Reklama

Gaz

Blok w Stalowej Woli opóźniony. Zagrożenie dla krajowego systemu energetycznego

  • photo
    photo
  • photo
    photo

Opóźnienie oddania do użytku bloku parowo-gazowego w Stalowej Woli będzie miało poważne implikacje dla krajowego systemu energetycznego. Pojawi się w nim deficyt 450 MW mocy, zaś w bilansie PGNiG znajdzie się niespodziewana wcześniej nadwyżka ok. 600 milionów metrów sześciennych gazu, który nie zostanie sprzedany i zapłacony – pisze Jerzy Reszczyński w swojej analizie dla Energetyka24.com.

Kiedy budowa nowego bloku parowo-gazowego w Stalowej Woli  startowała określano ją jako „nowy rozdział w polskiej energetyce”. Wmurowaniu kamienia węgielnego asystował ówczesny minister skarbu, budowę wizytował też, dla podkreślenia jej ważności, wicepremier i minister gospodarki. Wraz z piętrzeniem się kolejnych problemów związanych z inwestycją grono zainteresowanych ogrzaniem się w blasku spektakularnego „sukcesu” nagle stopniało do zera. Na placu budowy za około 1,6 miliarda złotych inwestor pozostał praktycznie sam.

Trudno jest precyzyjnie określić, w którym momencie sekwencja wydarzeń związanych z budową w Stalowej Woli najnowszego i największego w kraju bloku parowo-gazowego zaczęła przypominać równię pochyłą. Warto więc przypomnieć podstawowe fakty związane z tą ważną dla polskiej energetyki budową, zainicjowanej podpisaniem 20 listopada 2008 r. przez Tauron Polska Energia i PGNiG listu intencyjnego, w którym wyrażono wolę współpracy. Późniejsze lata były okresem przygotowania ram formalno-prawnych oraz finansowych projektu, uznanego za „największą inwestycję w elektrociepłownię gazową w Polsce”, o „wielkim znaczeniu dla bezpieczeństwa energetycznego Polski”.

26 kwietnia 2012 r. specjalnie utworzona (w lutym 2010 r.) z myślą o tej inwestycji spółka celowa PGNiG oraz Grupy Tauron, Elektrociepłownia Stalowa Wola SA, podpisała umowę z hiszpańską firmą Abener, wyłonionym w „przetargu z przeszkodami” (pierwotnie wyłoniony w przetargu wykonawca, również pochodzący z Hiszpanii koncern Iberdrola, został wyeliminowany przez Krajową Izbę Odwoławczą w wyniku postępowania wszczętego na wniosek dwóch innych oferentów) generalnym wykonawcą bloku. Wykonawca zobowiązał się do zaprojektowania, dostawy, montażu, rozruchu i przekazania do eksploatacji bloku gazowo-parowego opalanego gazem ziemnym, wraz z instalacjami i obiektami pomocniczymi EC oraz świadczenie usług serwisowych po okresie gwarancji.

Wartości netto kontraktu wyniosła 1,57 mld zł. Inwestycja, jak założono, finansowana jest ze środków własnych partnerów (ok. 25 proc.) oraz ze środków zewnętrznych (75 proc.) pochodzących z Europejskiego Banku Inwestycyjnego oraz Europejskiego Banku Rozbudowy i Rozwoju. Do finansowania inwestycji przystąpił później także Bank PEKAO SA, przejmując od EBOiR 50 proc. kredytu, przez co kwota kredytu, 1,13 mld zł, została podzielona tak, że na EBI przypada 566 mln zł, a na EBOiR i PEKAO SA po 283 mln zł. Te liczby mówią, dla jakich partnerów i w jakiej skali inwestycja ta ma znaczenie.

