Reklama

Wiadomości

Brak atomu wypędzi z Polski przemysł? [KOMENTARZ]

Fot. Pixabay

Brak dużych, czystych i stabilnych mocy w polskim systemie elektroenergetycznym może zaowocować ucieczką przemysłu do krajów lepiej przygotowanych na wyzwania Europejskiego Zielonego Ładu.

Wielki krach Kryzys energetyczny to sformułowanie, które w Europie jest obecnie odmieniane przez wszystkie przypadki. Jednakże dla mieszkańców większej części kontynentu, pojęcie to ogniskuje się na wysokich cenach gazu, które są zjawiskiem względnie chwilowym (wynikają bowiem m.in. z politycznych działań Rosji, które nie będą trwały wiecznie). Inaczej mają się sprawy w Polsce - nad Wisłą kryzys energetyczny to zjawisko, pod którego znakiem upłynie najbliższa dekada.

Problemy z polską energetyką będą długofalowe, gdyż wpisane są w profil systemu elektroenergetycznego. Rosnące koszty uprawnień do emisji gazów cieplarnianych (oscylujące wokół 80 euro za tonę), przekładające się na wysokie rachunki za energię elektryczną, to coraz większe wyzwanie dla polskiej gospodarki. Tymczasem Polska to kraj o najwyższym udziale węgla w miksie energetycznym (ok. 70%), co przekłada się na drugą największą w UE (po Estonii) intensywność emisji z sektora elektroenergetycznego, wynoszącą ok. 750 g CO2 na kWh, co jest trzykrotnością średniej unijnej. Oznacza to, że wyprodukowanie jednej kilowatogodziny w Polsce wiąże się z produkcją trzykrotnie większej ilości CO2 niż w przeciętnym kraju członkowskim Unii Europejskiej.

To jednak nie wszystko - rozwój gospodarczy zwiększa apetyt przemysłu na energię. Najbliższe kilkanaście lat może przynieść nawet 50-procentowy wzrost zapotrzebowania najbardziej energochłonnych przedsiębiorstw na elektryczność. Tymczasem, Urząd Regulacji Energetyki już teraz ostrzega przed tzw. luką generacyjną. Zjawisko to wynika z niedostatku mocy zainstalowanych w systemie. Polskę czeka bowiem szereg wyłączeń mocy węglowych - z sytemu znikną zatem emisyjne, ale stabilne jednostki. Lukę można zasklepić importem (co jednak również ma przełożenie na ceny energii, gdyż jest ona najdroższa, kiedy jest jej najmniej na rynku), jednakże, biorąc pod uwagę redukowanie stabilnych mocy np. w Niemczech, które są rezerwuarem energetycznym dla Polski, to opcja ta może być wkrótce problematyczna. W najczarniejszym scenariuszu luka może doprowadzić do ograniczeń podaży mocy (czyli np. do wprowadzenia stopni zasilania) lub nawet do zaburzeń pracy systemu.

Taka sytuacja przekłada się bezpośrednio na kondycję przemysłu. „Wysokie ceny prądu zabijają polskie firmy. Na przykład dzisiaj produkcja aluminium w Polsce jest całkowicie nieopłacalna, bo koszt energii jest za wysoki, a stanowi prawie 50 proc. kosztu produkcji tony aluminium. Polskie huty stoją, a my sprowadzamy aluminium z Rosji" - mówił w wywiadzie dla Wprost Michał Sołowow, potentat przemysłowy i jeden z najbogatszych Polaków. Jego diagnoza jest słuszna - problemy przestarzałej energetyki stają się kulą u nogi dla gospodarki. Polski przemysł już w zeszłym roku apelował do szefa rządu wskazując, że Polska jest krajem „w którym koszty energii ponoszone przez przedsiębiorstwa z przemysłów energochłonnych są najwyższe wśród tradycyjnie uprzemysłowionych krajów Europy".

Atomowy deus ex machina

Receptą na dużą część trudności, w jakich znalazła się polska energetyka mógłby być atom. Niestety, pomimo dekad starań, Polska wciąż nie posiada ani jednej działającej elektrowni jądrowej, co czyni ją wyjątkiem na mapie Europy Środkowej.

Polski projekt jądrowy to opowieść o pięćdziesięciu latach starań o budowę sektora atomowego, które - jak na razie - nie przyniosły rezultatu. O ile zamrożenie rozpoczętej w czasach PRL budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu można tłumaczyć strachem wywołanym katastrofą w Czarnobylu oraz perturbacjami polityczno-ekonomicznymi związanymi z transformacją ustrojową, o tyle fiasko późniejszego podejścia do atomu trudniej usprawiedliwić. Tymczasem, gdyby rządy PO-PSL na poważnie podeszły do realizacji tego przedsięwzięcia, to dziś zamieszanie na rynku uprawnień do emisji byłoby dla Polski nieco mniejszym problemem - nad Wisłą mógłby bowiem działać już przynajmniej jeden blok jądrowy, a uruchomienie pierwszej takiej jednostki znacząco usprawniłoby budowę kolejnych. Trudno również wyjaśnić, dlaczego sześć lat rządów Zjednoczonej Prawicy - tak mocno akcentującej rozwój energetyki jądrowej w swoich planach - przyniosło na razie jedynie nieoficjalne lub dość wątłe wskazania dotyczące tego, czy atom w Polsce faktycznie powstanie. Wciąż brakuje wyboru partnera technologicznego oraz modelu finansowania, co sprawia, że przewidywany termin oddania do użytku pierwszego polskiego reaktora energetycznego (2033 rok) stał się praktycznie nierealny.

