Reklama

Analizy i komentarze

Dlaczego UE ma droższą energię niż USA? Odpowiedź jest prosta, ale rzadko dostrzegana

usa Stany Zjednoczone
Amerykański wywiad i agencje obronne będą miały dostęp do technologii AI wielkich firm.
Autor. CIA (@CIA)/X

W internetowych dyskusjach różnica w cenie energii między UE i USA zrzucana jest na barki polityki klimatycznej. Ale to jedynie niewielka część tego obrazu – i wcale nie decydująca.

Internet zalewa obecnie fala porównań między gospodarkami Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Szczególnie często zestawia się ceny energii: dla przykładu, portal Politico wskazuje, że w największej gospodarce UE, Niemczech, w pierwszej połowie 2024 roku hurtowe ceny energii elektrycznej sięgały 67,6 euro/MWh, podczas gdy pięć lat wcześniej cena ta wynosiła 38,3 euro/MWh. Tymczasem na większości amerykańskich rynków energii ceny te wahały się od 33 dolarów (31 euro) do 46 dolarów (44 euro) za MWh. Różnica jest zatem nawet dwukrotna.

Tego typu porównania prowadzą często do wniosku: winna jest unijna polityka klimatyczna. Jednakże jest to rażące uproszczenie, nie oddające zupełnie istoty różnicy między USA i UE. Ta leży bowiem zupełnie gdzie indziej – i Europejczykom niezmiernie trudno będzie ją przeskoczyć.

Miasto na wzgórzu

Jeśli chodzi o ceny energii (nie tylko elektrycznej), to USA niejako z przyrodzenia mają kolosalną przewagę nad Unią Europejską. Stany Zjednoczone są w zasadzie samowystarczalne pod względem zaopatrzenia w ropę oraz gaz i bazują na tanich pokładach, które pozwalają im zaspokoić potrzeby własne oraz sprzedawać nośniki energii innym. Ameryka jest światowym numerem jeden, jeśli chodzi o wydobycie tych dwóch surowców; zajmuje też 4. miejsce na liście globalnych eksporterów ropy oraz 1. miejsce na liście globalnych eksporterów gazu.

Wszystko to dzięki znajdującym się na terenie USA złożom – nie tylko konwencjonalnym, ale przede wszystkim: łupkowym. To właśnie tocząca się od ok. 15 lat rewolucja łupkowa, polegająca na wdrożeniu technologii szczelinowania w przemyśle wydobywczym, dała Amerykanom takie atuty do ręki. Europa nie jest w stanie konkurować z USA na tym polu: nie ma bowiem własnych złóż surowców o takim potencjale, jest uzależniona od importu zarówno ropy, gazu, jak i węgla, a istniejące na jej terenie pokłady tych nośników energii są często zbyt drogie w eksploatacji z przyczyn geologicznych – dlatego np. nie wydobywa się gazu z polskich lub niemieckich złóż łupkowych.

YouTube cover video

Żeby dostrzec różnicę, którą powoduje ten fakt należy porównać ceny gazu w głównych hubach handlowych UE oraz USA – są to odpowiednio holenderski TTF oraz leżący w Luizjanie Henry Hub. Przez zdecydowaną większość ostatnich 10 lat amerykańskie ceny gazu były 2-3 razy niższe od europejskich. Dla przykładu, we wrześniu 2014 roku surowiec ten kosztował w USA 3,92 dolara za mmBtu (czyli za milion brytyjskich jednostek termicznych, odpowiednik ok. 30 metrów sześciennych), a w UE – 9,24 dolara za mmBtu. We wrześniu 2019 roku ceny te wynosiły 2,58 dolara za mmBtu (USA) oraz 4,21 dolara za mmBtu (UE).

