Do tej pory polityka energetyczna Polski i Niemiec była nie tylko wyraźne różna, ale tak naprawdę wręcz ortogonalna. Z jednej strony Niemcy i ich z „energiewende” i naciskiem na inwestycje w energetykę odnawialną i zmniejszanie emisji CO2 oraz komercyjnym traktowaniem Nord Stream II, z drugiej zaś Polska z koniecznością ratowania górnictwa węglowego i oparciem energetyki zawodowej o węgiel, a więc zawsze sprzeciwem wobec gwałtownej redukcji emisji CO2 oraz z obawami o strategiczne bezpieczeństwo dostaw gazu. Wizyta kanclerz Angeli Merkel w Polsce przyniosła nieco bardziej optymistyczne tony i pokazała, że jednak są pewne pola „wspólne” i że hipotetycznie możliwe jest może jeszcze nie budowanie wspólnego energetycznego sojuszu, ale jakieś powolne zbliżenie stanowisk - pisze prof. Konrad Świrski na swoim blogu.
Oba kraje zawsze stały po przeciwnych stronach energetycznej barykady i widoczne to było zresztą w komentarzach tak politycznych jak i medialnych i eksperckich.
Z korzyścią dla Polski na pewno było przyjęcie przez kanclerz stanowiska, że Nord Stream II może mieć pewien wymiar polityczny (co dla Polski i Ukrainy jest kluczowe) – notabene niemieckie stanowisko o czystym „komercyjnym” charakterze przedsięwzięcia jest dla nich konieczne, bo pozwala ominąć pewne, europejskie regulacje energetyczne. Dlatego też wypowiedź pani Merkel chyba raczej należy traktować jako ukłon w naszą stronę, ale samo stanowisko Niemiec w sprawie Nord SCtream II pozostanie jak poprzednio.
Jest też koncepcja (na razie tylko werbalna – bez konkretów) powołania wspólnego zespołu do analizy nowych, europejskich regulacji energetycznych (czyli tzw. „pakietu zimowego”). To znak, że Niemcy sygnalizują, że hipotetycznie mogliby przyjąć pewne, polskie argumenty, z których najważniejszym jest pewnie ten o zniesieniu ograniczenia wsparcia inwestycji przez rynki mocy tylko dla projektów z emisyjnością poniżej 550 g/kWh, co eliminuje węgiel. W europejskich kuluarach takie zapowiedzi o analizie argumentów otwierają pole do negocjacji „coś za coś” i możliwości zakulisowego poparcia przez Niemcy naszych, obecnych i przyszłych nacisków na zmiany zapisów w propozycjach europejskiego rynku energii (jak teraz tocząca się batalia o reformę ETS).
Oczywiście, w żadnym wypadku Niemcy nie poprą ani nie zrealizują wszystkich naszych postulatów (i nawzajem). Jest jednak są pewne pola do negocjacji jak na przykład pewne opóźnienia we wdrażaniu MSR (Market Stability Reserve – mechanizmy arbitralnego podwyższania cen pozwoleń CO2), mniejszego nacisku na głębokie redukcje CO2 (Niemcy w końcu też mają wielką energetykę węglową) jak i hipotetycznie nawet do kawałków gazowej układanki (np. wykorzystywanie polskiego gazoportu w Świnoujściu dla niemieckiego importu LNG). Jednak strona polska musi też uświadomić sobie, że są to tylko pewne pola wspólne, natomiast inne obszary jak: ogólny kierunek dekarbonizacji, energetyka odnawialna i chyba też Nordstream II mogą być nieosiągalne.
Na pewno warto rozmawiać i wykorzystywać chwilową zmianę koniunktury dla realizacji polskich, energetycznych interesów. Miła dla ucha współpraca polskich europosłów wszystkich orientacji politycznych nad zmianą zapisów reformy ETS lub blokowanie wprowadzania innych to radykalna zmiana i wreszcie długo oczekiwana wspólna praca w Brukseli nawet… przed finalnym głosowaniem. Niestety konieczne też jest uświadomienie sobie, że pole manewru nie jest za duże i może okazać się koniecznym przyjęcie niektórych bolesnych zobowiązań.
Przyszłość pokaże rezultaty i odpowiedź na pytanie czy chwilowa odwilż nie zostanie przykryta syberyjskim chłodem lub nagłą zmianą pogody politycznej w samych Niemczech. I też czy nie zwycięży u nas strategia „Wszystko albo Nic” co zwykle niestety oznacza na koniec …nic.
Zobacz także: Czas na gazowe pojednanie polsko-niemieckie? Zbudujmy wspólny łańcuch dostaw [ANALIZA]
Zobacz także: Gwałtowny spadek eksportowych przychodów Gazpromu