Lokalizację największej, jak ją rekomendowano, i najnowocześniejszej polskiej inwestycji gazowo-energetycznej właśnie w Stalowej Woli wybrano nieprzypadkowo. Tutejsza Elektrownia Stalowa Wola SA, mająca swe korzenie jeszcze w okresie budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego, stała się częścią koncernu Tauron. Wielokrotnie rozbudowywany i modernizowany zakład energetyczny posiadał pewne rezerwy terenowe pod inwestycje. Uzyskano je poprzez wyburzenie najstarszych, nieefektywnych instalacji węglowych. Koncepcja zbudowania w ich miejsce bloku gazowo-parowego o mocy ok. 450 MWt poparta była silnym argumentem w postaci przebiegającego tuż obok terenów ESW SA wysokoprężnego gazociągu o parametrach gwarantujących techniczne możliwości zasilania całego systemu w gaz ziemny. Zużycie tego czynnika szacowano na  ok. 600 milionów metrów sześciennych rocznie. Odpowiada to ok. 4-5 procentom obecnego globalnego zużycia gazu przez całą polską gospodarkę i stanowić ma ok. 12 proc. zdolności regazyfikacyjnej terminalu LNG w Świnoujściu. Blok w Stalowej Woli w założeniu ma być jednym z największych końcowych konsumentów gazu ziemnego w naszym kraju.

Ta wspólna inwestycja Tauronu oraz PGNiG, będąca – obok już realizowanych projektów infrastruktury transportowej – jedną z największych inwestycji w Polsce południowo-wschodniej, została zabezpieczona porozumieniami w sprawie zapewnienia przez PGNiG stabilnego zaopatrzenia w surowiec oraz gwarancją odbioru wyprodukowanej energii elektrycznej przez Tauron. Energia elektryczna (około 3500 GWh rocznie) ma być kierowana do krajowego systemu elektroenergetycznego, energia cieplna – m.in. do celów komunalnych (ogrzewanie ok. 70-tysięcznej Stalowej Woli i odległego o ok. 10 km kilkunastotysięcznego Niska) oraz na potrzeby odbiorców przemysłowych usytuowanych w podstrefie ekonomicznej Tarnobrzeskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Stalowej Woli, w tym – HSW SA, ważnego polskiego producenta sprzętu wojskowego. Harmonogram budowy został tak zaprojektowany, że uruchomienia bloku miało odbyć się z niewielkim odstępem czasowym od planowanego uruchomienia terminalu gazowego w Świnoujściu. Pierwotnie planowano, że cały system ruszy już w 2014 roku.

Fot. Jerzy Reszczyński

3 grudnia 2012 r., podczas ceremonii uroczystego wmurowania kamienia węgielnego pod inwestycję, ówczesny minister skarbu Mikołaj Budzanowski mówił m.in.: – Budowa tego bloku energetycznego to nowa era w polskim przemyśle energetycznym. Do połowy 2015 r. proces inwestycyjny przedsięwzięcia zostanie zamknięty, co dowodzi, że partnerstwo między spółkami można konstruktywnie budować. Powstanie dzięki temu największa jednostka tego typu w Polsce, oparta o nioskoemisyjny surowiec jakim jest gaz. Będzie to pierwsza z czterech planowanych inwestycji tego typu.

Według założeń wytwarzanie energii z użyciem gazu znacznie obniży – zgodnie z zasadą i normami, jakie określa Najlepsza Dostępna Technika BAT (Best Available Techniques) – do nie więcej jak około 360 kg/MWh emisję CO2, sprowadzi poniżej najostrzejszych norm emisję NOx oraz zredukuje praktycznie do zera emisję pyłów do atmosfery i praktycznie zlikwiduje emisję SO2. To ma duże znaczenie nie tylko dla kosztów działalności systemu (kary na przekraczanie norm środowiskowych i limity emisji CO2), ale też jest istotne z punktu widzenia mieszkańców miasta, jako że elektrownia położona jest blisko gęsto zaludnionych dzielnic miasta. Nie bez znaczenie jest wyeliminowanie uciążliwego i kosztownego transportu węgla w ilości kilkuset tysięcy ton rocznie.

