Reklama

OZE

Kluczowy dokument ME odłożony na ostatnią chwilę. Co z negocjacjami klimatycznymi z Brukselą? [ANALIZA]

Fot. Energetyka24
Fot. Energetyka24

Dwa miesiące. W takim czasie wybrany w przetargu wykonawca będzie musiał sporządzić Krajowy plan na rzecz energii i klimatu na lata 2021-2030. Dlaczego Ministerstwo Energii odłożyło przygotowanie dokumentu kluczowego dla polityki energetycznej Polski dosłownie na ostatnią chwilę?

Krajowy plan na rzecz energii i klimatu na lata 2021-2030 jest narzędziem realizacji pakietu zimowego, czyli regulacji (wciąż nieobowiązujących na poziomie ogólnounijnym), które zaprezentowała w listopadzie 2016 roku Komisja Europejska. Ze względu na fakt, iż pakiet zawierał cele wyznaczane dla całej UE, harmonizacja działań poszczególnych krajów członkowskich miała opierać się na przygotowywaniu przez każde państwo właśnie takich planów w zakresie energii i klimatu.

Dokumenty mają opiewać na lata 2021-2030. Po upływie tego okresu następowałaby ich aktualizacja. Pierwsze projekty (tzw. drafty) takich planów mają zostać przedstawione do 1 stycznia 2018 roku, natomiast wersje ostateczne do 1 stycznia 2019 roku.

Tymczasem, ogłoszenie o przetargu zostało zamieszczone na stronie Biuletynu Informacji Publicznej Ministerstwa Energii 5 września (co, swoją drogą, jest charakterystyczne- branża była wtedy zajęta Forum Ekonomicznym w Krynicy). Jako data otwarcia ofert figuruje dzień 12 października 2017 roku. Z kolei ostatecznym terminem jest 13 grudnia 2017 roku. Jak widać, wykonawca będzie miał na sporządzenie planu ledwie dwa miesiące.

Co ciekawe, minister Michał Kurtyka już w marcu sygnalizował, że Polska i inne kraje członkowskie UE mogą mieć problemy z terminowym przygotowaniem planów. Polityk stwierdził, że harmonogram zaproponowany przez Komisję Europejską jest ,,nierealistyczny”. Ponadto, Kurtyka zauważył też, iż brak przyjęcia regulacji, z których wynika konieczność sporządzenia tych dokumentów na poziomie unijnym powoduje sprzeczność z żądaniami KE co do ich przygotowania.

Zobacz także: Herbert Gabryś o pakiecie zimowym

Jednakże, krótki termin dla wykonawców nie jest jedynym budzącym kontrowersje elementem przetargu. Poważne wątpliwości rodzi też dobór kryteriów, którymi będzie kierowało się Ministerstwo Energii przy wyborze najlepszej spośród nadesłanych ofert. W specyfikacji istotnych warunków zamówienia przeczytać można bowiem, że kryteria są tylko dwa: jest to cena (której waga to 60%) oraz liczba zatrudnionych osób niepełnosprawnych (waga 40%).

ME nie określiło w specyfikacji, czy wymaga od oferentów odpowiedniej sytuacji ekonomicznej lub finansowej ani kompetencji lub uprawnień do prowadzenia określonej działalności zawodowej. Sprecyzowano natomiast, że podmioty zainteresowane wzięciem udziału w przetargu powinny wykazać, że w okresie trzech lat przed upływem terminu składania ofert wykonały należycie co najmniej dwie prognozy zapotrzebowania i produkcji paliw oraz energii uwzględniające prognozy w zakresie emisji dwutlenku węgla (każda warta min. 100 tys. złotych). Potencjalni wykonawcy muszą też dysponować co najmniej pięcioma osobami z minimum 3-letnim doświadczeniem w wykonywaniu prognoz w zakresie energetyki (każda osoba musi być autorem minimum trzech prognoz).

