Reklama

Analizy i komentarze

Nie, nikt nie zawiesza projektu jądrowego i budowy elektrowni. „Rewelacje” PiS to tylko bezmyślny spin

Autor. Twitter / @MAPGOVPL

Politycy Prawa i Sprawiedliwości postanowili powskakiwać na główkę do basenu. Nie sprawdzili jednak, czy jest tam woda. Biją na trwogę, jakoby likwidacja zespołu od atomu w resorcie klimatu miała doprowadzić do zamknięcia programu budowy elektrowni jądrowej na Pomorzu. Dlatego warto pewne sprawy wyjaśnić. Zaczynając od tego, że nikogo nie zwolniono, a jeśli ktoś śledzi tę tematykę, to wie, że od 1 lipca atomem zajmuje się Ministerstwo Przemysłu. I MKiŚ na tę chwilę nie ma nic do powiedzenia w sprawie energetyki jądrowej.

Od razu trzeba zacząć od tego, że każdy z poniższych cytatów wprowadza w błąd, jest dezinformacją, sianiem zamieszania. Nie ma co owijać w bawełnę: to kłamstwa, nastawione na szybki poklask i wywołanie oburzenia.

„Wygląda to tak, że w zamian za 20 mld na odbudowę po powodzi Ursula von der Leyen, dostanie od Tuska likwidację w Polsce marzeń o własnej energetyce jądrowej” – twierdzi Paweł Lisiecki, były poseł PiS, w serwisie X (daw. Twitter). „Każdy niezależnie od sympatii politycznych, kto rozumie wyzwania, jakie stoją przed Polską, czytając takie kompromitujące państwo decyzje przedstawiciela rządu Donalda Tuska, musi zadać sobie pytanie: czyja ma być Polska?!” – to z kolei poseł tej samej partii Jerzy Polaczek.

„Oni wcale nie chcą budować żadnej elektrowni atomowej, a likwidacja zespołu ds. rozwoju energetyki jądrowej jest tylko dowodem na to, że przestali już się z tym kryć. Chcą, żeby Polska była zależna, słaba i podporządkowana. (…) Zapomnijcie. Tusk i jego ekipa działają w interesie Berlina, a nie Polaków” – bije na alarm Jacek Sasin, w przeszłości m.in. minister aktywów państwowych.

Reklama

MKiŚ znosi zespół ds. atomu, bo już się atomem nie zajmuje

Narrację suflowaną przez polityków (przywołujemy tylko niektóre wpisy) łączą dwie rzeczy: manipulacja i bazowanie na jednej decyzji, która 19 września zapadła w Ministerstwie Klimatu i Środowiska. Decyzją szefowej resortu Pauliny Hennig-Kloski zniesiono Zespół do spraw rozwoju energetyki jądrowej w Polsce.

To gremium powołano do życia w lutym 2023 r. i pewnie do momentu jego likwidacji wiele osób nie zdawało sobie sprawy, że działało. Może dlatego tak chętnie sięgnięto po alarmowanie w tonach, jakby w MKiŚ rozwiązano jakąś specgrupę od zakupów wzbogaconego uranu i tajnych negocjacji, która trzęsła programem jądrowym. Uspokajamy zaniepokojonych: no nie trzęsła.

Reklama

Zespół powstał w czasie, gdy MKiŚ kierowała Anna Moskwa. Służył do wymiany informacji, prowadzenia analiz, tworzenia propozycji dla sektora. Nie była to oddzielna „organizacja” stworzona przy resorcie, nikt nie dostawał wynagrodzenia za branie udziału w jego pracach. Spotkał się kilka razy, wymieniał uwagi korespondencyjnie – klasyka pracy takich zespołów.

W skład zespołu wchodzili: oddelegowany do niego przedstawiciel kierownictwa MKiŚ (wiceminister), szef Departamentu Energii Jądrowej (DEJ) oraz pracownicy tego departamentu (wyznaczeni do niego), a także pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej i przedstawiciele Polskich Elektrowni Jądrowych, Polskiej Grupy Energetycznej, KGHM, Orlen Synthos Green Energy i KGHM. Te spółki łączy jedno: wszystkie były wtedy w jakimś stopniu zainteresowane lub zaangażowane w projekty jądrowe. Likwidacja nie mogła więc nawet przynieść zwolnień: DEJ jest teraz w MP, przedstawicielom spółek nikt przecież pracy nie zabiera.

Reklama

Atom ma się dobrze

Może rozwiązanie zespołu mogłoby budzić oburzenie, gdyby nie inny fakt, który trudno było przeoczyć, jeśli obserwuje się wydarzenia w branży energetycznej. Od 1 lipca tego roku, w związku z nowelizacją tzw. ustawy działowej, w nowym dziale administracji rządowej o nazwie „gospodarka surowcami energetycznymi” znalazły się zadania związane z węglem, ale i paliwami, gazem oraz energetyką jądrową.

Zarządzanie tym działem przypisano natomiast Ministerstwu Przemysłu. Pisaliśmy o tym na łamach Energetyki24 wielokrotnie: od 1 lipca to na Ministerstwie Przemysłu spoczywa odpowiedzialność za atom. Przeniesiono tam już Departament Energii Jądrowej, lada moment ma tam trafić Maciej Bando, wiceminister klimatu i środowiska i jednocześnie pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej – nadzorujący za atom. MKiŚ nie ma w tej chwili kompetencji, żeby zajmować się energetyką jądrową – koniec kropka.

W MKiŚ ten zespół nie miał racji bytu, a MP jeszcze nie podjęło decyzji, czy powoła podobne gremium. Resort Marzeny Czarneckiej może nawet zdecydować, że nie wznowi jego prac – i projektowi budowy elektrowni jądrowej nic się od tego nie stanie.

Politycy ochoczo – acz bezmyślnie – krytykujący zniesienie tego zespołu zapominają jeszcze o jednym. Dopiero co pełnomocnik Bando podpisał dokumenty, które rozpoczynają proces notyfikacji polskiego modelu wsparcia dla elektrowni jądrowej. To jak rząd ma zwijać projekt?

Może cała ta sytuacja była zabawna, gdyby nie to, że ktoś rozkręca awanturę o nic, kiedy południowo-zachodnia Polska wciąż walczy z powodziami. W dodatku tak duże projekty, jakim jest budowa elektrowni jądrowej, lubią pewien rodzaj ciszy wokół siebie. Bo przecież nie zabraknie ludzi, którzy wyciągną błędne wnioski z tej bezmyślnej narracji. Nie mówiąc już o wodzie na młyn dla mniejszych i większych szarlatanów, którzy zaczną zachęcać do inwestowania w coś innego „skoro rząd porzuca atom”. Negatywne skutki takiej nagonki można wyliczać w nieskończoność.

Podsumowując: polskiemu atomowi przez zniesienie jednego zespołu nic nie grozi. Kto twierdzi inaczej, najwyraźniej nie ma na ten temat zielonego pojęcia.

Reklama

Komentarze

    Reklama