Reklama

Atom

Rosjanie budują potęgę na globalnym rynku energetyki atomowej [ANALIZA]

Elektrownia atomowa w Kalininie. Fot. Rosatom
Elektrownia atomowa w Kalininie. Fot. Rosatom

Rosja Władimira Putina, podobnie jak za czasów Chruszczowa, przeżywa odrodzenie energetyki atomowej nie tylko w granicach kraju, ale również poza nim. Moskwa stoi przed realną szansą przejęcia dużej części tego rynku czy jest to kolejna propagandowa blaga Kremla?

Kręta ścieżka

Losy powstawania i wzrostu znaczenia energetyki atomowej Rosji wiążą się nierozerwalnie z historią Związku Radzieckiego. Autarkiczny system rządów, zapoczątkowany niedługo po pierwszej wojnie światowej przez Stalina miał zagwarantować niezależność gospodarczą od reszty świata. I przez długie dziesięciolecia, z nieznacznie zmiennym powodzeniem, to się udawało. W pewnym momencie zaczęło się jednak okazywać, że opieranie siły gospodarczej kraju wyłącznie na zużywaniu posiadanych zasobów naturalnych, to za mało wobec dynamicznie rozwijającego się Zachodu.

Wtedy też, po zakończeniu drugiej wojny światowej rozpoczął się wieloletni wyścig zbrojeń. Stany Zjednoczone po jednej stronie, Związek Radziecki po drugiej utrzymywały się nawzajem w nuklearnym szachu, co rusz powodując napięcia i elektryzując światową opinię publiczną pogłoskami o nadchodzącej zagładzie. Następstwa przybrały jednak zupełnie inny wymiar – przede wszystkim dla nowej metody pozyskiwania energii – rozszczepienia jądrowego. Energię elektryczną po raz pierwszy wytworzył reaktor jądrowy włączony do systemu w Idaho 20 grudnia 1951 r. 2 lata później amerykański prezydent Dwight Eisenhower wygłosił przemówienie „Atoms for Peace” w ONZ, podkreślając potrzebę szybkiego rozwijania „pokojowego” wykorzystania energii atomowej. Swoje badania na przełomie lat 40. i 50. rozpoczęli również sowieccy inżynierowie. I tak zimnowojenny wyścig przestał być tylko pogonią za zwiększaniem potencjału zbrojeniowego, ale też wstępem do rozkwitu atomu w zwaśnionych blokach. Kreml postanowił tę okazję wykorzystać i tak właśnie starano się budować potęgę Związku Radzieckiego m.in. na fundamentach energii nuklearnej.

Atomowa koniunktura

Swoją przygodę z energią jądrową konglomerat państw socjalistycznych rozpoczyna od elektrowni w Obnińsku – tzw. „mieście nauki” zlokalizowanym ok. 100 km od Moskwy. To tam 26 czerwca 1954 r. włączony został do systemu pierwszy (feralny technologicznie jak się finalnie okazało) lekkowodny, wrzący reaktor RBMK. I choć kolejny blok powstał dopiero 10 lat po pierwszym, to od połowy lat 60. było już górki. W latach 1967-1986 na terenie ZSRR powstało 25 nowych reaktorów. Tak rozkręcała się ta machina, a naukowcy z Instytutu Kurczatowa – którego imię pochodziło od twórcy reaktora RBMK, czołowego sowieckiego fizyka jądrowego, Igora Kurczatowa – już pracowali nad kolejnymi nowinkami technologicznymi.

Peany na cześć radzieckiej myśli technicznej regularnie wypisywała w swoich biuletynach IAEA. W artykule opublikowanym w 1982 r. mogliśmy np. przeczytać, że „zarówno osiągnięte wyniki, jak i plany dla dalszego rozwoju energetyki jądrowej w ZSRR (…) są imponujące”. Na początku lat 80. sowieci rysowali ambitne zamiary rozwoju w tej dziedzinie. Do końca dekady łączna zainstalowana moc we wszystkich republikach miała sięgać 100 GW – ponad 60 GW więcej niż 10 lat wcześniej. W 1985 r. atom odpowiadał za 10% rosyjskiego zapotrzebowania. I przypuszczalnie dążenia te udałoby się zrealizować, gdyby nie pewien słynny wypadek… 

Klątwa Czarnobyla

Sobota, 26 kwietnia 1986 r., godzina 1:23:40 czasu wschodnioeuropejskiego, sterownia reaktora nr 4 Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Leonid Toptunow, młody 25-letni inżynier rozpoczyna test bezpieczeństwa, a w efekcie urządzenie eksploduje. Dokładnie w tej chwili dochodzi do incydentu, który będzie zdarzeniem epokowym nie tylko dla dziejów Związku Radzieckiego – co wielokrotnie potwierdzał w swoich późniejszych wypowiedziach ówczesny Sekretarz Generalny KC KZPR, Michaił Gorbaczow – ale przede wszystkim punktem zwrotnym dla rozwoju energetyki w bloku wschodnim, a potem w Rosji.