Zakładano, że stalowowolski ośrodek energetyczny, dysponujący wówczas osiągalną mocą elektryczną 341 MW i osiągalną mocą cieplną 366 MW, będzie pierwszym w Polsce obiektem energetyki cieplnej, w którym już w 2017 roku zostanie całkowicie wyeliminowane spalanie węgla kamiennego. Bloki węglowe, po wyczerpaniu możliwości ich modernizacji, m.in. poprzez budowę nowych instalacji odazotowania, miały zostać odstawione po zakończeniu inwestycji gazowej. Jej wsparcie mają docelowo stanowić rozwijane od lat w ESW SA bloki energetyczne oparte na spalaniu biomasy. Obecnie z OZE pochodzi ok. 10 proc. energii wytwarzanej w tym obiekcie. Najnowszy blok na biomasę (w 20 proc. pochodzenia rolniczego, tzw. agro, i w 80 proc. pochodzenia leśnego)  o mocy 20 MW ukończono na przełomie 2012 i 2013 r. Kolejny, o identycznej morfologii paliwa, zaprojektowano na moc 35 MW z terminem rozruchu w 2015 r. Taka strategia rozwijania produkcji energii w tym ośrodku wpisywała się w szeroko rozumianą strategię proekologiczną oraz programy dekarbonizacji energetyki, predestynując ESW SA do roli lidera w polskim systemie elektroenergetycznym.

Niestety, narastające na budowie problemy skutkujące znacznym opóźnieniem w uruchomieniu bloku gazowego zmusiły Tauron do rewizji swoich planów związanych z odstawianiem nieefektywnych bloków węglowych. Plan zakładał, że w Elektrowni Stalowa Wola odstawienie dwóch bloków 120 MW, które zakończyły już swój naturalny okres eksploatacji, nastąpi po roku 2015, czyli po uruchomieniu bloku gazowego. Zapadły jednak uzgodnione z PSE decyzje, aby okres eksploatacji jednego stalowowolskiego bloku przedłużyć o kilka lat, prawdopodobnie do 2019 roku. Formalnie stanowić ma on – wraz z dwoma blokami Elektrowni Siersza – część tzw. rezerwy zimnej polskiej energetyki. 

Na dostawcę turbozespołu parowego oraz kondensatora, czterech podgrzewaczy wody, zaworów i pozostałych urządzeń pomocniczych została wybrana Skoda Power. Turbina gazowa 9F 5-series dostarczona została przez GE. Równolegle z pracami przy wznoszeniu obiektów samej elektrociepłowni podjęto prace nad budową progu spiętrzającego wodę na rzece San oraz m.in. prace związane z przyłączeniem do sieci przesyłowej gazowej i elektroenergetycznej (budowa rozdzielni 220 kV przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne i stacji pomiarowej gazu przez Gaz-System). Pozornie drobną zmianą o charakterze formalno-prawnym stało się przyjęcie 30 września 2013 r. aneksu do umowy o funkcjonowaniu Elektrociepłowni Stalowa Wola. Zgodnie z nim PGNiG Termika zastąpiła w projekcie spółkę PGNiG Energia.