Od tej zasady były jednak dwa wyjątki. Pierwszy to okres pierwszych lockdownów związanych z pandemią koronawirusa. W lipcu 2020 roku gaz w UE był tak tani, że praktycznie zrównał się cenowo z gazem amerykańskim (1,80 vs. 1,74 dolara za mmBtu). Sytuacja ta nie trwała jednak zbyt długo i już pod koniec I kwartału 2021 roku poziomy cenowe wróciły do normy. Jednakże krótko potem pojawił się drugi wyjątek, który zupełnie zaburzył te proporcje: chodzi oczywiście o kryzys energetyczny związany z rosyjską wojną na Ukrainie.

Szykująca się do agresji Rosja już w połowie 2021 roku zaczęła ograniczać dostawy gazu do Europy (warto przypomnieć: uzależnionej od importów), co spowodowało istotny skok cen tego surowca. Już w październiku tego roku za mmBtu gazu w UE płaciło się 31,05 dolara. W USA cena pozostała na relatywnie niskim poziomie: 5,48 dolara za mmBtu. Amerykanie nie musieli się bowiem obawiać, że ktoś im ograniczy lub odetnie dostawy gazu – dostarczali go sobie sami; jego cena reagowała jedynie delikatnie na zaburzenia odnotowywane na rynku światowym.

Reklama

Katastrofa spadła na Europejczyków jednak dopiero w roku 2022. W czasie szczytu kryzysu energetycznego – tj. w sierpniu – ceny gazu w hubie TTF osiągnęły astronomiczny poziom 70,04 dolara za mmBtu, były więc ok. 35 razy wyższe niż w sierpniu roku 2020. Zaburzenia na globalnym rynku surowca przelały się również na rynek USA – ale znów w delikatny sposób. Ceny były tam wciąż 8 razy niższe od europejskich (8,79 dolara za mmBtu). Z czasem presja na europejskim rynku gazu zaczęła ustępować: we wrześniu roku 2024 gaz w TTF kosztował 11,78 dolara za mmBtu. Jednakże było to wciąż 5 razy więcej niż w USA (2,25 dolara za mmBtu) i tego rodzaju proporcja utrzymuje się już od pewnego czasu.

Kryzys energetyczny sprawił zatem, że ceny gazu w UE nie są 2-3 razy wyższe od amerykańskich – są wyższe pięcio- lub sześciokrotnie. Co więcej, rynek unijny wciąż jest bardzo niestabilny i wrażliwy na rozmaite bodźce związane np. z funkcjonowaniem infrastruktury gazowej. Trudno też przewidzieć, czy i kiedy poziomy cen gazu w Europie wrócą do standardów sprzed 2021 roku. Wszystko to bowiem wynika z odcięcia dostaw surowca z Rosji, która przed agresją na Ukrainę była głównym dostawcą gazu do UE.

Land of the free

Cena gazu jest absolutnie kluczowa dla zrozumienia różnicy w kosztach energii między USA i UE. Obecnie to właśnie gaz jest najważniejszym surowcem zarówno dla amerykańskiego, jak i europejskiego miksu energetycznego. Odpowiada on a ok. 40% produkcji energii elektrycznej w USA, a także – ze względu na tzw. system merit order – kształtowała cenę energii elektrycznej w UE w ostatnich latach. Jak się bowiem okazuje, to właśnie ekstremalnie drogi gaz, a nie np. koszty uprawnień do emisji, podbiły unijną cenę energii elektrycznej.

Jak wskazuje think tank Ember, w szczycie kryzysu energetycznego (tj. w sierpniu 2022 r.) za 1 MWh energii elektrycznej wygenerowaną z gazu w UE płaciło się 661,56 euro, z czego 628,07 euro to były koszty paliwa, a 33,49 euro – koszty emisji. Od końca 2021 roku do początku roku 2024 ceny unijnych uprawnień do emisji pozostawały we względnie stabilnym, choć wysokim przedziale 80-100 euro za tonę (poza chwilowymi wyjątkami jak np. w marcu 2022 r.). Pomimo tego unijna rynkowa cena energii elektrycznej potrafiła wzrosnąć w tym okresie 8-10 krotnie.