Po katastrofie, rosyjska energetyka atomowa zdecydowanie wyhamowała. Od tej chwili system, który opierał się w przeważającej mierze na tym zasilaniu wygasił cztery reaktory, a z dwudziestu planowanych zrezygnowano. Przez kolejną dekadę przyłączył tylko jeden blok, w elektrowni smoleńskiej. Przyczyną takie obrotu spraw był zdecydowany sprzeciw społeczny, którym na przełomie lat 80. i 90. politycy rosyjscy zaczęli się przejmować. Dodatkowym utrudnieniem dla przemysłu atomowego stała się pierestrojka. W rezultacie przemian ustrojowych obcięto wszelkie fundusze na badania naukowe nad energią jądrową oraz programy rozwoju tej dziedziny. Przyszłość atomu, w osłabionej rozpadem Związku Radzieckiego Rosji, nie rysowała się w kolorowych barwach. Do czasu aż władzę w kraju objął Władimir Putin.

Wielkie aspiracje

W okresie istnienia ZSRR organem odpowiedzialnym za politykę w zakresie energetyki jądrowej było Ministerstwo Budowy Średnich Maszyn. Po upadku bloku socjalistycznego przechodziło różne zmiany instytucjonalne, a finalnie od listopada 2007 r. instytucja została przekształcona w rosyjski koncern państwowy Rosatom. Władimir Putin jako ówczesny prezydent Rosji, chcąc realizować własną wizję polityki energetycznej podporządkował sobie tego kolosa (360 spółek zależnych) i nadal ma zasadniczy wpływ na kierunki działania tej organizacji. Służąc mu jako narzędzie do budowy pozycji Rosji na arenie międzynarodowej napompował Rosatom do niespotykanych wcześniej rozmiarów wyposażając spółkę w różne instrumenty i zaufanych ludzi, takich jak wieloletni prezes koncernu i były premier Rosji, Siergiej Kirijenko.

Putin, jeszcze jako premier powiedział w 2010 r. „przedstawiliśmy dość ambitne plany: podniesienie udziału energetyki jądrowej w ogólnym bilansie kraju z 16% do 20-30%. Rozwój energetyki jądrowej to bezpośredni zysk pod względem kosztów surowców energetycznych, oszczędzania węglowodorów i ekologii.” Pomimo kryzysu, który dotknął w tamtym czasie również gospodarkę rosyjską, z budżetu federalnego przeznaczono 68 mld rubli (ok. 2,3 mld USD) na budowę elektrowni jądrowych. W sumie w ramach programu inwestycyjnego koncernu Rosenergo-Atom planowane jest dofinansowanie w wysokości 175 mld rubli (ok. 5,8 mld USD).

„Musimy wzmocnić nasze pozycje w dziedzinie pokojowej energii jądrowej. To są unikalne technologie” – kontynuował Władimir Putin. Według niego Rosja jest w stanie zająć co najmniej 25% rynku światowego na budowę i eksploatację elektrowni jądrowych. „Musimy aktywnie oferować nie tylko budowę bloków, ale także ich utrzymanie, dostawę i utylizację paliwa. Ponadto mamy dobre praktyki. Już teraz Rosatom posiada 40% światowego rynku usług wzbogacania uranu i 17% rynku dostaw paliwa jądrowego dla elektrowni jądrowych”.