Prawdziwe problemy zaczęły się piętrzyć z chwilą dostarczenia do polskiego portu największych i najbardziej masywnych podzespołów bloku energetycznego. Przedmiotem największej w powojennej historii polskiej żeglugi śródlądowej operacji były ładunki o łącznej masie około 3 tysięcy ton, ulokowane na 12 barkach prowadzonych przez 9 holowników. Okazało się, że niski stan wody w Wiśle, praktycznie nieprzygotowanej do prowadzenia na niej poważnych operacji transportu ładunków w ramach „istniejącej teoretycznie” Międzynarodowej Drogi Wodnej E40, uniemożliwił dostarczenie w zaplanowanym terminie do miejsca jego rozładunku turbiny i stojana generatora. Część lżejszych i mniejszych urządzeń udało się dostarczyć drogą wodną, Wisłą i Sanem, aż na miejsce ostatecznego przeznaczenia, w sąsiedztwo elektrowni. Ale turbina gazowa i stojan generatora turbiny dotarły do miejsca przeznaczenia dopiero 23 sierpnia 2014 r., po trwającej kilkanaście miesięcy „epopei wiślanej”, obejmującej m.in. wielomiesięczne oczekiwania we Włocławku, okolicach Kazimierza nad Wisłą i Dęblina na podniesienie się stanu wód. Ostatni etap transportu, zorganizowany przez holenderką firmę ALE HeavyLif, stał się najbardziej spektakularną, największą w historii polskiego transportu lądowego operacją logistyczną. Obydwa podzespoły musiały zostać wyładowane na ląd w miejscowości Wrzawy, niedaleko ujścia Sanu do Wisły, i końcowy odcinek trasy mierzący ok. 27 kilometrów musiały pokonać – po wielotygodniowych przygotowaniach – na specjalnie sprowadzonych w tym celu platformach kołowych. Korzystano przy tym z wyłączonej z ruchu drogi krajowej nr 77, na której należało uprzednio wykonać szereg prac przygotowawczych (demontaż lub podniesienie instalacji elektrycznych i łącznościowych, demontaż i ponowny montaż oznakowań ulicznych, oświetlenia, sygnalizacji świetlnej itp., a także dokonać wzmocnienia podziemnego przejścia dla pieszych w centrum Stalowej Woli, nad którym musiały przejechać platformy z ładunkiem o masie do 460 ton każdy, nie licząc masy samych nośników).

Fot. Jerzy Reszczyński

Choć opóźniona dostawa kluczowych podzespołów dotarła do wykonawcy w sierpniu 2014 r., to dopiero 20 maja 2015 r. generalny wykonawca inwestycji, Abener Energia wystąpił z wnioskiem o uznanie – z powodu opóźnienia dostawy turbiny – przesunięcia wykonania inwestycji o kilka miesięcy, deklarując ukończenie jej na początku 2016 r. Reakcją na ten krok stała się decyzja inwestorów z 14 lipca 2015 r. o skierowaniu sprawy opóźnienia przy budowie bloku do sądu arbitrażowego. W tle tego ruchu pojawiły się sygnały o uruchomieniu procedury egzekucji naliczanych od końca czerwca 2015 roku (wtedy zgodnie z umową miał rozpocząć się próbny rozruch bloku) kar umownych, których wysokość na tę fazę postępowania szacowano już na blisko 170 milionów złotych. Obydwie strony znalazły się w prawnym zwarciu, a na dodatek publiczną stała się sprawa poważnych problemów finansowych koncernu Abengoa, którego częścią jest Abener Energia. Abengoa znalazła się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia upadłością. Z budowy w Stalowej Woli wycofana została część hiszpańskiej kadry.

Na koniec roku 2014 sam inwestor oceniał zaawansowanie robót na 68 proc., a w sierpniu 2015 r. Tauron wydawał oświadczenia, w których szacował, że blok może zostać oddany do gorącego rozruchu dopiero w I półroczu 2016 r., zaś pracę rozpocznie najprawdopodobniej na przełomie 2016 i 2017 r. Ówczesny prezes  zarządu Tauron Polska Energia Dariusz Lubera jeszcze wiosną 2014 r. starał się łagodzić coraz ostrzejszy konflikt: – Nie możemy powiedzieć, że mamy spór formalny, bo go dalej nie ma. Abener nie tylko poinformował nas, że dojdzie do opóźnienia w ukończeniu inwestycji, ale także, i to jest przedmiotem sporu, zwrócił się o uznanie niektórych zdarzeń w czasie trwania inwestycji za tzw. działanie siły wyższej. Nie ma złej woli z naszej strony i nie ma naciągania ze strony Abener. Różnimy się co do oceny zapisów kontraktowych definiujących siłę wyższą i jeśli się w tej sprawie nie porozumiemy, to sprawa zgodnie z zapisami kontraktowymi znajdzie swój finał w arbitrażu.

