Gaz
Ukraina poza Trójmorzem. Polska polityka wschodnia wypływa na nieznane wody [ANALIZA]
Prymat biznesu (Trójmorze) nad geopolityką (Międzymorze) ma zabezpieczyć doraźne interesy ekonomiczne władz w Warszawie. Może (choć nie musi) odbyć się to kosztem zaspokojenia trosk związanych z bezpieczeństwem. Polska polityka wschodnia wypływa na nieznane wody.
Trójmorze zamiast Międzymorza
Obecne władze Polski zdają sobie sprawę ze słabości idei Międzymorza, która stała się po objęciu przez nie władzy sztandarowym hasłem polskiej polityki zagranicznej.
- Trudno było lansować koncepcję tworzenia środkowoeuropejskiego bloku państw, mającego równoważyć potencjał Niemiec i Rosji, skoro jego łączne PKB było i tak niższe od każdego z tych krajów. W efekcie główny zamysł integracyjny był w zasadzie pozbawiony sensu.
- Jeszcze gorzej wyglądały szanse na jakąkolwiek integrację Międzymorza. Państwa pomiędzy Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym dzieli niemal wszystko, nie licząc trudnej historii w cieniu wielkich potęg. Jakakolwiek koordynacja tych podmiotów jest więc możliwa jedynie na bardzo podstawowym poziomie, o czym świadczą znikome efekty ponad dwóch dekad istnienia najbardziej zaawansowanej formy integracji w regionie tj. Grupy Wyszehradzkiej. Czołowe państwo Międzymorza, Polska, o potencjale porównywalnym do niemieckiego landu Bawaria, nie jest w stanie wziąć na siebie roli integratora i zmienić tego stanu rzeczy.
- Do tych dwóch czynników (braku odpowiedzi, jaki sens ma Międzymorze i jak je zintegrować) należy dodać jeszcze trzeci. Dość szybko w przestrzeni informacyjnej hasło to zostało wykorzystane przez Rosję do toczonej z Zachodem wojny informacyjnej. Ukazywano więc polską koncepcję, jako próbę budowania własnej strefy wpływów i emancypacji od Unii Europejskiej.
Zapewne z tych powodu w kręgach eksperckich zbliżonych do rządu postanowiono przebudować koncepcję Międzymorza na bardziej przystającą do naszych czasów i potrzeb państwa. Tak narodziło się hasło Trójmorza, a więc projektu już nie politycznego, ale gospodarczego, w dodatku zorientowanego na Unię Europejską. Przy jej wsparciu finansowym Europa Środkowa miała się po ćwierć wieku zacząć wyrywać z rosyjskiej strefy wpływów. Trójmorze nabrało bowiem charakteru infrastrukturalnego. Przy czym prym zaczęły w tej inicjatywie odgrywać nie kwestie dróg, czy połączeń kolejowych, ale szeroko rozumiana integracja energetyczna, skutkująca ograniczeniem wpływów gospodarczych Rosji. Jaki będzie wynik działań związanych z Trójmorzem? Czas pokaże, ale już dziś warto zwrócić uwagę na pierwsze, nieoczywiste, skutki tego projektu.
Zobacz także: Rosyjskie pieniądze za umowę gazową? Wraca sprawa kontraktu jamalskiego [KOMENTARZ]
Polsko-ukraiński klincz
Zrezygnowanie z politycznego charakteru Międzymorza na rzecz infrastrukturalnego zamysłu Trójmorza wpłynęło na Ukrainę. Kraj ten pełnił kluczową rolę w pierwszej ze wspomnianych koncepcji, natomiast w drugiej nie znaleziono dla niego miejsca. Nie sądzę by miało się to zmienić z kluczowego powodu – energetyczna kompatybilność Ukrainy z polską wizją Trójmorza (a właściwie polskim interesem narodowym) jest dyskusyjna.