Do dziś nie udało się zrealizować tych dalekosiężnych planów, chociaż niektóre parametry zostały nieznacznie poprawione. Według badań Institute for Security Studies Federacja Rosyjska odpowiada dziś za 7% światowej produkcji uranu, 20% konwersji i 45% wzbogacenia paliwa jądrowego, a także 25% budowy elektrowni jądrowych na świecie. Rosjanie deklarują jednak rozszerzanie swoich wpływów na arenie międzynarodowej przy pomocy pokojowego atomu, z kontraktami wartymi 133 miliardy dolarów (ok. 8% rocznego PKB) i planami budowy 50 siłowni jądrowych w 19 krajach, co stanowi więcej, niż wszystkie inne tego typu projektu razem wzięte. Rosatom dzięki zdominowaniu wewnętrznemu odcinka, którym się zajmuje, może swobodnie działać na rynku międzynarodowym i zawierać kolejne kontrakty biznesowe. W końcu przecież sektor przemysłu energetyki atomowej w Rosji gwarantuje zatrudnienie dla przeszło 250 tys. ludzi.

Nie tylko ropa i gaz

Coraz częściej pojawiające się sygnały o możliwości porzucenia realizacji sztandarowego projektu Gazpromu Nord Stream 2, spadające ceny coraz bardziej dostępnego w świecie gazu czy spadki na rynku ropy naftowej uderzające bezpośrednio w budżet państwa powodują, że Rosjanie muszą na poważnie rozważyć poszukiwanie dodatkowych źródeł dochodów w innych segmentach przemysłu energetycznego.

Rozwiązaniem może być przemysł atomowy. W ostatnich latach Rosatom wyeksportował za granicę ponad 30 elektrowni zlokalizowanych w 12 różnych krajach. Rosja wykorzystuje je jako sposób zacieśniania więzi z innymi rynkami wschodzącymi bez tradycji w dziedzinie pokojowego atomu oraz z krajami BRICS. Reaktory, które zostały zaprojektowane i zbudowane przez inżynierów spółki powstały w Indiach, Iranie i Chinach. Obecnie poza Azją Rosatom podpisał umowy na budowę reaktorów na Białorusi, na Węgrzech – po dwa w każdym kraju, w Egipcie, Turcji – po cztery i jeden Finlandii. W Chinach spółka weźmie udział w budowie czterech reaktorów, ale niewielka kwota kontraktu wskazuje, że rosyjska korporacja państwowa odgrywa tam jedynie skromną rolę.

Elektrownia ostrowiecka na Białorusi, której datę oficjalnego otwarcia ogłosił ostatnio borykający się z wewnętrznymi problemami Aleksandr Łukaszenka ruszy 8 listopada, w Dzień Rewolucji Październikowej. Ta projektowana, budowana i finansowana przez Rosatom instalacja, według białoruskiego reżimu ma zapewnić bezpieczeństwo energetyczne państwa od dostaw gazu z Rosji, a także być może zagwarantować dodatkowe przychody z tytułu sprzedaży nadwyżki wyprodukowanej energii na Litwę i do Polski. Wydaje się jednak, że ten oprotestowany przez zachodnich sąsiadów Białorusi projekt ma niewielkie szanse na takie powodzenie.

Rosyjska ekspansja dosięgnęła też wspomnianej Turcji. Planowana EJ Akkuyu ma zostać zrealizowana w ramach modele BPE – Budowa, Posiadanie, Eksploatowanie. Został on wybrany głównie ze względu na trudności finansowe strony tureckiej. Władze republiki mają ambicje w dziedzinie energetyki jądrowej (tureckie plany budowy nowych elektrowni jądrowych są najbardziej ambitne na Bliskim Wschodzie), ale nie mają wystarczających środków na realizację takich projektów. Strona rosyjska złożyła Ankarze ofertę pozwalającą na przeniesienie sfinansowania inicjatywy na rzecz Federacji Rosyjskiej, przy jednoczesnym zapewnieniu wzajemnej współpracy. Spółka celowa powołana przez oba państwa ma po oddaniu jej do użytku zająć się eksploatacją. 100% udziałów ma się znaleźć w rękach rosyjskich i być sukcesywnie odsprzedawane Republice Turcji, przy zachowaniu pakietu kontrolnego (51% akcji) przez Moskwę. Inwestycja, której realizacja ma zagwarantować tani prąd dla Turcji oraz zyski dla rosyjskiego budżetu co rusz napotyka na różne kłopoty – rozbieżności handlowe pomiędzy stronami, zmienne relacje i ich polityczne tło czy protesty organizacji zielonych. Pikanterii w kontekście geopolitycznym do sprawy dodaje fakt, że w niewielkiej odległości od powstającej elektrowni znajduje się prorosyjski Cypr, który równocześnie od lat znajduje się w sporze w Ankarą, a instalacja w Akkuyu tamtejszemu rządowi bardzo się nie podoba. W przestrzeni publicznej pojawiają się również informacje, że ten sam model realizacji inwestycji może zostać zastosowany również w krajach afrykańskich, z którymi rozmowy prowadzi Rosatom – Ghanie czy Nigerii.