Tymczasem to właśnie wpięcie bloku jądrowego do systemu ma być - według Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku - momentem przyspieszenia redukcji emisji oraz obniżek cen energii elektrycznej.

Atom za miedzą

Patrząc na tę sytuację trudno się dziwić, że działający w Polsce przemysł może zacząć rozglądać się za nowymi lokalizacjami, gdzie ceny energii są niższe - m. in. ze względu na duży udział energetyki jądrowej. Takich miejsc na mapie Europy Środkowej nie brakuje. Wystarczy rzucić okiem na południowych sąsiadów Polski: Czechy i Słowację. Rząd w Pradze pracuje już nad planem wyjścia z produkcji energii elektrycznej z węgla (wstępnie rozważane daty to lata 2033-2038) oraz rozbudowuje park jednostek jądrowych (szykując się do zwiększenia mocy zainstalowanej w elektrowni Dukovany). Z kolei Słowacja zamierza przestać spalać węgiel już w roku 2023. Wtedy też energetyka tego kraju będzie oparta praktycznie wyłącznie na źródłach jądrowych (m. in. na rozbudowywanej obecnie elektrowni Mochovce) oraz odnawialnych. Innymi słowy mówiąc, w niedługiej perspektywie Czesi i Słowacy będą mogli przestać troszczyć się o zawirowania na rynku uprawnień do emisji, gdyż ich sektory energetyczne będą w dużej mierze zdekarbonizowane.

Na tym tle problemy energetyczne Polski wydają się być jeszcze poważniejsze, a brak energetyki jądrowej - bardziej dotkliwy. Oczywiście do pewnego stopnia można redukować te braki źródłami odnawialnymi czy gazem, jednak technologie te nie dadzą tak głębokiej dekarbonizacji, jak atom, którym będą kusić np. sąsiedzi z południa. Jak się okazuje, cena za zaniedbania na polu transformacji energetycznej może być znacznie wyższa niż sądzono.

  • atom
Reklama

Komentarze (4)

  1. rmarcin555

    Rząd PO-PSL nie rządzi od ponad 6 lat. Sugeruje zmodyfikować tezy. Ludzie w Polsce atomem zachwyceni nie są nawet dzisiaj. Dodatkowo Polska nie ma pieniędzy na budowę. elektrowni atomowej. Są ważniejsze inwestycje, np. wymiana dekoderów telewizji Ministerstwa Prawdy.

  2. SPECJALISTA

    To jednak ciekawy temat że rządzący z prawa i lewa nic nie zrobili przez 20 lat aby powstała u nas elektrownia atomowa. A wystarczy spojrzeć na Słowację która uruchomiła niedawno 3 bloki i 80% energii czystej pochodzi z atomu. U nas mimo przyjęcia pakietu Polska 2040 nic się nie dzieje, przecież w 2020 r. miała powstać 1 elektrownia atomowa. Mam pytanie do rządzących jak w takim razie ma się uchwalony dokument "Polityka energetyczna Polski do 2040" do opisanych powyżej problemów, chyba ten dokument jest tylko na papierze! PEP 2040 zakłada budowę elektrowni jądrowej do 2033 r., kolejnych bloków 6 bloków co 2 lata. Najlepiej jednak przerzucić rosnące koszty energii na każdego Polaka i liczyć że udźwigną ten ciężar. Wiele osób kosztów tej transformacji nie udźwignie szczególnie starszych i ubogich.

  3. SPECJALISTA

    To jednak ciekawy temat że rządzący z prawa i lewa nic nie zrobili przez 20 lat aby powstała u nas elektrownia atomowa. A wystarczy spojrzeć na Słowację która uruchomiła niedawno 3 bloki i 80% energii czystej pochodzi z atomu. U nas mimo przyjęcia pakietu Polska 2040 nic się nie dzieje, przecież w 2020 r. miała powstać 1 elektrownia atomowa. Mam pytanie do rządzących jak w takim razie ma się uchwalony dokument "Polityka energetyczna Polski do 2040" do opisanych powyżej problemów, chyba ten dokument jest tylko na papierze! PEP 2040 zakłada budowę elektrowni jądrowej do 2033 r., kolejnych bloków 6 bloków co 2 lata. Najlepiej jednak przerzucić rosnące koszty energii na każdego Polaka i liczyć że udźwigną ten ciężar. Wiele osób kosztów tej transformacji nie udźwignie szczególnie starszych i ubogich.

  4. krzys

    Panie Jakubie, po raz któryś zachwyca się Pan Słowacją, tam nie ma tak różowo. Co prawda oddają coś w Mochovcach, ale szykuje im się wygaszanie Bohunic, nowego chyba nie planują nic. Mają sporo wodnych, bo mają warunki do tego, ale tam już nie podniosą mocy. Natomiast cieszę się, że pisze Pan takie artykuły. Trzeba mieć świadomość tego, że tania i stabilna energia to podstawa rozwoju własnego przemysłu. Niestety, zaniedbania PO-PSL, a później PiS, są tu karygodne. Bylibyśmy w zupełnie innym miejscu, gdyby już oddawano pierwsze atomowe bloki u nas. A niestety, nawet ten 2033 zaczyna być dyskusyjny. Nooo, chyba że Koreańczycy zrobią to swoim tempem, a PiS w końcu ruszy z miejsca.

Reklama