Reklama

Jeszcze na przełomie 2016/17 r. według informacji Energetyka24 kluczową kwestią sporną w ramach negocjacji dotyczących Korytarza Norweskiego było stanowisko władz w Oslo. Teoretycznie Norwegowie powinni być zainteresowani budową sieci przesyłowej, która otworzy ich firmom nowe szanse biznesowe. W praktyce jednak nawet duża zbieżność interesów rodzi różnice w zakresie ich realizacji. Tak też było w tym przypadku…

Oslo nalegało na Warszawę by zagwarantowała ona, że wraz z ukończeniem Korytarza Norweskiego operacyjne staną się połączenia gazowe Polski z jej południowymi sąsiadami. Chodziło o zagwarantowanie zbytu surowca na większej ilości rynków. Rząd Beaty Szydło stał jednak konsekwentnie na stanowisku, że interkonektory powstaną dopiero po uruchomieniu sieci przesyłowej z Norwegią. Miało to zapobiegać napływowi rosyjskiego gazu do Polski na wypadek uruchomienia gazociągu Nord Stream 2.

Nie wgłębiając się w ocenę ówczesnych stanowisk Oslo i Warszawy najwyraźniej stronom udało się osiągnąć konsensus. Był on –co warto zaznaczyć- poprzedzony olbrzymią aktywnością obu państw. Np. ambasada Norwegii podjęła wielki wysiłek inicjowania kontaktów z polskimi środowiskami eksperckimi sondując za ich pomocą nastroje w polskim rządzie (nieufność wynikała prawdopodobnie z tego, że to już trzecie podejście do projektu Baltic Pipe).

Impas udało się przełamać w okolicach marca. Pod koniec wspomnianego miesiąca na konferencji „Gaz dla Polski 2017” minister Piotr Naimski poinformował publicznie, że „połączenia międzystanowe pomiędzy środkowoeuropejskimi rynkami gazu zostaną zrealizowane do 2022 r.”, a więc do momentu oddania do użytku gazociągu Baltic Pipe wchodzącego w skład Korytarza Norweskiego. Strona polska musiała być dobrej myśli po osiągnięciu konsensusu z Norwegami komunikując opinii publicznej, że open season (rezerwacja przepustowości) na Baltic Pipe zostanie ogłoszona do końca marca. Tak się jednak nie stało ponieważ proces negocjacyjny napotkał na kolejne problemy. 

Według informacji Energetyka24 procedura zostanie ogłoszona najprawdopodobniej w tym tygodniu (potwierdziły to dwa niezależne źródła) niemniej usztywniające się stanowisko strony duńskiej powoduje, że przyszłość projektu nadal jest niepewna. Najprawdopodobniej chodzi o kwestie finansowe. Już od kilku miesięcy w kuluarach największych konferencji branżowych szeptano, że Duńczycy zamierzają pokryć koszty lądowej infrastruktury Korytarza Norweskiego nie partycypując w morskiej, oraz w najbardziej kapitałochłonnym elemencie projektu tj. tłoczni. Oznaczałoby to przerzucenie głównych wydatków na Polskę. 

W ostatnich tygodniach doszło do kilku wydarzeń, które miały jeszcze bardziej usztywnić stanowisko Kopenhagi (miała ona odmówić gwarancji bankowych pod ewentualny kredyt na budowę Baltic Pipe). Chodzi z jednej strony o pojawiające się w prasie doniesienia mówiące o tym, że Dania żąda dopuszczenie duńskich firm do udziału w projektach polskich farm wiatrowych na Bałtyku. Z drugiej strony Duńczycy poinformowali w ostatnim czasie o modernizacji złoża gazowego Tyra na Morzu Północnym. Tymczasem to właśnie brak gazu ziemnego z własnych źródeł miał być kluczowym elementem pchającym Danię w kierunku partycypowania w Korytarzu Norweskim. Spytaliśmy o tę kwestię Jeppe Danø, dyrektora ds. rynku w firmie Energinet.dk, będącej operatorem duńskiego systemu przesyłowego. Na nasze wątpliwości odpowiedział bardzo bezpośrednio: decyzja w sprawie złoża Tyra nie jest zagrożeniem dla projektu Baltic Pipe, który „nie ma służyć do zaspokajania wewnętrznego zapotrzebowania Danii - państwa tranzytowego”. 

„Popełniliśmy strategiczny błąd. Spółki zbyt mocno komunikowały bezalternatywność budowy Baltic Pipe, a zbyt słabo alternatywę w postaci realizacji pływającego terminalu LNG w Zatoce Gdańskiej” – komentuje negocjacje z Duńczykami nasze źródło. Być może dlatego ostatnie tygodnie przyniosły delikatne przesunięcie akcentów komunikacyjnych operatora sieci przesyłowej – Gaz Systemu, który ograniczył swoją aktywność na konferencjach i briefingach do minimum. Tuż przed weekendem majowym firma zakomunikowała oficjalnie, że „zakończyło się postępowanie na wybór wykonawcy Studium Wykonalności terminalu FSRU wraz z pracami przygotowawczymi”. Premier Beata Szydło w rozmowie z tygodnikiem Do Rzeczy kilka dni później podkreśliła, że „Baltic Pipe jest bardzo realny (…) gdyby nie udało się go zrealizować polski rząd ma jednak plan alternatywny”.

„Pływający gazoport ma być naszym atutem negocjacyjnym” – komentuje nasze źródło, co pokazuje, że mimo zbliżającego się rozpoczęcia procedury open season „piłka nadal jest w grze”. 

Tymczasem strona rosyjska nie pozostaje bierna wobec działań związanych z Korytarzem Norweskim. Rosjanie są świetnie zorientowani i zdając sobie sprawę gdzie znajduje się najsłabsze ogniwo polskiej inicjatywy wysuwają pod adresem Danii kolejne oferty. Chodzi tu m.in. o propozycje arktyczne – „podziału” Grzbietu Łomonosowa i wyznaczenia stref wpływów na Dalekiej Północny, czy partycypowania duńskiej firmy Maersk w budowie hubu transportowego na Kamczatce.

Zobacz także: Dania na celowniku Rosji – podział Bieguna Północnego za porzucenie Korytarza Norweskiego [ANALIZA]

Zobacz także:

 

 

 

 

Reklama
Reklama

Komentarze