Reklama

„Mamy określone, proekologiczne, oczekiwania ze strony społeczeństwa i musimy je w ustawie o OZE pogodzić z potrzebami przemysłu. Usiłujemy znaleźć połączenie znanych technologii i efektywności społecznej, technologicznej” - stwierdził wiceminister Andrzej Piotrowski. 

„W przypadku OZE mamy do czynienia z rynkiem dotowanym. Wygrywa rozwiązanie nie tańsze, ale szybsze, które szybciej powstanie i zostanie wdrożone. W związku z tym obserwujemy w Polsce żywiołowy rozwój OZE, ale głównie z jednego obszaru tj. turbin wiatrowych. To rozwój tak szybki, że dziś spełniamy cele OZE przewidziane dla roku 2018.  Z jednej strony to bardzo dobrze. Z drugiej strony jeśli się coś rozwija aż tak dynamicznie, a jest dotowane, nasuwa się pytanie czy nie występują tu jakieś patologie” – dodał wiceminister tłumacząc potrzebę zmian przepisów obejmujących sektor energii odnawialnej. 

„W energetyce obywatelskiej mamy sytuację, że jeśli obywatel sam zaspokoi swoje potrzeby to bardzo dobrze. Zdarzają się jednak sytuacje, w których osoby niezamożne finansują rozwiązania dla osób zamożnych. Dlatego zdefiniowaliśmy kim jest prosument. To nie jest osoba, która traktuje wytwarzanie energii elektrycznej jako źródło dochodu w rozumieniu działalności gospodarczej. Nowelizację ustawy o OZE zaprojektowano tak, że nawet przy redefinicji prawa prosument nie będzie mógł być określany jako osoba prowadząca działalność gospodarczą. Tego nie było w starych zapisach” – poinformował Piotrowski poruszając kluczowy aspekt przepisów dotyczący prosumentów. 

„W naszej optyce prosument produkuje na własne potrzeby energię. Robi to wykorzystując OZE, a państwo chce go wspomóc. Te źródła, z których korzysta są źródłami niedyspozycyjnymi. Dlatego będzie mógł oddać energię do sieci, a zostanie mu ona zwrócona gdy będzie ją potrzebował” – dodał wiceminister podkreślając, że główną ideą nowych przepisów ma być wsparcie prosumentów, ale nie w taki sposób by ich działalność miała komercyjny charakter. 

„Dotychczasowe podejście do prosumentów było takie, że udzielano im wsparcia, ale przyciskano biurokracją. Chodzi o odczytywanie licznika i regularne raportowanie na drobiazgowych formularzach odczytów do operatora. System był tak restrykcyjny, że na 4000 prosumentów działających w Polsce ok. 1000 zidentyfikowano pod kątem niewypełniania tych wymogów. Dlatego wprowadziliśmy abolicję i uprościliśmy obowiązki prosumenta do obowiązku zgłoszenia zamierzonej instalacji i ew. zmian jeśli miały miejsce” – skonkludował Piotrowski. 

Zobacz także: Polski plan na energetykę: czysty węgiel i sadzenie lasów [Energetyka24 TV]

 

Reklama

Komentarze

    Reklama