- Kraj nad Dnieprem nie jest zainteresowany importem polskiego węgla. Kwestia modernizacji ukraińskich elektrowni opalanych antracytem tak by mogły korzystać z surowca z Lubelszczyzny, czy Śląska nie doszła do skutku mimo, że ówczesna premier Ewa Kopacz sugerowała, że środki na ten cel będą pochodzić z pożyczki na 100 mln euro, jaką otrzymała od Polski Ukraina na ten cel.
- Nasz kraj nie jest zainteresowany kupnem bloków Chmielnickiej Elektrowni Atomowej na Ukrainie i restytucją połączenia Chmielnicki-Rzeszów. Polsko-ukraińska integracja energetyczna mogłaby zwiększyć import energii do południowej części Rzeczpospolitej i zagrozić rentowności górnictwa.
- Teoretycznie kraj nad Dnieprem stanowi centralny element budowy polskiego hubu gazowego. W praktyce Polska nie jest zainteresowana magazynowaniem swojego gazu na Ukrainie (ze względu na jego niestabilność), a także obawia się wzrostu wydobycia błękitnego paliwa w tym kraju. Mogłoby to bowiem uniemożliwić realizację planów eksportowych związanych z terminalem LNG w Świnoujściu, czy gazociągiem Baltic Pipe.
- Polska nie jest zainteresowana realizacją ropociągu Odessa-Brody-Płock. Polskie firmy paliwowe chcą rozwijać naftoport w Gdańsku i nie wierzą w opłacalność importu surowca przez Ukrainę.
Okazuje się więc, że stanowiące trzon koncepcji Trójmorza kwestie energetyczne, są raczej rozbieżne w zakresie interesów Polski i Ukrainy, mimo, że na poziomie informacyjnym przedstawia się to inaczej. Logiczną konsekwencją tej konstatacji jest niezaproszenie władz w Kijowie do partycypacji w czołowym projekcie polskiej polityki zagranicznej (a właściwie wschodniej). Może to rodzić ciekawe implikacje.
Prymat biznesu (Trójmorze) nad geopolityką (Międzymorze) ma zabezpieczyć doraźne interesy ekonomiczne władz w Warszawie. Może (choć nie musi) odbyć się to kosztem zaspokojenia trosk związanych z bezpieczeństwem. Polska polityka wschodnia wypływa na nieznane wody.
Zobacz także: Nord Stream 2 nie powstanie? 3 kluczowe przeszkody [ANALIZA]
Co dalej?
Realizacja idei Międzymorza jak zaznaczono na początku tekstu była skazana na niepowodzenie. Przekucie jej w Trójmorze wydaje się słuszne. Kontrowersyjne jest jednak zawężenie tej koncepcji do aspektu ekonomicznego. Czy to świadome działanie władz polskich zabezpieczających własne interesy (rozbieżne z ukraińskimi wbrew lansowanym w przestrzeni medialnej tezom)? A może jedynie wypadkowa nacisku Unii Europejskiej, która nie chciała drażnić Rosji kolejnym projektem geopolitycznym wymierzonym w obszary, które Moskwa uważa za własną strefę wpływów? Wszak ekspansja Partnerstwa Wschodniego zakończyła się euromajdanem, a w efekcie aneksją Krymu.
Dziś trudno jeszcze wyrokować, jakie skutki dla Polski przyniesie wyrugowanie Ukrainy z projektu Trójmorza. Czy zabezpieczając własne interesy ekonomiczne sprzedano Kijów? Nie można przecież wykluczyć, że wpływ rozbieżności polsko-ukraińskich interesów energetycznych wpłynie negatywnie na integrację Ukrainy z Unią Europejską. W efekcie skorzysta na tym Rosja utrzymując ten kraj w swojej ekonomicznej strefie wpływów. Być może w przyszłości będzie to rzutować na rozciągnięcie tej zależności w aspekcie politycznym.
A może wręcz przeciwnie – na Ukrainie będziemy mieli do czynienia ze status quo, a Warszawa wyzwoli się z paradygmatu: „należy pomagać Ukraińcom za wszelką cenę”?
Czas pokaże. To co nie ulega wątpliwości to fakt, że polska polityka wschodnia ulega przedefiniowaniu.
Zobacz także: Prawne aspekty Trójmorza