Zobacz także: Joanna Maćkowiak-Pandera o pakiecie zimowym

Tak sformułowany przetarg wywołał poruszenie w branży energetycznej. O swoich obawach opowiedział serwisowi Energetyka24 Aleksander Śniegocki, ekspert think-tanku WiseEuropa. ,,Późny moment rozpoczęcia prac nad krajowym planem na rzecz energii i klimatu jest niepokojący. Właśnie teraz ważą się losy zapisów dyrektywy ETS, trwa dyskusja o przyszłym kształcie rynku energii, rozważane są programy wsparcia dla regionów uzależnionych od emisyjnych branż. Bez solidnego przygotowania analitycznego oraz zaangażowania szerokiego grona interesariuszy w prace nad przyszłą polityką energetyczno-klimatyczną Polski, trudno mówić o skutecznej obronie polskich interesów w Brukseli: negocjatorzy nie mają wówczas ani przekonujących argumentów, ani dobrze przemyślanych kompromisowych rozwiązań w zanadrzu, ani wiedzy o faktycznych kosztach i korzyściach z dyskutowanych zmian w unijnych regulacjach” – mówi Śniegocki.

Wszystko wskazuje na to, że na obecną chwilę postawione we wstępie pytanie o powód tak późnego rozpoczęcia prac nad planem pozostanie bez odpowiedzi. Rodzi ono jednak spore obawy o stopień przygotowania władz do trudnych negocjacji związanych z problematycznymi dla władz w Warszawie pakietami legislacyjnymi przygotowanymi przez Komisję Europejską. Chodzi o dyrektywę ETS oraz tzw.pakiet zimowy. W drugim przypadku szczególnie groźny dla polskiej energetyki jest pomysł nałożenia na poszczególne instalacje (a więc np. elektrownie) progu emisyjnego 550g/kWh. Nie będą go spełniać nawet nowe bloki węglowe realizowane w Polsce. Podczas Forum "Pakiet zimowy - strategiczne wyzwanie dla polskiej energetyki" zorganizowanego w maju przez Grupę Defence24 oficjele dyskutujący w formule Chatham House twierdzili, że to zapis będący elementem negocjacji, z którego wyłoni się tradycyjny unijny konsensus. 

Być może takim właśnie podejściem należy tłumaczyć nagłą zmianę narracji ministra Krzysztofa Tchórzewskiego podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy? Polityk poinformował, że po zrealizowaniu bloku energetycznego Ostrołęka C nie będą już w Polsce budowane bloki węglowe. Tymczasem jeszcze na majowym Europejskim Forum Gospodarczym w Katowicach minister energii ostro atakował dekarbonizacyjną politykę Komisji Europejskiej. Mimo, że w kuluarach szeptano, że do stolicy województwa śląskiego wiceszef KE, Marosz Szewczowicz przywiózł propozycję zwiększenia wsparcia finansowego dla Polski w zamian za zgodę na transformację własnej energetyki. Także niedawne wypowiedzi resortu energii na temat kształtu miksu energetycznego mówią o wysokim udziale węgla (minimum 60%) i nie są kompatybilne z deklaracją Tchórzewskiego.

"Ja bym nie chciał, żeby [po Ostrołęce C] były budowane konwencjonalne bloki węglowe".

Minister energii, Krzysztof Tchórzewski

Najprawdopodobniej szef resortu energii podjął grę negocjacyjną w Brukseli związaną m.in. z pakietem zimowym. Nieprzypadkowo oprócz wypowiedzi o "ostatniej elektrowni węglowej" w Krynicy poruszył także kwestię elektrowni jądrowej, która miałaby powstać do 2029 r., a więc przed 2030 r. - datą graniczną, do której Polska musi zredukować 40% emisji CO2 względem 1991 roku. Energetyka nuklearna mogłaby pomóc władzom w Warszawie dotrzymać uzgodnień w tym zakresie pod warunkiem, że limit emisyjny 550g/kWh zostałby zneutralizowany. Gdy jest on przypisany do instalacji nie można bowiem sektorowo uśrednić emisji CO2. 

Zobacz także: Wicepremier Morawiecki dla Energetyka24: Jestem zwolennikiem taniej energetyki jądrowej

Niestety kwestia Krajowego planu na rzecz energii i klimatu na lata 2021-2030 może sugerować, że negocjacje dotyczące kwestii klimatycznych, a więc kluczowych dla polskiej gospodarki, nie będą wyjątkowo wyrafinowane. Pytanie czy zastępowanie przemyślanej strategii grą wizerunkową okaże się skuteczne? Tym bardziej, że trudno uwierzyć w szczerość polskich intencji odnośnie redukowania udziału węgla w miksie. 

Jakub Wiech, Piotr Maciążek

 

 

 

Reklama

Komentarze

    Reklama