Reklama

Część ekspertów podkreśla, że energetyka jądrowa może stać się istotnym elementem ograniczania emisji CO2, a więc walki ze zmianami klimatycznymi. Wskazują przy tym na ubiegłoroczną rezolucję Parlamentu Europejskiego wzywającą Komisję Europejską do stworzenia warunków do odbudowy potencjału siłowni jądrowych we Wspólnocie. Chodzi o stworzenie planu rozwojowego sięgającego 2050 r. Wedle doniesień prasowych mógłby on objąć kilkaset mln euro wydatków. 

Energetyka jądrowa musi się jednak zmagać w Europie z bardzo silnym i niechętnym jej lobby związanym z odnawialnymi źródłami energii (głównie niemieckim, które oparło rodzimą „zieloną rewolucję” na modelu eksportu technologii OZE na sąsiednie rynki). W ostatnich tygodniach uzyskało ono bardzo mocne punkty zaczepienia, które mogą mu pomóc w realizacji zamierzonych celów. 

Przede wszystkim coraz większe problemy notuje budowa brytyjskiej elektrowni Hinkley Point C w Wielkiej Brytanii. Ma ona kluczowe znaczenie nie tylko z powodów wizerunkowych tj. zrównoważenia narracji o „niemieckim odchodzeniu od atomu” – „brytyjskim powrotem do atomu”, ale także mechanizmu kontraktu różnicowego. Jak wiadomo realia biznesowe nie sprzyjają dziś dużym inwestycjom. Stąd pomysł na rodzaj umowy gwarantującej stałą cenę energii dla inwestora obiektu. Gdy jest ona dla niego zbyt niska (rynkowo) – państwo dopłaca, gdy jest wyższa niż zakładano i pozwala mu zarobić dodatkowe środki – zwraca nadwyżkę państwu. KE zgodziła się na taką formę "pomocy publicznej" jednak Austria zaskarżyła ją do Trybunału Sprawiedliwości UE. To kraj aktywnie promujący OZE i zwalczający inne źródła energii. Poszukuje on sojuszników do swojej walki. Na razie może liczyć na poparcie Luksemburga, ale próbuje wciągnąć w walkę z atomem także Niemcy i zapewne zabiegi te zostaną zwieńczone sukcesem. To olbrzymie ryzyko. Wśród polskich specjalistów panuje przekonanie, że storpedowanie kontraktu różnicowego, a więc pośrednio Hinkley Point C oznaczałoby „niewyobrażalny kryzys dla całej branży”. Na domiar złego firma EDF realizująca budowę siłowni ma olbrzymie problemy finansowe, a termin rozpoczęcia budowy jest cały czas przesuwany.

Brytyjski atom i związana z nim „pomoc publiczna” to niejedyny punkt zaczepienia dla skrajnego lobby OZE, a więc zwolenników całkowitej dominacji „zielonej energii” jak ma to miejsce w przypadku Energiewende. Niemiecka rewolucja rozpoczęła się katastrofą w japońskiej Fukushimie i jest promowana jako projekt cywilizacyjny, wręcz ideologia (w oderwaniu od bilansu ekonomicznego). W listopadzie 2015 r. nastąpił symboliczny powrót Japonii do energii atomowej, którą wygaszono w 2011 r. po fatalnym trzęsieniu ziemi niedaleko Honsiu i wywołanym nim tsunami. Uruchomiono wtedy pełną moc drugiego reaktora elektrowni Sendai. Tymczasem jak informuje agencja Kiodo – japoński sąd nakazał natychmiastowe wyłączenie dwóch reaktorów elektrowni atomowej Takahama w związku z niewypełnieniem przez nią surowych rygorów prawnych jakie wdrożono po Fukushimie. Według informacji agencyjnej – to duży problem dla władz i programu powrotu do atomu. Sprawa ta podobnie jak Hinkley Point C może znaleźć oddźwięk w Europie za sprawą przeciwników energetyki jądrowej i zostać wykorzystana do jeszcze bardziej agresywnego promowania OZE.

Zobacz także: Niemcy: Roczne koszty OZE, jak budowa 5 bloków jądrowych

Zobacz także: Greenpeace pozywa elektrownie atomowe za zbyt tanią energię. "Uderzy w OZE"

 

 

 

 

 

 

Reklama
Reklama

Komentarze