznej (odpowiednie rozporządzenia i dyrektywy). Propozycja ta wzmacnia „zielony kierunek", rozpoczęty w 2016 roku (pakiet „Czysta energia dla wszystkich Europejczyków" i  „Strategia ramowa na rzecz stabilnej unii energetycznej opartej na przyszłościowej polityce w dziedzinie klimatu" Doc. 52015DC0080). Strategia ogłoszona w tym roku przewiduje bowiem m.in. środki zachęcające do zawierania długoterminowych umów na energię ze źródeł niekopalnych, dostęp przemysłu do OZE, współdzielenie energii z OZE, ochronę wrażliwych konsumentów zalegających z płatnościami przed odłączeniem, rozszerzenie regulowanych cen detalicznych na gospodarstwa domowe i MŚP oraz inne.

Polski rząd podjął słuszną decyzję, tym niemniej nie może ulegać pokusie, by takie instrumenty miały spowalniać zieloną zmianę w polskiej energetyce. Te dopłaty to swego rodzaju kara, jaką płacimy za lata nie tylko bagatelizowania trendów, ale konkretnych posunięć podejmowanych w polityce energetycznej UE. Wszak jeszcze poprzednia koalicja rządząca uspokajała górników, że węgiel ma przyszłość, a obecna wierzyła w to, w co nie wierzyła większość ekspertów, czyli w alternatywne do OZE „czyste technologie węglowe". Wydaje się, że od wytycznych opublikowanego w 2021 r. piątego pakietu energetycznego „Gotowi na 55", dostosowującego cele energetyczne UE do celów klimatycznych na lata 2030 i 2050 nie ma już odwrotu. Jeżeli ktoś udaje zaskoczenie albo wierzy, że Komisja Europejska pozwoli Polsce utrzymać energetykę węglową po 2028 roku – nie wie, co mówi.

Bez „czeboli" nie byłoby szansy na energetyczną niezależność

Dzisiaj widzimy, jakim błogosławieństwem było odejście od panującej przez wiele lat Trzeciej Rzeczypospolitej doktryny prywatyzacji wszystkiego, co się da. Organy Unii Europejskiej już od lat 90. czyniły wiele posunięć, a zasadniczo przekierowały wspólną politykę w zakresie energetyki na stopniową liberalizację rynków gazu i energii elektrycznej. Ta ostatnia zaś, jak wiadomo, zawsze służyła i służyć będzie najsilniejszym podmiotom, korporacjom i wielkim międzynarodowym graczom, którzy pod hasłem jakże wolnego i nieskrępowanego „brzydkimi ograniczeniami" rynku w tym najsprawiedliwszym ze światów przejmują drobniejszych, a w ostatecznym rozrachunku łupią konsumentów. Tak działa globalizacja i po to została wymyślona. Ponad głowami tychże i oczywiście ponad granicami (wszakże globalizacja to błogosławieństwo konkurencji międzynarodowej!) dogadują się przy tym z różnej maści... „jednostkami". Tak było w przypadku sojuszu Niemiec i Rosji pod sztandarami gospodarczej wolności i biznesowej niezawisłości. Przypomnijmy tu chociażby sprzedaż przez niemiecki koncern RWE w 2013 r. spółki zajmującej się wydobyciem ropy i gazu RWE Dea rosyjskiemu funduszowi inwestycyjnemu LetterOne „ze względów finansowych". Federalne Ministerstwo Gospodarki nie zamierzało zablokować transakcji, a jak pisała prasa „zarówno RWE, jak i e.on są zainteresowane jak najlepszymi relacjami Moskwy z Brukselą". Obie firmy były klientami Gazpromu, ponadto e.onbył wtedy największym zagranicznym producentem prądu na rosyjskim rynku energii oraz współpracował z Rosjanami w zakresie budowy Nord Stream i w sektorze wydobycia. Jak straszna ironia brzmią dziś słowa wypowiedziane wtedy przez prezesa e.on Johannesa Teyssena (wywiad dla tygodnika „Der Spiegel") argumentujące, że ewentualne sankcje UE wobec Kremla mogłyby zagrozić dobrym stosunkom gospodarczym jego kraju z Rosją. „Dzięki partnerstwu nasz kontynent stał się bardziej pokojowy. Nie powinniśmy tej zdobyczy lekkomyślnie narażać na szwank" – mówił Teyssen.

 Jeszcze w maju ubiegłego roku Janusz Steinhoff i były prezes Lotosu Paweł Olechnowicz pisali w „Rzeczpospolitej", że o wiele lepszym wyjściem, niż fuzja Lotosu i Orlenu byłaby „rozsądna prywatyzacja" Lotosu. No to wyobraźmy sobie, jak wyglądałaby dzisiaj zielona zmiana w polskiej energetyce (w tym także kwestia dopłat do cen prądu i energii), gdyby najsilniejsze przedsiębiorstwa zostały pozbawione kontroli Skarbu Państwa. Liberalni komentatorzy naśmiewają się z „czeboli", lecz to właśnie „czebole" ciągną proces inwestycji w OZE. I dzięki temu argument, że odejście od gazu i węgla to dla Polski szansa na niezależność energetyczną i surowcową, nabiera cech prawdopodobieństwa. Bo, myśląc strategicznie: jaki sens miałoby zastąpienie uzależnienia od rosyjskiego gazu uzależnieniem od dostaw „czystej energii" przez zagraniczne koncerny? Między innymi dlatego, by nie wpaść z deszczu pod rynnę, Orlen dywersyfikuje dzisiaj dostawy ropy, nie tylko współpracując z Aramco, ale np. również z BP.

Przeciwnicy obecnego rządu rytualnie krytykują fuzję Orlenu z Lotosem i PGNiG, ale dobrze wiedzą, że innej drogi do przygotowania Polski na surowe wymogi „Fit for 55" po prostu nie ma. Rozpoczęte procesy muszą być – i będą – kontynuowane. Trudno bowiem sobie wyobrazić, że jakikolwiek kolejny rząd RP zechce zastopować budowę Baltic Power czy ogłosić odejście od atomu. Więcej, będą musieli dbać o dobrą kondycję państwowych koncernów, które są liderami tych zmian. I to, przy całym chaosie i wojennej atmosferze w polskiej polityce, napawa optymizmem.

_dr hab. Agnieszka Domańska, profesor SGH

Prezes Instytutu Staszica_

Reklama

Komentarze (1)

  1. Niezaszczepiony

    I tak oto z rejonu świata napędzającego rozwój i nauka mamy rejon świata z powszechnymi trudnosciami energetycznymi.

Reklama