W ostatnim kwartale roku 2015 ujawniony został kolejny problem, jakim stało się zawalenie się kanału doprowadzającego wodę technologiczną z miejsca jej spiętrzenia na Sanie do systemów bloku parowo-gazowego. Specjaliści reprezentujący inwestora oszacowali, że naprawa potrwać może nawet około półtora roku. Taki system zasilania w wodę technologiczną był jednym z rozwiązań wpływających na podwyższenie sprawności pracy bloku. W tej sytuacji możliwość ukończenia prac i rozpoczęcia rozruchu bloku w dających się przewidzieć terminach stawały się coraz bardziej iluzoryczne.

Fot. Jerzy Reszczyński

Inwestor, reprezentowany przez Tauron Polska Energia,  stanął wreszcie zdecydowanie na stanowisku, iż wykonawca inwestycji naruszył nie tylko harmonogram, ale także „istotne warunki techniczne kontraktu, mające wpływ na bezpieczeństwo i bezawaryjność pracy bloku, jego przyszłą efektywność i koszty funkcjonowania”. W związku z tym 29 grudnia 2015 r. wykonawca został wezwany ostatecznie do należytego wykonania kontraktu pod rygorem odstąpienia od niego.

To ostatnie, radykalnie sformułowane wezwanie nie przyniosło żadnego efektu, więc 29 stycznia  Elektrociepłownia Stalowa Wola, spółka celowa Tauron Wytwarzanie oraz PGNiG Termika, odstąpiła od kontraktu z generalnym wykonawcą budowy bloku gazowo-parowego o mocy 450 MW, firmą Abener Energia.

Teraz, zgodnie z zapisami w kontrakcie, Elektrociepłownia Stalowa Wola będzie musiała wyegzekwować na wykonawcy przeprowadzenie pełnej i szczegółowej inwentaryzacji wykonanych robót, aby uzyskać podstawę do rozliczenia. To będzie także punkt wyjścia do sporządzenia specyfikacji robót, jakie będą jeszcze musiały zostać wykonane. Nie wiadomo, jak długo to potrwa. Dopiero taka rzetelna inwentaryzacja stanie się punktem wyjścia do przygotowania –  we współpracy z profesjonalnym doradcą zewnętrznym oraz bankami finansującymi projekt – planu dokończenia budowy i najprawdopodobniej, po sporządzeniu specyfikacji robót do wykonania, rozpisania kolejnego przetargu – na wykonanie ostatnich prac, harmonogram rozruchu itp.

Otwarta pozostaje na razie sprawa zarówno rozliczeń pomiędzy inwestorem i hiszpańskim generalnym wykonawcą oraz nim a jego polskimi podwykonawcami, oraz sprawa kar umownych. Nie jest do końca jasne, jak skutecznie uda się ochronić interesy inwestora w zakresie gwarancji na dostarczona już na budowę i zamontowane, ale nie uruchomione urządzenia i maszyny. W tej sytuacji rachuby, iż budowa  zostanie ukończona jeszcze w roku 2016, mogą okazać się płonne. A zapowiadająca się na spektakularny sukces inwestycja stanie się problemem wielu instytucji, w tym także samorządu lokalnego, który – tak się może złożyć – wpływy podatkowe od tego nowego zakładu uzyskiwać zacznie nie od 2016 roku, jak się spodziewano, ale nawet w roku 2018, jeśli faktyczna eksploatacja nowego bloku rozpocznie się w roku 2017. opóźni się zatrudnienie około 70-90 wysokiej klasy specjalistów do obsługi nowego bloku. W polskim systemie elektroenergetycznym nie pojawi się spodziewane 450 MW „gazowej” mocy, zaś w bilansie PGNiG znajdzie się niespodziewana wcześniej nadwyżka ok. 600 milionów metrów sześciennych gazu, który nie zostanie sprzedany i zapłacony.

Jerzy Reszczyński

Reklama

Komentarze

    Reklama