Reklama

Z czasem ceny energii elektrycznej w UE zaczęły się stabilizować, ale nadal pozostały wysokie – jak podaje analityk Georg Zachmann, jeszcze w pierwszej połowie 2023 roku ceny hurtowe energii elektrycznej w Unii Europejskiej wahały się średnio wokół 110 dolarów/MWh, podczas gdy w kluczowych rynkach Stanów Zjednoczonych wynosiły około 30-50 dolarów/MWh. Ameryka jest bowiem odporna na wahania wynikające z zaburzeń importowych. I ponownie należy zaznaczyć: jeśli chodzi o surowce energetyczne, to Europa nie ma możliwości skutecznej konkurencji z USA.

Buszujący w energii

Energetyczna rywalizacja z USA jest zatem dla UE trudna – ale nie niemożliwa. Trzeba tylko wiedzieć, na jakie konie stawiać. Na pewno nie są to paliwa kopalne. Poza gazem i ropą (gdzie Stany dominują) na placu boju pozostaje jeszcze węgiel, który dla polskich komentatorów wciąż jest często kluczowym punktem odniesienia. Jednakże, biorąc pod uwagę rzeczywistość, surowiec ten już teraz ma mało istotny wpływ na długoterminowy kształt cen energii. Węgiel kamienny w ciągu ostatnich 6 lat ograniczył swój udział w amerykańskim miksie o ok. połowę, z ok. 30 do 18% (za pozostałą część produkcji odpowiada atom oraz OZE). Stało się tak ze względu na presję cenową ze strony gazu oraz źródeł odnawialnych.

Warto przy tym zaznaczyć, że węgiel w USA również jest tańszy niż w Europie: wg firmy węglowej Peabody Energy koszt wydobycia tego surowca w USA wynosił w 2024 r. 160 zł/tona. Tymczasem ceny w europejskich portach ARA sięgały w tym roku nawet 489 zł/tona. UE nie ma bowiem dostatecznie dużo własnych zasobów węgla kamiennego i musi importować ten surowiec (wydobywany w Europie węgiel jest zaś ekstremalnie drogi w wydobyciu; za 96% jego produkcji odpowiada Polska, gdzie koszty wydobycia tony sięgają obecnie 824 zł). Z kolei węgiel brunatny z roku na rok traci w UE na znaczeniu; jego udział w wytwarzaniu unijnej energii elektrycznej w 2024 roku będzie wynosił ok. 6%, z czego większość to Niemcy oraz Polska. W USA produkcja energii z węgla brunatnego jest pomijalnie mała, nie uwzględnia się jej nawet w statystykach.

Jednakże, jeśli chodzi o energię elektryczną, to UE może konkurować z USA mocami bezemisyjnymi, które mają bardzo niski koszt generacji energii. Są to zarówno źródła odnawialne (odpowiadające w tym roku za ok. 50% unijnej produkcji energii elektrycznej) oraz atom (w Unii Europejskiej działa obecnie 100 reaktorów jądrowych o łącznej mocy ok. 97 GW, czyli więcej niż w USA, gdzie pracują 94 reaktory o łącznej mocy 96 GW). Konkurencja ta musi się jednak wiązać ze zmianami w kształcie rynku energii. Chodzi przede wszystkim o system merit order, służący do ustalania cen, który narzuca na cały rynek koszt generacji z najdroższego źródła (to z jego powodu energetyka gazowa wywindowała unijne ceny energii). Taki mechanizm działał świetnie w stabilnej sytuacji podażowej, ale w czasie kryzysu okazał się dość niszczycielski dla europejskich gospodarek.

Warto również przedefiniować unijne priorytety energetyczne – do tej pory na piedestale UE trzymała rozwój OZE; rzeczywistość nakazuje jednak rozszerzenie katalogu premiowanych źródeł energii o atom, który jest stabilny i nie wymaga wsparcia takich mocy, jak elektrownie gazowe.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama