Wicepremier i minister gospodarki RP, Janusz Piechociński, 2 czerwca br. wziął udział w 22. Międzynarodowej Konferencji Caspian Oil & Gas 2015. Polityk zaapelował o pogłębienie współpracy energetycznej pomiędzy polskimi i południowokaukaskimi firmami (głównie azerskimi), podkreślił również, że Europa Środkowa „to duży potencjał importowy, który potrzebuje dywersyfikacji”.
Polski rząd regularnie inicjuje kontakt z Azerbejdżanem na szczeblu ministerialnym m.in. poprzez komisję międzyrządową i udział w kluczowych eventach. Działania te od lat nie przynoszą jednak realnego efektu.
Przełomu nie widać w kontekście Euroazjatyckiego Korytarza Transportu Ropy Naftowej, za pomocą którego azerski surowiec miałby trafiać nad Wisłę. Polski akcjonariusz tej inicjatywy –PERN – w coraz większym stopniu koncentruje się na rozwoju terminala naftowego w Gdańsku i szukaniu partnerów biznesowych dedykowanych tej infrastrukturze. Dariusz Kobierecki, prezes spółki Naftoport z grupy kapitałowej PERN, stwierdził wprost podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, że struktura dostaw ropy do Polski będzie się zmieniać, szczególnie w kontekście zwiększającego się importu realizowanego przez Gdańsk. Menadżer podał dane obrazujące ten proces – w 2009 r. przez naftoport sprowadzano 1,2 mln ton ropy, w 2014 r. natomiast 6,16 mln.
PERN jest coraz mniej zainteresowany projektem Euroazjatyckiego Korytarza m.in. dlatego, że jego model biznesowy (abstrahując od trudności natury geopolitycznej) budzi wątpliwości. Azerski "dostawca" dla omawianej inicjatywy jest nim tylko hipotetycznie - Baku nie zadeklarowało dotąd wolumenu surowca, który mógłby być przesyłany w kierunku Polski. Kwestią problematyczną jest również wielokrotny rozładunek i załadunek ropy, który wymusza czarnomorski odcinek Korytarza. Przewaga gdańskiego naftoportu jest tu więc niemal namacalna.
W tym kontekście, niewykluczone że swoisty stan zawieszenia inwestycji realizowanej z Azerami po prostu polskiemu rządowi odpowiada. Przecież musi on ustosunkowywać się do sygnałów płynących z rodzimych firm paliwowych – te natomiast spoglądają nad Bałtyk.
Niewiele lepiej sytuacja wygląda w zakresie importu gazu ziemnego. Realizowany przy wsparciu UE Korytarz Południowy, na który miałyby się składać gazociągi: Transkaspijski, Południowokaukaski, Transanatolijski i Transadriatycki (TAP) nie przewiduje na razie przesyłu azerskiego, błękitnego paliwa do Europy Środkowej.
Mógłby się on teoretycznie odbywać za pomocą planowanego gazociągu Jońsko-Adriatyckiego pomiędzy Albanią i Chorwacją lub gazociągu Eastring pomiędzy Grecją i Słowacją.
Tyle tylko, że przepustowość Korytarza Południowego nie jest zbyt imponująca, a wymienione rury, które miałyby stanowić jego odnogi w kierunku Bałkanów i krajów wyszehradzkich pozostają w sferze planów. Nie przeanalizowano także ich wpływu na realizowany już Korytarz Północ-Południe pomiędzy Polską i Chorwacją, który ma strategiczne znaczenie dla gazoportu w Świnoujściu.
Jak więc widać rozwijanie gazoportu w Świnoujściu i naftoportu w Gdańsku w sensie infrastrukturalnym (rozbudowa), transportowym (Korytarz Północ-Południe, rurociąg Pomorski) i handlowym (umowy z podmiotami zagranicznymi), ma o wiele ważniejsze znaczenie od projektów wspieranych przez UE a powiązanych z Azerbejdżanem, w których –przynajmniej deklaratywnie- chciałaby uczestniczyć Polska. Tym bardziej, że komplementarność „bałtyckich” (a więc de facto krajowych) i „kaspijskich” narzędzi dywersyfikacyjnych, po które sięgają Polacy, bardzo często budzi wątpliwości.