Analizy i komentarze
Polski atom – skończyły się żarty, zaczęły się schody i… opóźnienia? [ANALIZA]
Przed polskim projektem jądrowym w ciągu ostatnich tygodni spiętrzyły się spore problemy. Jednakże nie wynika to z jakiejś nadzwyczajnej zmiany okoliczności czy podejścia do atomu – po prostu nadszedł czas na podjęcie trudnych decyzji, z którymi przez lata zwlekano. Według informacji Energetyka24 projekt już teraz jest opóźniony o ok. 2 lata, ale zaprzecza temu inwestor.
W ubiegłym tygodniu polską energetyczną debatę publiczną zelektryzowały komentarze dotyczące projektu jądrowego – a konkretnie wypowiedzi Grzegorza Onichimowskiego, eksperta Instytutu Obywatelskiego, wywiad udzielony przez senatora Stanisława Gawłowskiego oraz informacje na temat podejścia do atomu pomorskiego marszałka Mieczysława Struka. Onichimowski zasygnalizował, że nowy polski rząd będzie negocjował z Amerykanami, czyli partnerami przy budowie pierwszej jądrówki, zwiększenie zaangażowania kapitałowego po stronie USA. Gawłowski oznajmił, że cel uruchomienia tej elektrowni w roku 2033 jest nierealny. Z kolei Struk spotkał się z zarzutami o nieprzychylny stosunek do atomu. Wszystkie te informacje sprzęgły się w czasie i wywołały szereg pytań o kontynuację projektu jądrowego. Warto zatem odpowiedzieć na najważniejsze z nich.
Skąd przychodzimy?
Rozważania o polskim atomie dobrze zacząć od podsumowania osiągnięć na tym polu. Dorobek ośmiu lat rządów PiS w zakresie energetyki jądrowej sprowadza się przede wszystkim do rozwoju pierwszego projektu elektrowni, która ma powstać w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino. Przedsięwzięcie to ma już wybranego partnera technologicznego, czyli amerykańską spółkę Westinghouse, która chce budować jednostkę razem z firmą Bechtel, co potwierdziła uchwała Rady Ministrów. Dla pierwszej elektrowni wydano już decyzję zasadniczą, decyzję środowiskową i decyzję o ustaleniu lokalizacji; zawarto także umowę projektową na przygotowanie projektu koncepcyjnego i realizacyjnego. Przedsięwzięcie skonsultowano także transgranicznie w oparciu o konwencję z Espoo. Czy to dużo? Przez osiem lat swobodnie można było zrobić znacznie, znacznie więcej. Szczególnie niezrozumiały jest impas, w jakim projekt znajdował się za czasów funkcjonowania Ministerstwa Energii z Krzysztofem Tchórzewskim na czele.
Przyspieszenie działań w sprawie atomu rozpoczęło się w 2021 roku, a na dobre rozkręciło w roku ubiegłym. Jednocześnie zmieniono też podejście do partnera technologicznego dla polskiego atomu. Pierwotne ustalenia dotyczące Polskiego Programu Energetyki Jądrowej wskazywały, że wszystkie elektrownie powstające w Polsce będą wyposażone w tę samą technologię. Rząd PiS odszedł jednak od tego pomysłu – otwierając drogę do budowy nawet trzech różnych technologicznie jednostek nad Wisłą. Takie posunięcie miałoby sens w sytuacji, w której elektrownie te byłyby budowane symultanicznie, celem wypełnienia postanowień np. Polityki Energetycznej Polski do 2040 o minimalnym udziale atomu w miksie – równoległa budowa trzech różnych jednostek zmniejszałaby ryzyko opóźnień. Jednakże nie zdecydowano się na takie rozwiązanie. Dlaczego? Najprawdopodobniej górę wzięły względy geopolityczne i chęć zakorzenienia w Polsce różnych silnych partnerów zagranicznych.
Kim jesteśmy?
Podsumowując powyższy akapit: według stanu na listopad 2023 roku, polski atom to w zasadzie jeden napoczęty projekt, którego uruchomienie zaplanowane zostało na 2033 rok. Czy to jeszcze możliwe?
Według informacji, do których dotarła Energetyka24, budowa pierwszej elektrowni już teraz jest opóźniona o ok. 2 lata. Osoby dobrze obeznane z projektem jądrowym wskazały, że realnym terminem uruchomienia tej jednostki jest obecnie rok 2035. To opóźnienie może ulec zwiększeniu – jeśli do końca roku nie zostanie zawarta umowa wykonawcza, przyznająca partnerom technologicznym gwarancje finansowe na zamówienie tzw. long lead items, czyli elementów konstrukcyjnych, na które czeka się dość długo (np. obudowa reaktora, wytwornica pary itp.). Na świecie istnieje niewiele podmiotów, które zajmują się ich produkcją – dlatego często trzeba ustawić się w kolejce po te elementy. A tymczasem zainteresowanie atomem wzrasta – wzrasta więc liczba zamówień takich komponentów oraz czas oczekiwania na long lead items. „Przestaliśmy mówić o roku 2033 w kontekście terminu ambitnego, ale realnego. Teraz nazywamy go terminem nierealnym” – mówi E24 osoba zaznajomiona ze sprawą, która chciałaby pozostać anonimowa.
Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe, będąca inwestorem w projekcie, zaprzecza jednak tym informacjom. P”rojekt budowy elektrowni jądrowej w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino nie jest opóźniony o 2 lata. Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe podtrzymuje obecny, strategiczny harmonogram inwestycji określony w Programie Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ), który zakłada oddanie pierwszego reaktora do użytkowania w 2033 roku. Osiągnięcie kluczowych terminów PPEJ jest dla spółki priorytetem. Jednocześnie jest to istotny element uzgodnień z konsorcjum firm Westinghouse i Bechtel w ramach zawartej umowy na projektowanie, jak i rozmów oraz negocjacji dot. przyszłego kontraktu na budowę elektrowni (…).” – wskazuje spółka PEJ w odpowiedzi na pytania prasowe Energetyka24.
Czytaj też
Warto odwołać się w tym momencie do cytowanego przez PEJ dokumentu Polski Program Energetyki Jądrowej. Stanowi on np., że wydanie decyzji środowiskowej i lokalizacyjnej powinno nastąpić w roku 2022 – nastąpiło jednak w 2023. Wybór technologii zaplanowany był na rok 2021 (nastąpił – za pośrednictwem uchwały Rady Ministrów – pod koniec 2022). W 2022 powinno też nastąpić podpisanie umowy z dostawcą technologii i głównym wykonawcą – zamiast tego podpisano (w 2023 roku) umowę projektową, która jest ważna, ale dotyczy tylko przygotowania projektów pierwszej elektrowni. Umowy wykonawczej na razie nie widać na horyzoncie, a to właśnie ten dokument może otworzyć drogę do zamawiania komponentów.
Według informacji Energetyka24 sprawa zamówień long lead items stała się przedmiotem żywiołowej dyskusji w gronie spółek zaangażowanych w projekt pierwszej polskiej elektrowni jądrowej – pojawiły się głosy, że trzeba te komponenty zamówić jak najszybciej, najlepiej do końca 2023 roku. Sprawę skomentowała po pytaniu prasowym E24 spółka PEJ: „Long Lead Items (LLI) to kluczowe elementy budowanej elektrowni, których zakup jest bardzo kosztowny, więc ich zamówienie zostanie przeprowadzone – podobnie jak to ma miejsce w innych projektach jądrowych na świecie – w odpowiednim momencie prowadzonych prac projektowych po uzgodnieniach merytorycznych między inwestorem, wykonawcą i dostawcą technologii. Polskie Elektrownie Jądrowe planują przystąpić do zamówień LLI w adekwatnym czasie, zgodnym z harmonogramem projektu, a nie pod presją wywieraną z zewnątrz, która może osłabić pozycję negocjacyjną spółki Polskie Elektrownie Jądrowe i doprowadzić do nieefektywnych kosztowo decyzji biznesowych” – odpowiedziała spółka. W odpowiedzi nie zaprzeczono jednak, że takie naciski się pojawiły.
Dokąd zmierzamy?
Patrząc na powyższe sprawy można dojść do wniosku, że problem z atomem polega na tym, iż projekt jądrowy nabrzmiał już do rozmiarów, w których trzeba podjąć konkretne i bardzo poważne decyzje – np. w zakresie modelu finansowego i perspektywy biznesowej. To naprawdę skomplikowane i brzemienne w skutki kroki, które rzutują na ekonomiczno-inżynieryjną całość przedsięwzięcia – tymczasem, jak można się spodziewać, będą nad nimi czuwać zupełnie nowi ludzie, wywodzący się ze środowiska formującego się właśnie rządu koalicyjnego KOLT. Niestety, odchodząca ekipa nie wyjęła takich przedsięwzięć jak atom poza nawias polityczny i partyjny, celem zapewnienia im nieprzerwanej realizacji w razie zmiany władzy.
Taka sytuacja rodzi ryzyko kolejnych opóźnień. Do tego głosy płynące ze strony nowej ekipy wskazują, iż wiele absolutnie fundamentalnych kwestii (np. model finansowy) pozostaje niedomkniętymi. O kształcie mechanizmu, którym ma być finansowana budowa pierwszej polskiej elektrowni jądrowej wiadomo na razie tyle, że był on przedmiotem pierwszych rozmów między polskim rządem i Komisją Europejską.
Jednakże spośród komentarzy ws. polskiego atomu, które pojawiły się w ciągu ostatnich dni najbardziej powinien niepokoić ten, który dotyczył marszałka Struka – chodzi mianowicie o jego nieprzychylność względem pierwszego projektu jądrowego, który stanąć ma w jego województwie. Mieczysław Struk to polityk z długoletnim stażem, który w wyborach parlamentarnych w 1991 kandydował do Sejmu z listy koalicji Polskiej Partii Ekologicznej i Polskiej Partii Zielonych – co może tłumaczyć jego podejście do atomu.
Ten jednak kontrowany jest przez głosy prominentnych polityków koalicji – w wąskim i szerokim rozumieniu słowa. „Budowa elektrowni jądrowej przez Amerykanów niczym się nie różni od rozlokowania tu dodatkowego pułku piechoty morskiej” – mówi jeden z rozmówców E24 z kręgu Koalicji Obywatelskiej. „Potrzebujemy atomu do transformacji energetycznej, po wewnętrznych dyskusjach praktycznie nikt z ugrupowań mających tworzyć nowy rząd tego nie neguje” – wskazuje polityczka z jednej z partii budujących nową koalicję rządzącą.
W sprawie atomu widać mankament, który kładł się cieniem przez lata III RP – chodzi o słabość instytucjonalną i polityczną państwa, objawiającą się w trudnościach z realizacją projektów długoterminowych. Energetyka jądrowa jest nam potrzebna – dlatego warto wykorzystać projekt jądrowy nie tylko do poprawy polskiego miksu energetycznego, ale też skuteczności państwa i jego agend.