Atom
Biznesowe spojrzenie na atom. Morawiecki o polskim programie jądrowym [KOMENTARZ]
Premier Mateusz Morawiecki zadeklarował w swoim wczorajszym expose, że projekt budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej może liczyć na przychylność ze strony jego gabinetu. Jest to oczywiście nienajlepsza wiadomość dla ministra Jana Szyszko oraz innych (bardziej lub mniej otwartych) przeciwników energetyki jądrowej, ale nie należy popadać w hurraoptymizm i nadinterpretować słów świeżo upieczonego szefa rządu. Warto spojrzeć na nie w szerszym kontekście.
„Naszym zadaniem na dzisiaj jest przeprowadzić te projekty i zapewnić niezależność energetyczną Polsce przy niskiej emisji CO2. I w tym celu pozytywnie patrzymy również na energię jądrową” - stwierdził premier Mateusz Morawiecki podczas wczorajszego wystąpienia w sejmie.
Powyższe słowa, choć raczej lakoniczne, utorowały drogę do kolejnej (konia z rzędem temu, kto zliczy, której w ostatnim czasie) dyskusji o losach „polskiego atomu”. Nie jest to miejsce i czas, aby przytaczać wszystkie padające w jej trakcie argumenty, dość wspomnieć, że właściwie każda ze stron tego sporu dokonała pewnej nadinterpretacji wystąpienia premiera - co ciekawe, dość podobnej, ale o tym nieco dalej.
O tym, że Mateusz Morawiecki jest umiarkowanym zwolennikiem budowy w Polsce elektrowni atomowej wiadomo nie od dziś. W lipcu 2016 roku zaprezentowano projekt „Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” - dokument zapowiadał kontynuację projektu atomowego z poważnym udziałem krajowych podmiotów. Powstać miałyby dwie siłownie o łącznej mocy 6 tys. MW (4-8 bloków). Strategia objęła również prace nad kogeneracją jądrową, czyli reaktorem wysokotemperaturowym (HTR) o mocy ok. 200-350 MW, który produkowałby nie tylko energię, ale także ciepło przemysłowe. Wyrażono również chęć utworzenia laboratorium zajmującego się badaniami i rozwojem materiałów dla elektrowni IV generacji (najnowocześniejszej), co pozwalało przypuszczać, że spojrzenie na „polski atom” przybiera znamiona myślenia strategicznego, wykraczającego poza stosowane powszechnie technologie i stawiającego dalekosiężne cele. Podobne stanowisko, co do idei - choć zaobserwować mogliśmy tutaj wyraźną „proatomową” ewolucję - przyjęło ministerstwo energii.
Powszechnie spekulowano wówczas, iż takie zapisy można traktować, jako porażkę ministra Jana Szyszko. Nie jest tajemnicą, że należy on do gorących (nomen omen) zwolenników geotermii, energetyki wodnej oraz generalnie wykorzystywania krajowych zasobów. Wielokrotnie podkreślał on, że zarówno w walce ze smogiem, jak i w realizacji zobowiązań wynikających polityki klimatycznej, powinniśmy w większym stopniu opierać się o wspomniane powyżej źródła, a w mniejszym np. o energetykę wiatrową, czy właśnie atom. Za takim wariantem miałyby przemawiać m.in. kwestie kosztowe (związane zarówno z etapem inwestycyjnym, jak i eksploatacyjnym) oraz fakt, że Polska posiada „przebogate” (jak twierdzi min. Szyszko) zasoby geotermalne.
W tym kontekście nominacja Mateusza Morawieckiego na funkcję premiera wydaje się wzmacniać „stronnictwo”, które w budowie elektrowni atomowej upatruje szans rozwojowych związanych m.in. ze skokiem technologicznym, czy zwiększeniem poziomu niezależności energetycznej. Warto jednak pamiętać, że choć koncepcja realizacji na terytorium RP tego rodzaju gigainwestycji (zaangażowanie krajowego przemysłu ocenia się tutaj na 30-60%) wpisuje się w priorytety nowego szefa rządu, to nie ma ona raczej podłoża ideologicznego. Innymi słowy, premier Morawiecki nie jest fanatycznym zwolennikiem atomu, czemu wielokrotnie dawał wyraz - m.in. w rozmowie z serwisem Energetyka24 podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy, stwierdził wówczas: „Jestem zwolennikiem taniej energetyki jądrowej. Jestem zwolennikiem tego, żeby rozwijać energetykę jądrową, fizykę jądrową, ale też trzeba brać pod uwagę, że te projekty [elektrowni atomowych - przyp. red.], które są realizowane w Europie są opóźnione i realizowane ogromnymi kosztami". Niezwykle istotny jest zatem aspekt ekonomiczny, o którym część rodzimych polityków zdaje się zapominać, pozwalając ponieść się „atomowej euforii” i bagatelizując biznesowy aspekt inwestycji – co w dłuższej perspektywie czasu może przynieść dla niej katastrofalne skutki
Uwagę zwraca, że wzmianka o atomie - choć bardzo symboliczna - koreluje z innymi częściami expose Mateusza Morawieckiego. Podczas wczorajszego wystąpienia podkreślał on, jak ważnym jest, aby Polska wykorzystała szansę wynikającą z możliwości realnego współuczestniczenia w trwającej rewolucji przemysłowej. Skrajnym truizmem byłoby tutaj stwierdzenie, że conditio sine qua non powodzenia tych zamierzeń jest zapewnienie gospodarce dostępu do stabilnych dostaw energii w atrakcyjnej cenie. Równocześnie padły deklaracje o wsparciu dla polskiego węgla i utrzymaniu jego istotnej pozycji w miksie energetycznym. W realizacji obydwu powyższych celów może pomóc właśnie elektrownia atomowa - np. poprzez uelastycznienie polskiego stanowiska w negocjacjach klimatycznych - nie od dziś mówi się bowiem, iż realizacja tego projektu mogłaby być jedną z kart przetargowych w dyskusjach na szczeblu europejskim. Ewentualna zgoda na „uśrednienie” poziomu emisji dla sektora pozwoliłaby funkcjonować elektrowniom węglowym na warunkach akceptowalnych dla odbiorców przemysłowych. Powyższe słowa znajdują potwierdzenie w wypowiedziach innych przedstawicieli rządu, jak choćby ministra Krzysztofa Tchórzewskiego oraz dyrektora Józefa Sobolewskiego.
Nadchodzący rok będzie z pewnością interesujący dla osób obserwujących rozwój projektu atomowego, który od dłuższego czasu raczej nie zyskuje na powadze i zaczyna być postrzegany w sposób nie licujący z jego wagą dla interesów państwa. Na 2018 rok zapowiedziano m.in. przetarg na wybór technologii oraz zatwierdzenie aktualizacji Polskiego Programu Energetyki Jądrowej - obejmującego m.in. model finansowania. Miejmy nadzieję, że tym razem uda się uniknąć opóźnień, a objęcie funkcji premiera przez zdeklarowanego (choć umiarkowanego) zwolennika atomu, pozwoli nadać przedsięwzięciu nową dynamikę.
Zobacz także: ME: polskie firmy są zainteresowane energetyką jądrową
Zobacz także: Doraźna skuteczność: jak Ukraina chroni swoją infrastrukturę krytyczną? [ANALIZA]