Działalność Rosji w sektorze jądrowym to nie tylko „tanie reaktory” (zakłady produkcyjne już na starcie oferują 20 – 50 procent niższe ceny niż u ich zachodnich odpowiedników, a Moskwa obiecuje „pełne wsparcie” dla projektów podejmowanych przez Rosatom). Swoją pozycje moskale próbują też budować na rynku handlu paliwem uranowym. Spółka zależna Rosatomu – TENEX – dostarcza produkty jądrowego cyklu paliwowego. Wielkość portfela zamówień eksportowych złożonych do 2030 r. sięga 20 mld USD., a udział w rynku globalnym rośnie. Spółka TENEX odpowiada za dostawy paliwa dla znacznej części zachodnich elektrowni atomowych. Chichot historii stanowi fakt, że co dziesiąta przysłowiowa żarówka w amerykańskim domu zapalana jest dzięki zużyciu rosyjskiego uranu. Na tym jednak nie koniec, ponieważ Rosjanie rozpychają się łokciami również w światowym przemyśle nuklearnym. Swoje aktywa posiadają w spółkach w Czechach (Skoda JS), na Węgrzech (Ganz Energetika EEM), a nawet w Japonii (Power Machines Toshiba).

Atom poza lądem

Na stronie internetowej Rosatomu możemy przeczytać, że posiada on jedyną w świecie flotę lodołamaczy zasilanych rozszczepieniem jądrowym. Lodołamacze o napędzie atomowym zostały skonstruowane przez Związek Radziecki, a kolejne budowane były przez Rosję, głównie w celu ułatwienia żeglugi morskiej szlakiem północnym na zamarzniętych arktycznych drogach wodnych na północ od Syberii. Często ice-breakery wykorzystywane są przez sektor gazowy do przewozu dużych ilości LNG pomiędzy dalekimi odległościami np. w korzystnych warunkach letnich podróż do chińskiego odbiorcy w porcie Tangshan mogłaby zostać skrócona nawet niemal o połowę – z 36 do 20 dni. Coraz cieńsza warstwa lodu spowodowana jego topnieniem wpływa na większe możliwości przemieszczania się obszarami wcześniej niedostępnymi.

W swoim portfolio od maja bieżącego roku Rosatom posiada również wisienkę – pływającą elektrownię atomową. Nie jest ona co prawda pierwszą taką siłownią w historii (w latach 1968 – 76 wokół Kanału Panamskiego pływała 10-megawatowa jednostka amerykańska), ale może za to mieć istotny wkład zaspokojenie potrzeb rozwoju państwa rosyjskiego. Akademik Łomonosow, bo tak nazywa się to seryjnie produkowane cacko Rosatomu ma z jednej strony dostarczać energię dla trudno dostępnych, północnych terenów Federacji Rosyjskiej. Z drugiej będzie zasilać realizację znaczących projektów infrastrukturalnych oraz wydobycie gazu lub ropy w ramach programu ożywienia społeczno-ekonomicznego północy Rosji. Ambitne plany na najbliższe 15 lat zostały zarysowane w dokumencie dotyczącym Arktyki, podpisanym 6 marca 2020 r. przez Władimira Putina.

Bujda na resorach?

Deklaracje deklaracjami, ale jak wskazują najnowsze wyniki raportu niezależnej grupy ekologicznej Ekozaszczita, Rosatom niekoniecznie podaje pełną prawdę na temat własnych rezultatów. Działacze organizacji, oficjalnie uznawani są przez Kreml za zagranicznych agentów, działają na rzecz środowiska. Ekozaszczita to jedna z najstarszych organizacji ekologicznych założonych w czasach radzieckich. W okresie ostatnich 30 lat jej eksperci zgromadzili duże doświadczenie w ocenie aspektów środowiskowych i ekonomicznych energetyki jądrowej, np. byli pierwszymi, którzy zbadali rosyjskie kredyty eksportowe dla energetyki jądrowej. Organizacja była również pierwszą w Rosji, która opublikowała raporty dotyczące incydentów podczas wysyłek elementów do elektrowni atomowych oraz importu odpadów w celu ponownego wzbogacenia uranu.

