Reklama

Cześć obserwatorów niemieckiej sceny politycznej i gospodarczej przecierała oczy ze zdumienia, kiedy niemiecki parlament podejmował decyzje o eliminacji energetyki atomowej i ograniczeniu roli węgla w niemieckim miksie energetycznym. Dziś, kiedy wydawało się, że rząd federalny zaczyna wyciąga wnioski z tamtych decyzji, socjaldemokraci przechodzą do ofensywy w sprawie gazu łupkowego. Może ona poważnie wpłynąć także na kształt polskiego sektora energetycznego. Czy inicjatywa SPD wynika jedynie z troski o klimat czy może jest to wstęp do dynamicznej zmiany w relacjach z Rosją?

Potencjalne ograniczenia w eksploatacji złóż gazu łupkowego mogą okazać się wiążące dla większości tego typu projektów w Europie - zważywszy na dominującą rolę Niemiec w UE. W największej mierze beneficjentem tego typu rozstrzygnięć będzie rosyjski Gazprom. Już dziś Rosjanie wskazują, że jedynym rozsądnym pomysłem godzącym w postulaty wynikające z pakietu klimatycznego i te dające gwarancję stabilności systemu elektroenergetycznego jest budowa elektrowni gazowych. Niemcy rzeczywiście uwierzyli w sens gazowej rewolucji. I nie byłoby problemu gdyby nie zawężono jej definicji do surowca konwencjonalnego.

Gaz łupkowy już doprowadził do zmian całego rynku w USA. Możliwość jego eksportu do Europy spędza sen z powiek decydentom w Moskwie. Nie chodzi jedynie o aspekt czysto rynkowej konkurencji. Istnieje duże ryzyko, że błękitne paliwo rodem spoza Rosji zmarginalizowałby jej pozycję nie tylko w zachodniej Europie- realne stałoby się pytanie o możliwość uzyskania niezależności energetycznej również przez państwa, które Rosja wciąż traktuje w kategoriach utraconej strefy wpływów. Do tego dochodzą obawy o własne wydobycie gazu łupkowego przez te kraje oraz rozwój takich przedsięwzięć, jak choćby gazoport budowany przez Polskę w Świnoujściu.

Aby amerykański sen łupkowy stał się faktem niezbędne jest podpisanie umowy handlowej pomiędzy USA a UE. Tymczasem negocjacje natrafiają na "zaskakujące" trudności. W ostatnim czasie relacje UE-USA nie wyglądają najlepiej, przede wszystkim za sprawą rewelacji Edwarda Snowdena. Jaki możne być ich realny wpływ na wzajemne relacje pisaliśmy tutaj.

O tym, że Rosjanie podjęli kolejną rundę walki o realny wpływ na kształt energetycznego rynku europejskiego widać choćby po ostatnich, nieoczekiwanych decyzjach Angeli Merkel w sprawie gazociągu Opal. Przypomnijmy: jego bieg wzdłuż zachodniej granicy Polski łączy Gazociąg Północny z czeskim systemem gazowym. Gazprom dynamicznie zabiegał o przejęcie kontroli nad inwestycją. Dotychczas niemiecki rząd federalny dość zdecydowanie odmawiał zgody na przejęcie pełnej kontroli nad Opalem. Sytuacja jednak uległa w ostatnich dniach zmianie i Rosjanie są bliscy objęcia kontroli nad wspomnianą infrastrukturą (ostateczna decyzja w tej sprawie będzie należeć do Komisji Europejskiej). Czy to wpływ lobbingu G. Schroedera i przedsmak rosnących wpływów SPD?

W konsekwencji Polska może zostać odcięta od zachodnich systemów gazowych. Zakup gazu z kierunku zachodniego będzie uzależniony od decyzji Gazprom. W podobnym kierunku zmierza rosyjska propozycja dotycząca Pieremyczki. Gazprom twierdzi, że powinna nas kusić kwestia możliwości uzyskania dodatkowych przychodów z przesyłu gazu przez terytorium Polski. Zgoda, tylko wówczas zmarginalizowana zostanie rola Jamału I, który w zasadzie ograniczy się do dostaw błękitnego paliwa wyłącznie do Polski. W konsekwencji Rosja uzyska poważny argument polityczny w relacjach z Warszawą. Otóż potencjalne ograniczenie dostaw do Polski pozostanie bez wpływu na inne rynki UE. Mówiąc wprost - Polska pozostanie energetyczną wyspą - odciętą od Europy i skazaną na łaskę Gazpromu.

Maciej Sankowski

Reklama

Komentarze

    Reklama