Wbrew staraniom polskich eurodeputowanych, PE głosami socjalistów, liberałów, zielonych oraz części frakcji EPP, opowiedział się za restrykcyjnym kształtem dyrektywy i wprowadzeniem obowiązku przeprowadzania oceny oddziaływania na środowisko także w fazie poszukiwań gazu łupkowego. Wydłuży to znacznie proces inwestycyjny, podwyższy jego koszt, a w konsekwencji sprawi, że wydobycie gazu w Europie będzie mniej opłacalne niż w USA oraz w krajach nieobjętych unijnym reżimem, np. na Ukrainie. Branża łupkowa zagłosuje wtedy nogami i przeniesie działalność poszukiwawczo-wydobywczą albo w inne części świata, albo całkiem niedaleko – do naszych wschodnich sąsiadów. A przecież UE tak bardzo potrzebuje dziś tanich surowców energetycznych i prądu, by stymulować reindustrializację, która jest jedynym remedium na trwający od kilku lat kryzys ekonomiczny.
Wynik głosowania w PE świadczy o tym, że większość europarlamentarzystów działa nie tylko wbrew celowi przezwyciężenia kryzysu, ale także wbrew zapisom unijnych dokumentów dotyczących polityki energetycznej – tych, które wskazują na potrzebę dywersyfikacji importu i wydobycia rodzimych surowców energetycznych oraz zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego Wspólnoty. W rezultacie to politycy, którzy powinni dbać o unijną koniunkturę, skazują Europę na gospodarczą zapaść oraz na import dodatkowych wolumenów drogiego gazu od dotychczasowych eksporterów, głównie od Rosji. Podczas gdy UE powinna przede wszystkim deregulować, upraszczać i ułatwiać nowe inwestycje oraz stwarzać warunki dla wzrostu gospodarczego, PE zabija branżę, której rozwój w USA doprowadził do kilkukrotnego obniżenia cen gazu, poprawy bezpieczeństwa energetycznego oraz wzrostu produkcji i spadku bezrobocia w tym kraju. Niestety ten łupkowy sabotaż to nie jedyny przykład działań europejskich decydentów, które prowadzą unijną gospodarkę nad przepaść: konsekwencje pakietu energetyczno-klimatycznego oraz próby radykalizacji polityki klimatycznej sprawiają, że z roku na rok się do niej zbliżamy.
Warto przy tym podkreślić, że postulowane przez PE zapisy dyrektywy nie są wcale uzasadnione z punktu widzenia ewentualnych zagrożeń środowiskowych, bowiem z fazą poszukiwawczą łączy się dużo mniej ryzyk niż z fazą wydobywczą, kiedy to gaz produkuje się na dużą skalę. Niestety przeciwnikom gazu łupkowego już na początku debaty legislacyjnej udało się usankcjonować radykalnie środowiskowy kurs wobec tego surowca. Rok temu tzw. raport posła Bogusława Sonika o wpływie wydobycia gazu łupkowego na środowisko został w ramach parlamentarnego procesu legislacyjnego zmodyfikowany i wbrew intencjom polskiego eurodeputowanego dał zielone światło dla takich przepisów jak właśnie ten przegłosowany w Strasburgu w zeszłym tygodniu. Do tzw. raportu Sonika dodano bowiem wiele zapisów o potrzebie wyeliminowania potencjalnych zagrożeń środowiskowych, które otwierają pole do nowych, zupełnie zbędnych regulacji, niekorzystnych dla sektora łupkowego. Na te zapisy powoływano się wielokrotnie w trakcie debaty w PE, uzasadniając nimi potrzebę nowelizacji dyrektywy środowiskowej. Nie będzie to zapewne jedyny tego typu przypadek, bowiem lobbies antyłupkowe często sięgają do argumentów natury środowiskowej. Co więcej, w KE trwają aktualnie prace nad dodatkowymi regulacjami dla branży łupkowej i wszystko wskazuje na to, że zostaną one przedstawione jeszcze w tym roku. Jak można się spodziewać, będą dla branży niekorzystne.
W Strasburgu i Brukseli w sprawie łupków dzieje się więc źle. A w Warszawie?
Obstrukcja procesu tworzenia ustaw łupkowych trwa od ponad roku. I to mimo twardych zapewnień premiera, że stosowne propozycje rządowe zostaną skierowane do laski marszałkowskiej jeszcze przed wakacjami. Utrzymujący się stan niepewności inwestycyjnej, zarówno jeśli chodzi o system koncesjonowania, jak i opodatkowania sektora łupkowego, oraz wielokrotne „zwroty akcji” w procesie tworzenia propozycji legislacyjnych, są dla inwestorów zupełnie niezrozumiałe. Ponadto firmy te coraz częściej natrafiają także na problemy związane z negatywnym społecznym nastawieniem do procesu poszukiwania i wydobycia gazu łupkowego. Protesty społeczności lokalnych, inspirowane przez lobbies, dla których łupkowy sukces jest realnym zagrożeniem ich interesów, negatywnie wpływają na dynamikę prac poszukiwawczych. A państwo robi niewiele, by temu zapobiegać. Suma tych wszystkich procesów tworzy niestety zły klimat dla rozwoju branży łupkowej w Polsce i sprawa, że obiecane łupkowe emerytury mogą nigdy nie trafić do naszych portfeli.
Co zatem da się w tej sytuacji zrobić?
Donald Tusk powinien jak najszybciej poddać analizie prace rządu nad rozwojem sektora gazu łupkowego i podjąć stosowne do jej wyniku decyzje oraz działania. Zaś co do katastrofalnej decyzji PE – na szczęście w sprawie takich jak ten projektów legislacyjnych każdorazowo musi się wypowiedzieć także Rada UE. Jeśli polski rząd nada tej kwestii wysoki priorytet i na poziomie Rady zbuduje koalicję państw członkowskich, złożoną z – np. – Wielkiej Brytanii, Rumunii, Litwy, Hiszpanii i Niemiec, wtedy zahamowanie nieracjonalnego kierunku zmian będzie realne. A chodzi tu nie tylko o wspomnianą dyrektywę, ale i o przyszłe propozycje legislacyjne KE ważne dla rozwoju sektora łupkowego. Na korzyść sprawy może zresztą działać unijny kalendarz wyborczy. Po wyborach do PE w maju 2014 r. skład unijnych instytucji będzie prawdopodobnie mniej „zielony”, a bardziej „proprzemysłowy”, jest więc szansa, że tworzenie konkurencyjnych warunków dla rozwoju unijnej gospodarki odzyska priorytet kosztem realizacji klimatycznych ambicji. Pytanie, czy polski rząd wykorzysta sprzyjające okoliczności i skutecznie przeprowadzi obronę gazu łupkowego przed silnym i skutecznym antyłupkowym frontem. Wiele zależy od tego, czy decydenci odpowiedzialni za polską politykę europejską wyciągną wnioski z wcześniejszych porażek, choćby tej związanej z procesem uchwalania wspomnianego już pakietu energetyczno-klimatycznego. Zbliżająca się dziesiąta rocznica integracji Polski z UE zasługuje na choćby jeden spektakularny i rzeczywisty polityczny sukces.
Izabela Albrycht, prezes Instytutu Kościuszki, redaktor naczelna „International Shale Gas&Oil Journal”
Tekst ukazał się pierwotnie w portalu Forbes