Reklama

Analizy i komentarze

Czy Niemcy zablokują polski atom? [KOMENTARZ]

Autor. Twitter / @Anemalon19

Czy Berlin wykorzysta zmianę rządów w Polsce do zablokowania projektu jądrowego? Raczej nie – z wielu względów. Jeśli projekt stanie, to ze względu na decyzję Warszawy.

Reklama

Wyniki wyborów parlamentarnych w Polsce wywołały szereg pytań o przyszłe losy państwa, w tym o losy realizowanych przy jego wsparciu projektów – np. programu jądrowego. Część komentatorów stanęła na stanowisku, że polski atom zostanie pogrzebany. Ma to wynikać ze spodziewanej reorientacji politycznej nowego rządu z proatomowego wektora transatlantyckiego, skupionego na współpracy z USA, na antyatomowy wektor europejski, z dominującą rolą Niemiec. Jednakże sprawa nie jest tak prosta, jak się komentariatowi wydaje.

Reklama

To już nie ta Europa

Po pierwsze, rok 2022 był dla polityki energetycznej Europy prawdziwym gejmczendżerem. Bezpieczeństwo energetyczne, w tym twardym rozumieniu, znów zostało osadzone na piedestale priorytetów politycznych. Okazało się, że liberalizm w podejściu do transgranicznych dostaw energii nie działa – a przynajmniej: nie dostrzega kosztów natury politycznej, które mogą zaburzać rachunek ekonomiczny. Dla przykładu: Niemcy nie dostrzegły (czy raczej udały, że nie dostrzegają) kosztów głębokiego uzależnienia od rosyjskiego gazu, które wzrastało w miarę wygaszania elektrowni jądrowych w RFN. Berlin już teraz zapłacił za to ogromną cenę; a koszty tych błędnych decyzji są dalej naliczane. Na tej kanwie szereg państw Unii Europejskiej zwrócił się ku energetyce jądrowej, w której widzi się obecnie filar budowy niezależności energetycznej. Antyatomowa do niedawna Szwecja odeszła od swojej polityki i zapowiedziała budowę nowych reaktorów; podobnie zrobiła Francja, która w czasach pierwszej kadencji prezydenta Macrona deklarowała redukcję udziału energetyki jądrowej w miksie. Włochy – które w 1987 roku opowiedziały się za zaprzestaniem korzystania z atomu – teraz zamierzają budować elektrownie jądrowe, padają już propozycje lokalizacji. Nawet w skrajnie antyjądrowej Danii zaczynają się debaty o tym, czy atom nie powinien znaleźć się w polityce energetycznej. Energetyka jądrowa jest obecnie w europejskim głównym nurcie politycznym.

Reklama

To już nie te Niemcy

Po drugie, przemiany na poziomie Europejskim nie ominęły Niemiec, gdzie zdecydowana większość społeczeństwa jest już proatomowa, a obecne na scenie politycznej ugrupowania antyjądrowe znalazły się w mniejszości. Energetyki jądrowej chcą dwie najsliniejsze partie: chadecy z CDU/CSU oraz skrajnie prawicowa AfD. Za tą technologią opowiada się również liberalna FDP. Ogranicza to przestrzeń manewru dla antyjądrowych Zielonych (których wyborcy również chcą atomu) oraz socjaldemokratów z SPD. Co więcej, lider niemieckiej opozycji z ramienia CDU, Friedrich Merz, zadeklarował, że przy ewentualnym objęciu władzy jedną z jego trzech pierwszych decyzji będzie wznowienie pracy tych reaktorów jądrowych, które da się zrestartować. Oczywiście można wyobrazić sobie scenariusz, w którym Berlin wskrzesza atom u siebie, ale blokuje go u sąsiadów, pozostając wierny swej dotychczasowej ekspansywnej polityce energetycznej, lecz patrząc na ostatnie zmagania niemiecko-francuskie ws. reformy unijnego rynku energii (które zakończyły się ustępstwami Berlina wobec Paryża na polu atomu) widać, że RFN jest w tej kwestii w defensywie. Warto też podkreślić, że obecny niemiecki rząd federalny jest bardzo słaby – i nijak nie może równać się z siłą ekip, na których czele stała Angela Merkel.

Czytaj też

To już nie ta Rosja

Po trzecie, naczelny powód niemieckiej walki z atomem w Europie – czyli możliwość szerokiego handlu rosyjskim gazem, który miał zastąpić energię jądrową – jest co najmniej w zawieszeniu. Chodzi nie tylko o zniszczenie gazociągów Nord Stream, które gwarantowały Niemcom niską cenę wynikającą z przyjaznego podejścia biznesowego Rosji oraz bezpośredniego przesyłu i dużego wolumenu. Przeciwko powrotowi do business as usual w kwestii rosyjskiego błękitnego paliwa opowiadają się Stany Zjednoczone, które na powrót zaczęły odgrywać istotną rolę w stabilizowaniu sytuacji w Europie. Waszyngton przekonał się, że nadanie Niemcom statusu „szeryfa europejskiego miasteczka” (a tak de facto stało się w 2021 roku na mocy międzyrządowej umowy USA-RFN) nie przyniosło zadowalających rezultatów – więc postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Nie wiadomo, czy Berlin będzie jeszcze w stanie sprowadzać gaz przez magistrale Nord Stream.

To już nie te Stany

Po czwarte, zaangażowanie partnera amerykańskiego do projektu polskiej energetyki jądrowej jest dodatkowym bezpiecznikiem całego przedsięwzięcia. Udział USA ma znaczenie dla atomu w Polsce tak na płaszczyźnie geopolitycznej, jak i w kwestii relacji bilateralnych. Jakkolwiek poddawanie umów zawartych z Amerykanami pewnemu audytowi może być słuszne i korzystne, tak odchodzenie od – już de facto rozpoczętych – projektów jądrowych realizowanych z konsorcjum Westinghouse-Bechtel byłoby trudne do uzasadnienia w obecnej sytuacji. Amerykański atom w Polsce to bowiem dodatkowy gwarant bezpieczeństwa strategicznego.

To ciągle ta sama Polska

Podsumowując, obecne realia polityczne, gospodarcze i energetyczne nie wskazują na to, by polski projekt jądrowy mógł zostać poddany istotnej presji blokującej ze strony Niemiec. Jednakże zagrożenie może przyjść z innej strony – Polskę czekają teraz dwa lata zmagań wyborczych. W najbliższym czasie odbędą się bowiem wybory samorządowe, europejskie i prezydenckie. Nie sposób też wykluczyć możliwych przyspieszonych wyborów parlamentarnych. W takich okolicznościach politycy mogą ulec pokusie, by przekierować środki mające wspierać realizację takich przedsięwzięć jak atom na inne cele, o znacznie szybszej stopie zwrotu. Niestety, rząd PiS nie wykorzystał sprzyjającej atmosfery politycznej, by uczynić projekt jądrowy przedsięwzięciem ponadpartyjnym, co zabezpieczyłoby jego realizację. Nie wiadomo na razie, jakie będą tego konsekwencje – ale warto pamiętać, że atom jest tą technologią, której Polska będzie rozpaczliwie potrzebować, zwłaszcza w latach 30.

Reklama
Reklama

Komentarze