Według raportu Rosatomu z 2018 r. budowa elektrowni atomowych w innych krajach pochłonęła kwotę, za którą można zbudować maksymalnie 18 bloków energetycznych, czyli zdecydowanie mniej, niż deklarują. Zgodnie z opinią rosyjskich ekologów „ekspansja zagraniczna Rosatomu ma znaczenie bardziej polityczne niż gospodarcze: Rosja zwiększa swoje wpływy w innych krajach, ale ze względu na wysokie koszty i ryzyko inwestycyjne muszą za to płacić rosyjscy podatnicy – mało prawdopodobne, a na pewno rzadkie jest, aby inwestorzy zewnętrzni sami byli w stanie sfinansować takie projekty. W 2019 roku oprócz pożyczek rządowych i środków z krajowego funduszu socjalnego (przeznaczonego na budowę elektrowni atomowej w Finlandii), przyciągnięto również środki z Sbierbanku Rosji, którego większościowy pakiet udziałów posiada Centralny Bank Rosji.”

Wyścig 2.0

Po konsekwentnym i stałym dla polityki kolejnych prezydentów USA braku zainteresowania rozwoju programu energetyki jądrowej przyszedł czas na zdecydowany zwrot. Pomimo, że największym producentem energii z atomu w świecie są Stany Zjednoczone, to w ostatnich latach ten sektor przeżywał kryzys – 1 nowy reaktor i 17 zamkniętych od 1996 r. Jednak aktualnie obydwaj kandydaci ubiegający się o najwyższy urząd w państwie – Donald Trump i Joe Biden – którzy mają zarazem ponad 95% poparcia amerykańskiego społeczeństwa, opowiadają się za wsparciem dla atomu. Kontestująca przez dekady energię jądrową Partia Demokratyczna postanowiła wprowadzić do swojego programu politycznego postulaty pronuklearne. Klimatyczny plan Bidena ma opiewać na 2 bln dolarów i w jego ramach przewiduje się nie tylko inwestycje w OZE, ale też w „małe modułowe reaktory jądrowe za połowę kosztów budowy dzisiejszych reaktorów”. Dłużny we wspieraniu polityki proatomowej nie pozostaje Donald Trump i przedstawiciele jego administracji. Sekretarza Energii w rządzie prezydenta Dan Bruyette w ubiegłym roku powiedział, że „upadek bazy przemysłowej Stanów Zjednoczonych w cyklu paliwowym w ostatnich dziesięcioleciach zagroził naszym interesom narodowym i bezpieczeństwu narodowemu. (…) Dlatego niezwykle ważne jest podjęcie konkretnych kroków w celu zachowania i rozwoju energii jądrowej w USA. Administracja Trumpa jest zaangażowana w przywrócenie naszej konkurencyjności na globalnym rynku i pozycji światowego lidera w dziedzinie energetyki jądrowej”.

Istotną konkurencją na rynku światowym dla Rosjan może stać się też Chińska Republika Ludowa. Udział atomu w bilansie energetycznym wzrósł przez dwie ostatnie dekady pięciokrotnie. W latach 90. powstało 9 reaktorów, w kolejnym dziesięcioleciu było to 10 sztuk, a w ubiegającej dekadzie – 37. Niektóre oficjalne prognozy sprzed Fukushimy mówiły, że Chiny do 2050 roku mogą mieć 400 lub więcej elektrowni jądrowych, ale finalnie zostały obniżone o połowę. I niezależnie od tego, że dynamika powstawania nowych bloków widocznie by spadła, to nadal zakładana liczba byłaby wyższa ponad dwukrotnie, niż obecny wynik liderujących w tym zakresie Stanów Zjednoczonych.

Wzrost liczby państw z uwagą spoglądających w kierunku atomu będzie nastręczał Rosjanom problemów. Sentymenty wobec energii jądrowej, które objawiają się coraz częściej wśród polityków świata powodują, że do tego peletonu dołączają kolejni. Wyścig, w którym rywale będą próbowali wyrwać sobie symboliczną „żółtą koszulkę” wkracza w decydującą fazę. Na starcie ustawili się Amerykanie – liderzy wytwarzania energii atomowej, Chińczycy – nr 1 wśród państw budujących elektrownie na własne potrzeby i Rosjanie – rekordziści w zakresie eksportu technologii jądrowych. Pozostaje tylko obserwować, jak poradzą sobie w nadchodzących latach.

Piotr J. Gładysz

Reklama
Reklama

Komentarze